Nie wpuścisz kontroli, żeby sprawdzili, czym palisz w centralnym? Jeśli coś kombinujesz, i tak wpadniesz. Sposoby są nawet na opornych
Nasz artykuł z 19 stycznia, dotyczący kontroli prywatnych posesji na terenie gminy Wręczyca pod kątem paliw stosowanych w domowych instalacjach grzewczych, wywołał m.in. wymianę opinii w popularnej sieci społecznościowej. Chodziło o to, czy kontrolerów wpuszczać na teren własnej posesji, czy nie wpuszczać – i czy taki obowiązek reguluje prawo. Okazuje się, że technologicznie jest już możliwe sprawdzenie, czym mieszkaniec pali w piecu, nawet bez fizycznego wchodzenia na teren jego posesji. Jak?
Sprawa jest prosta: dym, który ulatuje z komina, można zbadać – i można to zrobić z zewnątrz. Nie chodzi przy tym o „wróżenie” składu dymu z daleka. Dziś już oswoiliśmy się z widokiem stosowanych w różnych okolicznościach dronów. Jednym z dostępnych dla nich zastosowań praktycznych jest badanie składu wydobywającego się z komina dymu. Badanie z bliska – bo taki dron ma możliwość podlecieć w bezpośrednie sąsiedztwo otworu kominowego. Najistotniejszym zaś jego wyposażeniem nie jest wtedy kamera do robienia efektownych ujęć z powietrza, a urządzenia służące do pomiaru składu dymu. Jeśli więc ktoś pali w piecu np. plastikiem, od razu wszystko się wyda. Nie trzeba nawet zaglądać do wnętrza jego kotłowni.
Jak działa taka maszyna? Wznosi się bezpośrednio nad komin i tam pobiera próbkę dymu. Posiada laserowe mierniki stężenia pyłu i mierniki najbardziej szkodliwych zanieczyszczeń i gazów. Co więcej, zainteresowanie takimi technologiami nie jest tak naprawdę rzeczą nową. Dla przykładu Główny Instytut Górnictwa poważnie zajmuje się dronami do badania dymu już od 2016 roku. Podpisał nawet z wiodącymi producentami z terenu województwa śląskiego list intencyjny dotyczą- cy współpracy w zakresie prac badawczo-rozwojowych w dziedzinie takich bezzałogowych systemów latających. W roku ubiegłym kontrole z wykorzystaniem dronów były stosowane w kilku większych miastach – jeśli tylko spojrzeć na przekazy medialne, znajdziemy wiele o takich badaniach dymu np. w Krakowie, Wrocławiu czy Lublinie.
Zastosowanie technologii ma miejsce też znacznie bliżej nas. W styczniu ruszyły testy takiego antysmogowego rozwiązania na terenie miast aglomeracji śląskiej. Drony już latają nad domami i badają dym. Sprawdzają kominy domów wielorodzinnych, ale i tych małych, jednorodzinnych, prywatnych. Analizują dym pod kątem obecności najgroźniejszych pyłów (PM10, PM2,5, PM1) oraz innych substancji chemicznych (np. formaldehydu, chlorku wodoru). Już pierwsze próby miały dać pozytywne rezultaty – i pomóc wykryć tych, którzy palą, czym nie wolno, i nakręcają spiralę zabijającego nas smogu. W takich sytuacjach sprawa jest już dość prosta. Najpierw robotę ma dron, potem do dzieła przystępują funkcjonariusze. Odnotowano już i 500-złotowe mandaty. Taniej by chyba wyszedł węgiel niż te palone śmieci. A że i zdrowiej – to chyba jasne jak (niezadymione) słoń- ce. Choć i tu pojawiły się głosy, że badanie przy użyciu nowoczesnej technologii narusza prywatność. Rzecz w tym, że trujący dym z komina też dużo narusza: żywotne interesy tych, którzy mieszkają wokół i go wdychają.
Nie mamy danych, aby tego rodzaju kontrole wchodziły już także na najbliższy nam teren. Niemniej warto odnotować, że możliwości technologiczne dla ich realizacji istnieją. I może przyjść moment, że zamknięta na trzy spusty furtka czy drzwi od kotłowni nie dadzą ochrony tym, którzy palą byle czym. Kto zaś jest w tej sprawie w porządku, a jedynie nie lubi nieproszonych gości – nie powinien odczuć żadnych istotnych uciążliwości. (jar)
Facebook
YouTube
RSS