Szanowna redakcjo!
Mój syn od jakiegoś czasu uczęszcza na zajęcia do Miejskiego Ośrodka Kultury w Kłobucku. Tyle dobrego mówiło się o tym ośrodku, więc w końcu za namową koleżanki zaprowadziłam tam swoje dziecko. Oferta zajęć – OK. Do wyboru, do koloru. Nie ma się czego przyczepić. Może do liczby dzieci, bo jest ich tu bardzo dużo, ale wiadomo. Natomiast gorzej sprawa się ma, jeśli chodzi o sale, w których te zajęcia się odbywają, a które z pewnością pamiętają poprzedni ustrój. I nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie to, że mój syn, który ma alergię na grzyby, po każdych zajęciach przychodzi do domu chory. Rozmawiałam z dyrektorką MOK-u. Pokazała mi piękne, wyremontowane sale na piętrze budynku. Jednak co to zmienia, skoro dzieci mają również zajęcia w piwnicach, gdzie aż trąci wilgocią? Tego pani dyrektor już nie pokazuje. Nie mówiąc już o holu budynku, który podobno jest wizytówką tego miejsca, ten akurat trudno ukryć. Powiedziałabym raczej, że jest antyreklamą. Linoleum i lamperia w dzisiejszych czasach? Nie wiem, czym tu się chwalić w XXI wieku, a z tego, co wiem, władze stawiają sobie to miejsce jako punkt swojego programu. Podobno do domu kultury na zajęcia chodzi kilkaset dzieci. Ludzie w domu robią remont co kilka lat. Nie wiem, czy tak trudno w dzisiejszych czasach zrobić to samo w takim miejscu? Przypuszczam, że moje zdanie podzielają rodzice innych dzieci, których chodzą tu podobno setki. Dla zobrazowania przesyłam zdjęcia. Nie są one może dobrej jakości, bo zrobione komórką, ale na pewno przedstawią obraz sytuacji.
Facebook
YouTube
RSS