Częstochowa, Warszawa, Austria

Były mąż zabrał jej dziecko. Ziobro pomoże?

Częstochowski sąd jeszcze nie orzekł w sprawie wydania dziecka, ale stwierdził, że do czasu zakończenia postępowania Ola powinna być przy matce.
PIOTR WIEWIÓRA
Były mąż zabrał jej dziecko. Ziobro pomoże?

PROBLEM. Pani Anna pięć lat temu rozwiodła się z mężem Austriakiem. W kwietniu – zaledwie kilka miesięcy po tym, jak wróciła do Częstochowy z ośmioletnią córką – mężczyzna uprowadził dziewczynkę na oczach rówieśników. Niestety sąd austriacki nie respektuje postanowień polskiego, który według międzynarodowego prawa ma tu pierwszeństwo. Kobieta natomiast od pięciu miesięcy praktycznie nie ma kontaktu z dzieckiem

Piotr Wiewióra

Anna Nowak (na prośbę kobiety podajemy zmienione dane, prawdziwe do wiadomości redakcji – inf. red.) poznała swojego przyszłego męża w Polsce. Wspólnie zamieszkali jednak w Austrii. Rozwiedli się, kiedy ich córka Ola (również zmienione imię) miała 3 lata. Austriacki sąd matce przyznał opiekę nad dzieckiem, ojciec natomiast mógł się widywać z córką przez dwa weekendy w miesiącu, zresztą – jak twierdzi kobieta – sam o taką częstotliwość zabiegał. Stosunkowo szybko podjął jednak próbę uzyskania pełnej opieki nad Olą.
– Wymyślał różne nieprawdziwe rzeczy na mój temat, które miały świadczyć o tym, że jestem złą matką. Przedstawiał absurdalne argumenty w rodzaju, że nie zapewniam córce wystarczającej ilości zabawek edukacyjnych, albo że Ola ma za mało znajomych – mówi pani Anna.
Sprawa ciągnęła się kilka lat – według relacji matki – bez konkretnego finału. Zmęczona tym wszystkim kobieta – także w obawie, że knucie byłego męża może w końcu przynieść pozytywny dla niego skutek w austriackim sądzie – postanowiła w końcu wrócić do Częstochowy. Podkreśla, że tutaj mieszka jej rodzina, którą Ola dobrze zna, więc zmiana miejsca zamieszkania nie mogła być dla niej szokiem, tym bardziej że mówi po polsku i ma polskie obywatelstwo.
– Była tu szczęśliwa – zapewnia matka.

Wyniósł córkę ze szkoły
Do Częstochowy przyjechały w sierpniu 2015, natomiast już w październiku były mąż kobiety – za pośrednictwem austriackiego ministerstwa sprawiedliwości – złożył wniosek o wydanie mu dziecka. Zgodnie z przepisami został on przekazany najpierw do polskiego ministerstwa, a następnie do częstochowskiego sądu, jako właściwego zgodnie z aktualnym miejscem pobytu dziecka. Postępowanie wszczęto w listopadzie. Mężczyzna nie czekał jednak na rozstrzygnięcie. Dokładnie 12 kwietnia jeszcze przed rozpoczęciem lekcji wpadł do Szkoły Podstawowej nr 17, do której uczęszczała dziewczynka, i dosłownie wyniósł ją prosto do samochodu na warszawskich numerach. Zabrał ją w kapciach, bez kurtki. Całe zajście zarejestrował monitoring. Nie wiadomo, czy przypadkowo, czy może dzięki wcześniejszej dokładnej obserwacji, ojciec zabrał córkę wówczas, kiedy jej klasa stała na korytarzu w oczekiwaniu na przyjście katechetki. Było to na dzień przed ósmymi urodzinami Oli, które miała świętować razem z koleżankami. W SMS-Ie do pani Anny mężczyzna poinformował tylko, że zabrał dziecko do siebie i że go nie odda.

Prawne przepychanki
Jeszcze w kwietniu Sąd Rejonowy w Częstochowie wydał postanowienie, że przynajmniej do czasu zakończenia postępowania dotyczącego wydania dziecka, wszczętego na wniosek ojca, córka powinna być przy matce. Nic nie dało odwołanie wniesione przez prawnika byłego męża – tym razem Sąd Okręgowy w Częstochowie je odrzucił. Ale prawomocne postanowienie nic nie dało też matce, ponieważ dziecko do dzisiaj jest w Austrii, gdzie skutecznie uniemożliwia się mu jakikolwiek kontakt z matką. Tamtejszy sąd i policja nie respektują też decyzji częstochowskiego sądu. Pani Anna nieraz w ostatnich miesiącach wybierała się do Austrii, żeby zobaczyć się z dzieckiem, i prawie za każdym razem miała do czynienia z tamtejszą policją wzywaną przez byłego męża, która nie kryła, że interesują ją tylko orzeczenia austriackiego wymiaru sprawiedliwości.
W przypadku spraw dotyczących dzieci obowiązuje m.in. Konwencja Haska, natomiast kwestię jurysdykcji sądowej reguluje rozporządzenie „Bruksela II bis”. Zdaniem kobiety przepisy te łamie sąd w Austrii. Przed nim właśnie mężczyzna podjął skuteczną próbę pozbawienia jej praw rodzicielskich, składając w ubiegłym roku kolejny już wniosek. Wyrok zapadł tam w grudniu.

„Powinien zawiesić postępowanie”
– Oczywiście nie zaniedbywałam nigdy mojej córki. Odebrano mi prawa rodzicielskie na skutek oczerniających mnie zeznań byłego męża – tłumaczy pani Anna, zaznaczając, że nie miała nawet możliwości obrony oraz że tylko raz tamtejszy psycholog chciał z nią porozmawiać, ale nie mogła wtedy przyjechać do Austrii. – Wydał więc opinię w oparciu o to, co powiedział były mąż, a tamtejszy sąd następnie pozbawił mnie praw rodzicielskich. A przecież zgodnie z prawem powinien to postępowanie zawiesić do czasu zakończenia postępowania o wydanie dziecka prowadzonego w Częstochowie. Ojciec Oli wprawdzie wniósł, już po uprowadzeniu, o jego przerwanie, ale ono toczy się dalej. Sąd nie może orzekać o władzy rodzicielskiej w trakcie postępowania o wydanie dziecka. Wiedział o tym sąd w Austrii, ale i tak to zrobił – podkreśla.
Orzeczenie w Częstochowie miało zapaść we wtorek, ale z powodu choroby sędzi na razie do tego nie doszło. Podtrzymana została natomiast kwietniowa decyzja mówiąca, że dziecko powinno być przy matce. Jest więc duży rozdźwięk między stanowiskami obu sądów.
Kobieta uważa, że uprowadzenie było desperackim krokiem, na który Austriak zdecydował się, ponieważ zaczął się obawiać, że sprawy o wydanie dziecka nie wygra. Chodzi przede wszystkim o fakt, że kiedy wniosek o wydanie córki składał, dysponował tylko prawem do odwiedzin, natomiast prawo do opieki miała matka. Co ciekawe, przez okres ok. ośmiu miesięcy, kiedy Ola mieszkała już z mamą w Częstochowie, nie wykazywał podobno specjalnego zainteresowania spotkaniami z córką, których była żona nie miała zamiaru mu utrudniać. Tylko raz – w styczniu – przyjechał do Polski, ale zamiast pojawić się w ich domu, udał się bezpośrednio do szkoły, gdzie miał się wykłócać i przekonywać nauczycielki do swoich racji. Prawdopodobnie już wtedy przymierzał się do zabrania dziewczynki siłą, które sfinalizował trzy miesiące później.

Prokuratura: to nie było uprowadzenie
Chociaż dysponował korzystnym dla niego wyrokiem austriackiego sądu, to nie zdecydował się okazać go w szkole. Prokuratura Rejonowa Częstochowa-Południe, która po zgłoszeniu Anny Nowak badała tę sprawę, uprowadzenia się jednak nie dopatrzyła i odmówiła wszczęcia śledztwa.
– Ponieważ z orzeczenia austriackiego sądu wynika, że kobiecie odebrana została władza rodzicielska, a jej wykonywanie powierzono ojcu – wyjaśnia Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. – Mężczyzna stwierdził, że dziecko zostało wywiezione z Austrii bez jego zgody. Wówczas opiekę nad nim miała wprawdzie matka, ale planując wyjazd z tego kraju, powinna taką zgodę uzyskać – podkreśla.
Nie zgadzająca się z tą decyzją matka zwróciła się do Prokuratury Krajowej w Warszawie. Przynajmniej częściowo skutecznie.
– Obecnie policja prowadzi dodatkowe czynności w tej sprawie. Może to robić, mimo że decyzja o odmowie jest prawomocna – mówi prok. Ozimek.
Pani Anna zaznacza, że w myśl międzynarodowego prawa orzeczenie o odebraniu jej władzy rodzicielskiej jest nieważne, a policja i prokuratura w Częstochowie miały wiedzę o toczącym się przed tutejszym sądem rejonowym postępowaniu, mającym w tej sytuacji pierwszeństwo.
– Gdyby wszystko było zgodnie z prawem, to austriacki sąd skontaktowałby się z częstochowskim i za pośrednictwem m.in. kuratora i policjantów domagał się odebrania mi córki w sposób oficjalny. Ale tego nie zrobił – twierdzi.
Mówi, że była pewna, iż były mąż nie zgodzi się na wyjazd córki, dlatego poinformowała go o tym pisemnie już po fakcie, podkreślając jednak w liście, że nadal może się z Olą widywać.
– Drogę do Częstochowy znał, a moja rodzina była do niego nastawiona pozytywnie, nawet po rozwodzie – tłumaczy, dodając, że w ramach postępowania w częstochowskim sądzie miało dopiero zostać wyjaśnione, czy wywożąc dziecko do Polski, postąpiła niewłaściwie.

Zagadkowa aplikacja
Kiedy w Austrii kobieta próbowała spotkać się z córką i porozmawiać choćby przez chwilę (tylko dwa razy się to udało – pod szkołą i w sądzie), dziwnym trafem niemal błyskawicznie na miejscu pojawiała się tamtejsza policja. Okazało się, że w telefonie miała zainstalowane coś w rodzaju aplikacji szpiegowskiej, która m.in. wszystkie wysyłane przez nią SMS-y kierowała jednocześnie na numer służbowy byłego męża. Odkryła to przypadkiem, kiedy wpatrywała się w telefon, niecierpliwie wyczekując na SMS-ową odpowiedź od znajomej. Wtedy wyszło na jaw, że po kilku sekundach od wysłania wiadomości pojawia się raport o dostarczeniu jej na numer mężczyzny, który jednak po chwili znika. Kobieta nie wie, w jaki sposób taka aplikacja znalazła się w jej telefonie, ponieważ Austriak nie miał do niego dostępu. W salonie Orange także nie byli w stanie jej tego wyjaśnić, zresztą aplikacja nie była w ogóle znana pracownikowi. Anna Nowak zgłosiła to w Komendzie Miejskiej Policji w Częstochowie, a ta wysłała telefon do Komendy Wojewódzkiej w Katowicach, w której strukturach działa Wydział do Walki z Cyberprzestępczością. Niestety niedawno częstochowianka otrzymała informację, że wyników szczegółowej analizy, wykonanej przez tamtejszych specjalistów, może oczekiwać dopiero w przyszłym roku.

Liczy na pomoc Ziobry
W walce o córkę kobieta nie daje za wygraną, ale bez fachowej pomocy najwyższych organów trudno będzie ją odzyskać. Kontaktowała się już m.in. z Komisją Europejską i Ministerstwem Sprawiedliwości, na których pomoc bardzo liczy. Ministrowi Zbigniewowi Ziobrze udało się w ostatnim czasie doprowadzić do pozytywnego zakończenia podobnych spraw m.in. w Niemczech, skutecznie działał też w takich przypadkach wiceminister Michał Wójcik, więc pani Anna ma nadzieję, że i w jej przypadku będzie podobnie. Od wyroku sądu w Austrii, pozbawiającego ją praw rodzicielskich, złożyła nadzwyczajny środek odwoławczy, czyli tzw. rekurs, który niestety został rozpatrzony negatywnie za niezgodność z jednym paragrafem. Ponadto, żeby w międzyczasie móc w pełni legalnie i oficjalnie kontaktować się z córką na terenie Austrii, wystąpiła z wnioskiem do tamtejszego sądu, który go uwzględnił i zgodził się na dwa spotkania w tygodniu po dwie godziny pod okiem pracownika socjalnego. Ale i w tym przypadku do takiego spotkania jeszcze nie doszło, mimo że decyzja zapadła już ponad miesiąc temu, m.in. z uwagi na przeszkody ze strony ojca. Obecnie tylko w ten sposób nieszczęśliwa matka ma szansę nawiązać z Olą jakikolwiek kontakt, ponieważ mężczyzna i jego konkubina nie zgadzają się ani na rozmowy telefoniczne, ani na korespondencję drogą elektroniczną. W dodatku razem ze swoimi prawnikami odgraża się, że jeśli dalej będzie takie próby podejmowała, to więcej córki nie zobaczy.
– Bardzo liczę na wsparcie ludzi, którzy są w stanie w jakikolwiek sposób mi pomóc – podkreśla matka.

2 komentarze

2 Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Częstochowa, Warszawa, Austria

Masz jakieś pytanie lub problem dotyczący naszego Tygodnika? Skontaktuj się z naszym biurem! Tel. 514 786 400

Więcej w Częstochowa, Warszawa, Austria