Wywiad

„Podpisałem dokument, który był podrobiony”

„Podpisałem dokument, który był podrobiony”

Z Bolesławem Świtałą, wójtem gminy Popów, rozmawiamy na temat powstania tuczarni, pozostałych inwestycji w gminie oraz planów wyborczych

GK: Jak Bolesław Świtała spędza wolny czas?
Bolesław Świtała:
Tego wolnego czasu zbyt wiele nie mam, bo poza pracą prowadzę jeszcze gospodarstwo rolne, które też zabiera mi dosyć dużo czasu. Lubię to robić, bo w gospodarstwie pracuję od dzieciństwa.

GK: Popów jest gminą turystyczną. Nie ma pan obaw, że powstanie chlewni w Kamieńszczyźnie zaburzy rozwój gminy w tym kierunku?
B.Ś.:
Na obecną chwilę trudno mi powiedzieć, jaki to będzie wpływ. W każdym razie gmina jest turystyczna i pod tym kątem też trzeba do tego tematu podchodzić. Dlatego też rada gminy podjęła stosowne uchwały ku temu, żeby może w jakiś sposób ograniczyć ilość zwierząt w tej tuczarni bezściółkowej. Myślę, że nie ograniczy to możliwości chowu.

GK: Tak, bo inwestor wniósł o unieważnienie uchwały rady gminy.
B.Ś.:
Tak, odwołał się. Ale trudno mi powiedzieć, jaki będzie tego skutek. Czekamy na dalsze informacje.

GK: Ośrodki turystyczne w gminie podniosły rwetes. Naciskają, żeby pan przeciwdziałał powstaniu chlewni?
B.Ś.:
Nie mogę powiedzieć, że się nie odezwały – bo odezwały się. Szczególnie ośrodek przy ul. Piwnej. Te ośrodki prężnie działają, przyciągają dużo osób – na wypoczynek, na uroczystości weselne, chrzciny, komunie. Ten ośrodek żyje, dobrze się ma i widzę, że tam też trwa rozbudowa.

GK: Jako urzędnik nieco pan hamletyzuje, nie mówi „tak” lub „nie”. A jak prywatnie pan podchodzi do tematu tej chlewni?
B.Ś.:
(westchnienie) Z jednej strony, jeśli patrzeć na to, żeby mieszkańcy mogli z czegoś żyć, to jeśli mają wolę inwestować, to nie powinno się im utrudniać. Bo co by było, gdyby pojawił się jakiś inwestor z dużymi pieniędzmi, gotów zatrudnić odpowiednią liczbę osób? Mielibyśmy mu to utrudniać? Ja oczywiście liczę się z tym, że ta inwestycja może spowodować zmniejszony ruch turystyczny, ale gdzieś musimy hodować te świnie, uprawiać tę ziemię. Musimy zabiegać też w jakiś sposób o rolnika. Bo to nie jest prosta i łatwa sprawa pracować w gospodarstwie, hodować świnie.

GK: Czy koniecznie akurat w widłach Rębielanki i Liswarty?
B.Ś.:
No niekoniecznie. Z tym się zgadzam. W każdym razie takie możliwości też musimy stworzyć tym rolnikom, którzy chcą. Przecież są rolnicy gospodarujący na wielu hektarach, też mający chlewnie, hodujący bydło. Muszą to robić, bo przecież coś trzeba jeść. I z czegoś trzeba żyć.

GK: Ta chlewnia będzie dość blisko nowej gminnej studni. Nie boi się pan, że w efekcie i tu będzie w wodzie za dużo azotanów?
B.Ś.:
Takie obawy podnosiłem również we wniosku, który skierowałem do rady gminy – o to, aby przystąpić do zmian w planie zagospodarowania przestrzennego. Uzasadniając to m.in. tym, że w pobliżu jest ujęcie wody, które zaopatruje część gminy. Oczywiście gdzieś tę gnojowicę trzeba by było wywozić. Inwestor ma obok pola, ale nie jest to powierzchnia, która mogłaby w całości pochłonąć taką ilość gnojowicy bez przekroczenia norm i narażenia się na stosunkowo duże kary. Wcześniej były już obawy dotyczące Rębielic, gdzie Agro Duda z Krzepic wywoził gnojowicę na pola naszych mieszkańców. No i taka informacja poszła w teren, żeby jednak zaprzestać korzystania z tej gnojowicy do nawożenia pól, bo może to spowodować zwiększenie ilości azotanów na ujęciu wody. Przy czym nie można stwierdzić, że te azotany pojawiają się wyłącznie z powodu nawożenia gnojowicą czy nawozami mineralnymi. Bo są również inne przyczyny.

GK: W Rębielicach jest góra. Z pięknym kamieniołomem, malowniczymi widokami. Zostanie rozebrana podczas eksploatacji złoża kamienia. Też były tu protesty mieszkańców. A jaki pan ma stosunek do sprawy?
B.Ś.:
Kilkakrotnie już mówiłem, że jest tam kamieniołom, kamień był tam eksploatowany i myślę, że powinien być. To, że będzie eksploatowany, to nie jest wina gminy ani moja osobista. To jest wina tych osób, które wcześniej zdecydowały się na utworzenie wspólnoty góry rębielskiej. Bo gdyby nie było tej wspólnoty i ta góra byłaby skomunalizowana, gminna – to wtedy od gminy by zależało, czy tam może czy nie może być prowadzone wydobycie. Teraz, gdy jest inwestor, który wykupił znaczną część udziałów, to on decyduje o tym, co tam będzie się działo. Mam powiedzieć, że to szkodzi mieszkańcom całej miejscowości? Skoro z tego złoża na pewno mieszkańcy Rębielic Królewskich – i nie tylko – korzystali? Do budowy dróg, może nawet jakichś domów, stodół, garaży.

GK: Poprzednia sołtyska miała pretensje, że wspólnotę mógł pan wesprzeć, żeby wybrała swoje władze. A pan zaproponował własne.
B.Ś.:
Nie do końca jest to prawdą. Wspólnota miała na to określony czas, w którym mogła wybrać swoje władze. Ten czas kilkakrotnie się wydłużył. To trwało może nawet więcej niż 10 lat. W końcu trzeba było zrobić krok, żeby powołać zarząd wspólnoty. Owszem, było spotkanie, na którym sołectwo Rębielic Królewskich podjęło uchwałę o składzie zarządu. Ja ten zarząd honorowałem, pisemnie zaprosiłem wszystkich do rozmów. Ale widziałem to też tak, aby do składu tego zarządu wszedł ktoś, kto doprowadzi to do końca. Bo to nie jest tak, że ktoś jest w zarządzie i na tym sprawa się zamyka. To są obowiązki, są też i związane z tym koszty. Wychodziłem z takiego założenia, że jeżeli są osoby, które mają dużo udziałów, to dlaczego miałyby nie wejść w skład zarządu wspólnoty? Powiedziałem, że widzę tę i tę osobę na prezesa, na zastępcę, ale uwzględniłem też osoby, które mieszkańcy zaproponowali. A niektórzy mi odmówili. I mam to nawet na piśmie.

GK: Ale stąd się wzięło przekonanie, że pan ułatwił drogę do wznowienia wydobycia kamienia. Bo miał pan taki wpływ na kształt wspólnoty.
B.Ś.:
To nie do końca jest tak, że ja to ułatwiłem, powołując na prezesa, przewodniczącego tej wspólnoty osobę, która tam ma większość udziałów. Bo przecież ta osoba też i przy innym zarządzie dążyłaby do tego samego. I podejrzewam, że do eksploatacji złoża wcześniej czy później i tak by doszło.

GK: Czyli jest to już nieuchronne?
B.Ś.:
Nie wiem, czy nieuchronne, w każdym razie wszystko zmierza ku temu, że tam ta eksploatacja nastąpi. Tym bardziej, że według mojej oceny większość mieszkańców Rębielic Królewskich jest za tym, żeby tam ta eksploatacja ruszyła. Oczywiście są osoby, które są temu przeciwne.

GK: Na zebraniu wiejskim większość była przeciw.
B.Ś.:
Nie wszyscy, którzy byli na zebraniach, zabierali głos – i nie wiadomo, jak by się mogli wypowiedzieć. Co do tych, którzy nie przyszli na zebrania, wysnuwam wniosek, że im ta eksploatacja kamienia nie przeszkadza.

GK: A jak to było z tym podpisem – w sprawie dotacji na ścieżkę pieszo-rowerową?
B.Ś.:
Błaha sprawa. Błaha – jeżeli chodzi o moją osobę. Bo fakt jest taki – i jest do udowodnienia, nawet dziś była kolejna rozprawa, już nawet nie wiem która – że pracownik gminy podczas kontroli dał dokument, którego nie zgłosił do starostwa powiatowego. Chodzi o zgłoszenie przebudowy ciągu pieszo-rowerowego. No i od tego się zaczęło. Nie ukrywam, że podpisałem dokument, który był podrobiony – ale był tak podrobiony, że nie byłem w stanie stwierdzić, że to nie jest oryginał.

GK: Podłożono to panu?
B.Ś.:
Wyobraźmy sobie, że dziś tu siedzimy i przychodzi pracownik – i mówi, że czeka petent, bo musi mieć podpis. Więc ja to biorę, oczywiście czytam. Tak z grubsza, czy to wszystko się zgadza. I podpisuję…

GK: Często pan w taki sposób podpisuje?
B.Ś.:
Nieczęsto. Z reguły powinno być tak, że przynoszą mi materiały, ja się zapoznaję, czytam, analizuję, czy to jest dobrze czy źle. No ale niekiedy, jeżeli petent czeka i sprawa jest prosta – to tak to robię. W tym przypadku było tak, że to zgłoszenie niby było wysłane, do starostwa przekazane. Jeżeli to jest z datą wcześniejszą i mój pracownik z mojego upoważnienia to podpisał, a ja widzę, że to jest potrzebne do złożenia wniosku, to ja to podpisuję, aż tak mocno się nie wczytując.

GK: Pracownika pan z urzędu usunął. W sądzie pracy to jemu przyznali rację.
B.Ś.:
Tak, przyznali mu rację. I nie ukrywam, że gmina musiała wypłacić stosowne odszkodowanie. Nie przekraczające chyba 10 tys. zł. Ale to dlatego, że on był radnym. Nie zostało zgłoszone do rady gminy we Wręczycy Wielkiej. Ale to był okres wakacyjny i ja też nie miałem zbyt wiele czasu, by czekać na odpowiedź stamtąd.

GK: Na początku kadencji inny pracownik odszedł na lepszą „fuchę” do Kłobucka. Jak pan sobie radzi z kadrami? Co jakiś czas ktoś młody gdzieś stąd wybywa.
B.Ś.:
To jest trudny temat. Kwestia kadr powinna być bardzo mocno związana z wykształceniem. W tym wypadku chodzi o budownictwo, wymagane jest też doświadczenie. I tu często jest rotacja. W tej chwili jakoś sobie radzimy. Mam osoby – w tym momencie akurat panie – które przywiązują dużą wagę do tego, co wykonują. I powiem, że jestem z nich zadowolony. Natomiast to, co było… szkoda, że tamtym pracownikom zaufałem mocno, polegałem na ich wiedzy i kompetencjach – bo w rozmowie to okazywali. Kierownik jednak musi patrzeć na osoby, które nawet w rozmowie wydają się kompetentne, czy wszystkie wymagane sprawy na bieżąco załatwiają.

GK: Myśli pan o przyszłej kadencji?
B.Ś.:
Nie zastanawiałem się…

GK: To już czas! Został tylko rok.
B.Ś.:
(Śmiech), Tak. Ale mam jeszcze do załatwienia bardzo dużo spraw. Inwestycji, które czekają na rozpoczęcie. Trochę się to opóźnia, ale nie z naszej winy. Środki na kanalizację sanitarną nie są jeszcze zagwarantowane. Dojdzie do podpisania umowy na rozbudowę gimnazjum w Zawadach – zespół szkolno- przedszkolny, gdzie chcemy przenieść przedszkole. I myślę, że zgodnie z przetargiem i z założeniami na 31 sierpnia przyszłego roku powinno to być już skończone. Sprawa też się odwlekała, bo oferenci się odwołali. To wszystko tylko wydaje się takie proste.


GK: Po tych ponad 20 latach myśli pan, że ciągle ma świeże spojrzenie na gminę?
B.Ś.:
Wie pan, tu zawsze trzeba mieć świeże spojrzenie. To nie może być tak, że dobre jest to, co takie było 30 lat do tyłu. Nie. W tej chwili wchodzą nowe rozwiązania, technologie. Dla przykładu podam, że w gimnazjum nie będzie po przebudowie ogrzewania na ekogroszek. Będą pompy ciepła. Mówi pan o świeżym spojrzeniu. Teraz dotyczy to też odnawialnych źródeł energii. Też już myślę nad tym, jak by tu obniżyć koszty za oczyszczalnię ścieków. Chciałbym wykorzystać środki z Unii – 85% dofinansowania – na założenie ogniw fotowoltaicznych, by wytworzoną energię spożytkować na oczyszczalni ścieków. Bo tam spożycie energii jest 24 godziny na dobę.

GK: A fotowoltaika dla mieszkańców?
B.Ś.:
Na razie ten temat troszkę sobie odpuściliśmy. Uważam, że jeżeli oszczędzę na oczyszczonych ściekach, to z tego skorzystają wszyscy, którzy za te ścieki płacą. Natomiast z instalacji indywidualnych skorzysta tylko jakaś grupa mieszkańców. I tutaj znowu będzie niezadowolenie „dlaczego on, a nie ja”.

GK: Widzi pan na horyzoncie kontrkandydatów do urzędu?
B.Ś.:
Nie mogę powiedzieć, że nie. Nie było takiej kampanii wyborczej, gdzie nie byłoby kontrkandydata na wójta. Sądzę, że teraz też będą. I bardzo dobrze, niech będą. Każdy, kto czuje się na siłach i chce tutaj coś zrobić dla tej gminy – to jak najbardziej, niech kandyduje. Tylko że może nie wszyscy, którzy decydują się na kandydowanie, znają do końca, jakie to obowiązki, jakie wyzwania.

GK: A jakieś plany pan ma, żeby pokonać konkurentów?
B.Ś.:
Jak już powiedziałem, na razie nie za bardzo się jeszcze tym tematem zajmuję. W pierwszej kolejności chcę załatwić sprawy inwestycyjne. A jest ich dosyć dużo – pilnych, ważnych. Na pierwszym miejscu jest kanalizacja sanitarna w gminie. To jest moim priorytetem.


GK: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Jarosław Jędrysiak

Kliknij aby dodać komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wywiad

Masz ciekawy temat? Zadzwoń!

Tel. 514 786 400

Więcej w Wywiad

Zna Pan już swoich konkurentów? Nie znam, a plotkami się nie zajmuję

Magdalena Kurzak11 lutego 2024

Kłobuck nadal jest dla mnie najważniejszy

Magdalena Kurzak10 kwietnia 2023

„Mam poczucie ogromnej krzywdy”

Magdalena Kurzak15 czerwca 2022

Spalarnia przy Długosza – wojna polityczna czy realny problem?

Jarosław Jędrysiak25 kwietnia 2022

Co się stało z kłobuckimi inwestycjami?

Jarosław Jędrysiak28 września 2021

„W życiu wszystko dzieje się po coś”

Redakcja29 listopada 2020