PROBLEM. Miał trafić do domu pomocy społecznej, ale – mimo potrzeby stałej opieki – trafił do domu dla bezdomnych. Krewni obwiniają gminną pomoc społeczną, która – ich zdaniem – dopuściła się poważnych zaniedbań. W GOPS-ie mówią o braku współpracy rodziny. Tymczasem nim dobrze wysechł atrament na kartach pism, w ciągu niespełna miesiąca chory zapłacił najwyższą cenę. Mężczyzna zmarł
Jarosław Jędrysiak
Andrzej Kasprzyk, ponad 40-letni syn pana Edwarda, poważnie ucierpiał, gdy w lutym zeszłego roku jako pieszy został potrącony przez samochód. Lista obrażeń, jakich doznał, zajmuje pół strony karty informacyjnej ze szpitala na Bialskiej w Częstochowie. Urazy głowy wymagały bezzwłocznej interwencji i trwałego usunięcia części kości czaszki. Po kilku dniach odzyskał przytomność, później – mocno ograniczoną – zdolność komunikowania się. Włożono mu do żołądka sondę do przyjmowania pokarmów. Gdy w połowie marca 2015 r. odzyskał wydolność oddechową i krążeniową, z tą sondą w brzuchu, z rurką do oddychania w krtani i założonym cewnikiem przewieziono go, jako pacjenta stale wymagającego opieki, do Zakładu Opiekuńczo Leczniczego w Dobrodzieniu. Jeszcze w czerwcu 2015 roku w zaświadczeniu lekarskim stwierdzono, że pacjent kwalifikuje się, jako wymagający opieki, do domu pomocy społecznej. Ze względu na niezdolność do samodzielnej egzystencji. Rozpoczęła się więc procedura, która miała do tego doprowadzić. Skomplikowana także z tego powodu, że wobec dorosłego chorego najbliższa rodzina nie była władna decydować o wszystkim. Potrzeba było odpowiedniej drogi prawnej. I ta została uruchomiona.
Czytaj więcej w najnowszym numerze GK lub na e-wydaniu.
Facebook
YouTube
RSS