POLITYKA. Mateusz Morawiecki ostatnio niemal co dzień jest na Śląsku. Czy w dłuższej perspektywie odczujemy jakieś plusy z tego tytułu, czy to tylko tak przed wyborami?
Seria jest dość imponująca. Wymieńmy kilka przykładów. W końcu lipca – premier ogrzewał się w blasku Jakuba Błaszczykowskiego na boisku w Truskolasach, które wreszcie ma być przebudowane do postaci godnej miejsca, gdzie piłkarsko dorastało dwóch kapitanów reprezentacji Polski. 2 sierpnia premier osobiście otwierał – wraz z innymi politykami – odcinek autostrady z Częstochowy na Śląsk. Ale był i w Zabrzu, i w Gliwicach. Parę dni później Mateusz Morawiecki kibicował kolarzom na trasie Tour de Pologne. Mówił też o rozwoju infrastruktury sportowej – był w Tychach, w Zabrzu.
Można by się cieszyć z tego osobistego zaangażowania premiera w nasze tutejsze sprawy, gdyby nie świadomość, że dzieje się to na dwa miesiące przed wyborami. A sam szef rządu otwiera listę wyborczą swej partii w Katowicach.
Ale może się mylimy. Może Śląsk teraz zostanie bardziej „dopieszczony” przez rząd? Może nawet nie tylko ten przemysłowy Śląsk, ale i jego jakby trochę zapomniany północny zielony wierzchołek? Bez obwodnicy Kłobucka, bez pociągów pasażerskich na magistrali węglowej, bez satysfakcjonujących rozwiązań dla komunikacji pasażerskiej. Fakt, poprzednicy też tych problemów nie rozwiązali. Ale od polityków akcentujących swoją skuteczność chciałoby się jednak czegoś więcej.
Facebook
YouTube
RSS