PROBLEM. Gminy podejmują się zwalczania groźnego dla zdrowia, gigantycznego chwastu – słynnego już barszczu Sosnowskiego. Problem pojawia się wtedy, gdy roślina rośnie na terenie prywatnym
Pani Krawczyk, mieszkanka gminy Opatów, już od kilku lat walczy z barszczem Sosnowskiego. Ale jest to w jej przypadku syzyfowa praca. Dlaczego?
– Sąsiad przez miedzę też ma ten barszcz i w ogóle nic z nim nie robi. Więc ja mogę sobie urobić ręce i nogi, a ten barszcz i tak stamtąd znowu do mnie wraca. To rośnie 50 metrów od naszych zabudowań. U nas są małe dzieci. Ja już byłam poparzona przez barszcz i wiem, co to znaczy. Nie daj Boże, żeby doszło do jakiejś tragedii – mówiła mieszkanka podczas ostatniej sesji.
Kobietę poczucie bezradności skierowało po pomoc do gminy.
– Będę walczyć, bo musi być jakieś wyjście. Do tej pory wszyscy mi tylko tłumaczą, że nie ma jakiejś ustawy, nie ma prawa. A jakieś wyjście przecież musi być. Bo jeśli jeden będzie barszcz zwalczał, a drugi po sąsiedzku się tylko uśmiecha, to ja nie wiem – dodaje mieszkanka gminy.
Problem nieusuwanego barszczu ma tu dotyczyć około hektara działki – więc nie jest to jakaś jedna przypadkowa kępa groźnego chwastu. Na forum rady mieszkanka usłyszała, że w gminie „postarają się coś zrobić”. Ale w zasadzie nie ma możliwości, by ktoś z gminy wszedł na cudzą działkę i usuwał tam barszcz Sosnowskiego. Radny powiatowy Jeziorski stwierdził, że problem, poza Opatowem, dotyczy w większym stopniu także gmin Panki i Miedźno. Generalnie cały kłopot miał powstać, jak się uważa, jeszcze za czasów PRL, gdy jeden z rolników z gminy Opatów sprowadził barszcz Sosnowskiego do uprawy, bo wówczas tę roślinę uważano za pastewną. W gminie Opatów w zwalczaniu barszczu doświadczenie ma OSP w Zwierzyńcu. Ale działania te obejmują tylko tereny publiczne. Z prywatnymi – jak tutaj – tak się nie da.
Być może jedno z możliwych wyjść z tej sytuacji podsunął radny ze Zwierzyńca.
– Jeśli ktoś wejdzie na taki teren prywatny i się poparzy barszczem, to właściciel działki za to odpowiada. Poinformowanie właścicieli takich działek o odpowiedzialności cywilno-prawnej mogłoby nakłonić ich do usuwania barszczu – uważa Andrzej Zalski.
Jeziorski przypomniał z kolei, że dawniej obowiązywały przepisy dotyczące usuwania chwastów złośliwych. Na mocy tych przepisów można było przymusić właścicieli prywatnych działek do ich usuwania. Ale teraz możliwości takiej już nie ma.
– Właściciela gruntu trzeba by uświadomić, że jego odpowiedzialności w tym przypadku nie obejmuje ubezpieczenie – dodał do propozycji Zalskiego Jeziorski. – Ktoś by musiał tego właściciela zaskarżyć z powodu poparzeń. Ale nikt się nie dobrowolnie poparzyć nie da – dodał.
Tak więc radni poradzili, ale dla mieszkanki na razie niewiele z tego wynika. Czy przyszła na sesję na darmo? (jar)
Facebook
YouTube
RSS