OŚWIATA. Coroczną koniecznością w wielu gminach stało się wypłacanie wyrównań do pensji nauczycielom, jeśli po podliczeniu wszystkich okazuje się, że ich zarobki nie osiągają określonych w Karcie Nauczyciela średnich. Przystajń tym razem jednak tego robić nie musi. – Ale to nie znaczy, że każdy dyplomowany zarabia u nas ponad 5 tys. zł miesięcznie – podkreśla przewodnicząca rady gminy
Mowa o tzw. dodatkach uzupełniających, nazywanych również 14. pensją. Zgodnie z Kartą Nauczyciela przysługują one wtedy, kiedy zarobki nauczycieli nie osiągnęły w gminie średniej płacy zagwarantowanej w KN na poszczególnych stopniach awansu zawodowego. W przypadku nauczyciela stażysty to 100 proc., kontraktowego 111 proc., mianowanego 144 proc., a dyplomowanego 184 proc. kwoty bazowej, określanej corocznie w ustawie budżetowej. Jeśli chodzi o 2017 rok, to wynosiła ona 2 752,92 zł. Za 2015 rok Przystajń musiała wyrównać, i to sporo, bo o ponad 100 tys. zł. Za 2016 już dużo mniej, a teraz średnie udało się w końcu osiągnąć.
– Bardzo się cieszę, że dyrektorzy tak ustalili arkusze organizacyjne, że nauczyciele mogli dorobić np. godzinami dodatkowymi i my jako samorząd nie musimy nic dopłacać – powiedział na poniedziałkowej sesji wójt Henryk Mach.
„Woda z mózgu” czy konieczne wyjaśnienia?
O wysokość obowiązujących średnich wynagrodzeń postanowił dopytać radny Jan Sas. Po tym jak przewodnicząca rady gminy Henryka Kapuścik, która sama jest nauczycielką, uznała za stosowne dokładniejsze wyjaśnienie tych kwestii, wywiązała się krótka, ale dość burzliwa dyskusja. Sprawa nie jest bowiem tak prosta, jak mogłoby się z pozoru wydawać.
– Nie ma nic bardziej błędnego niż domniemanie, że np. każdy nauczyciel dyplomowany zarabia 5 tys. 60 zł brutto miesięcznie. Średnie są tak niefortunnie liczone, że wlicza się do nich wszystkie odprawy emerytalne, nagrody i wszelkie dodatki. A przecież tylko niektórzy nauczyciele dostają odprawy i nagrody w danym roku – zwróciła uwagę Henryka Kapuścik.
– Wiadomo, że to kwoty brutto i w tym są jeszcze podatki. Wyliczanie średnich to przecież matematyka. Dwa plus dwa to cztery – stwierdził Jan Sas, który niespecjalnie chciał słuchać wyjaśnień przewodniczącej. Razem z Edwardem Chamelą zaapelowali do niej, „żeby nie robiła radnym wody z mózgu”, bo chodzi o proste wyliczenia i wiadomo, że jeden zarobi 3, a inny 7 tys. zł, dlatego średnia wychodzi 5 tys. Upraszczając, można podsumować, że obie strony miały rację, ale niekoniecznie się rozumiały.
Niefortunny mechanizm wyliczania
Średnie wynagrodzeń ustalone procentowo w Karcie Nauczyciela bywają mylnie utożsamiane z minimalnymi zarobkami, które każdy bez wyjątku nauczyciel powinien osiągać. A jeśli nie osiąga, to trzeba mu wyrównać, co samorząd musi zrobić to końca stycznia (za cały rok poprzedzający). Sęk w tym, że nieraz nie musi, nawet jeśli np. połowa nauczycieli dyplomowanych zarabia poniżej przytoczonych 5 tys. zł brutto miesięcznie. Średnie, o któ- rych mówi art. 30 KN, to co innego niż minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego (te faktycznie są zagwarantowane dla każdego). Wylicza się je poprzez dodanie wszystkich wynagrodzeń zasadniczych, ale też dodatków, nagród, odpraw itp., a następnie dzieli przez liczbę nauczycieli. Jeśli wychodzą kwoty co najmniej takie, jak wynikają z Karty Nauczyciela, wyrównywać nie trzeba. Ale mogą wychodzić np. dlatego, że zawyżyło je kilka wysokich odpraw dla osób odchodzących na emeryturę. W takiej sytuacji nawet jeśli w danej gminie są nauczyciele, którzy pracując w pełnym wymiarze zarabiają poniżej średnich, wyrównania nie otrzymają.
– Dyrektorzy starają się przydzielać godziny dodatkowe, tam gdzie oczywiście jest to możliwe – powiedział GK Henryk Mach. – Brak konieczności wypłacania dodatków uzupełniających to z punktu widzenia samorządu bardzo dobra wiadomość. U nas zdarzyło się to dopiero po raz pierwszy – zaznaczył.
Facebook
YouTube
RSS