Przekonanie o tym, że na wsi mamy dobre, czyste powietrze, w zasadzie należy odłożyć do lamusa. Zwłaszcza w sezonie grzewczym. A ten – właśnie się rozpoczyna
W powiecie nie ma stałej stacji, która prowadziłaby badania stanu powietrza. Nie licząc czujników mierzących jego wybrane parametry. Gdy więc w ubiegłym roku przedstawiciel częstochowskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach referował kwestie ekologii w powiecie kłobuckim podczas obrad samorządu powiatowego, to zapowiedział, że sprowadzone zostanie do nas takiego rodzaju laboratorium w wersji mobilnej. Tak się też stało.
Na temat wyników badań powietrza, które przeprowadzono u nas w okresie sezonu grzewczego w tym roku, wypowiadał się na ostatniej sesji rady powiatu kierownik Działu Monitoringu częstochowskiej placówki WIOŚ, Mariusz Ślęzański. To, co namierzono u nas, nie napawa optymizmem – a mamy przecież na uwadze, że właśnie rusza kolejny sezon grzewczy.
Mobilne laboratorium WIOŚ przez dwa tygodnie badało powietrze w Wilkowiecku, a więc niemal w samym środku naszego powiatu.
– Miejsce wybraliśmy specjalnie pośrodku między Krzepicami i Kłobuckiem. I takie, które byłoby w miarę jak najbardziej reprezentatywne dla powiatu – uzasadniał lokalizację pomiarów Ślęzański.
Sezon grzewczy, gdy badania prowadzono, przełożył się na znacznie wyższe wskaźniki w wieczornej porze dnia, gdy w ruch szły domowe piece do ogrzewania mieszkań.
– Jest problem z niską emisją. Oczywiście były przekroczenia norm. Ale normy normami, a proszę sobie to porównać z tym, co się dzieje na przykład w Częstochowie, gdzie jest stacja monitoringu powietrza. Proszę sobie wyobrazić, że wyniki dobowe z Wilkowiecka i zebrane w tym samym czasie na Baczyńskiego w Częstochowie różnią się o średnio do 20%. A były takie doby, że wyniki z Wilkowiecka były gorsze niż z Częstochowy – podkreślił przedstawiciel WIOŚ.
Placówka, powtórzmy, wybrała starannie miejsce badań, aby wyniki w miarę możliwości mogły być bliskie średniej dla naszego powiatu. A łatwo sobie wyobrazić, co w sezonie grzewczym dzieje się z powietrzem np. w zagłębieniach terenu, w miejscach największej koncentracji dymiących kominów – tych indywidualnych, bo winowajcą jest tu oczywiście tzw. niska emisja. Niska – przypomnijmy – nie znaczy tu, że mała, tylko że z kominów niższych niż 40 metrów. A takie właśnie mają prywatne domy.
Poza tym, że powietrze, które namierzyła u nas mobilna stacja WIOŚ, jest silnie zapylone, to zawiera też benzopiren. A to substancja silnie rakotwórcza. Zapylenie, o czym już dziś wszyscy mówią, też jest śmiertelnie groźne, bo cząsteczki pyłu są tak mikroskopijne, że dostają się nie tylko do płuc, ale i bez problemu wnikają do naszego krwiobiegu. A jakie szkodli we cząsteczki mogą być przyczepione do tego wnikającego w nasze ciała pyłu? To już może być, jak to się potocznie mówi, cała tablica Mendejelewa. I cały wachlarz wszelkich zagrożeń dla zdrowia.
Co robić? Jak wiemy, obowiązuje już uchwała sejmiku województwa, w wyniku której w ciągu najbliższych lat dojdzie do wymiany wszystkich pieców indywidualnych na spełniające wysokie normy ekologiczne. Już ograniczona jest sprzedaż najbardziej szkodliwych dla środowiska paliw. Mimo wszystko warto mieć prywatnie na uwadze, że z powietrzem w sezonie grzewczym nie jest u nas dobrze. I z jednej strony nie przyczyniać się do pogorszenia stanu np. uleganiem pokusie spalenia w prywatnym piecu przysłowiowego byle czego, a z drugiej strony – w okresie najgorszego zapylenia, które przecież poniekąd każdy jest w stanie zauważyć własnymi zmysłami, niepotrzebnie nie przemieszczać się tam, gdzie powietrze jest najgorsze. Zimą po południu czy wieczorem wychodząc „na świeże powietrze”, faktycznie mamy marne szanse, by to świeże powietrze znaleźć na ulicy. Na wsi, okazuje się, jest tak samo, jak i w mieście.
Facebook
YouTube
RSS