Powiat

Hektary, których nie uprawiają politycy

Trudno nazwać rolnikami osoby, które – jak dziś wielu – posiadają gospodarstwa, ale ich nie uprawiają.
Hektary, których nie uprawiają politycy

SAMORZĄD. Od kilku lat co roku cykl raportów majątkowych kończymy raportem specjalnym. Zestawialiśmy już na przykład radnych najbogatszych i tych żyjących głównie z diet. Tym razem bierzemy na warsztat coś z pogranicza gospodarki i polityki – zestawienie osób przy władzy, które oprócz samego posiadania ziemi faktycznie ją uprawiają. Okazuje się, że ich liczba nie jest bynajmniej imponująca

W ostatnich latach trwa szczególna walka o elektorat wiejski. Od dekad odwoływała się do niego, jak się czasem mówi, „partia chłopska” – czyli Polskie Stronnictwo Ludowe. W ostatnich latach po głosy tych wyborców sięga też jednak Prawo i Sprawiedliwość. Wybory do parlamentu pokazały, że robi to całkiem skutecznie. Nie będziemy tu wnikać w gąszcz powodów, które determinują popularność obu tych partii wśród mieszkańców wsi. Dziś życie na wsi nie różni się już od życia w mieście tak zasadniczo, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Ogromne zmiany nastąpiły w rolnictwie, z którego żyje coraz mniej osób. Mimo wszystko elektorat wiejski bywa kojarzony właśnie z głosującymi rolnikami. Interesy wsi – nawet w wypowiedziach poważnych komentatorów politycznych naszych czasów – bywają niemal utożsamiane z interesami rolników. Przekaz kierowany do tego elektoratu, jeśli ma być skuteczny, musi się opierać na rozumieniu jego potrzeb. A kto najlepiej może zrozumieć położenie i oczekiwania rolników?
Kto nie zna tej pracy z własnych doświadczeń, widzi przede wszystkim dzisiejszy nowy sprzęt rolniczy i coraz większe fermy hodowlane. Niekoniecznie jednak rozumie trud, wyrzeczenia i ryzyko, które są z rolnictwem związane. Zwłaszcza jeśli osobiście w ogóle nie ma kontaktu z pracą w rolnictwie i z prowadzeniem gospodarstwa w naszych czasach.
Udział w polityce – zwłaszcza tej samorządowej – często nie wyklucza możliwości prowadzenia także własnego gospodarstwa rolnego. Ilu z tych, których wybraliśmy do władz, ma więc także rzeczywiście kontakt z wykonywaną osobiście pracą rolnika? Ilu choć częściowo utrzymuje się z rolnictwa? Ilu takich rolników – choćby tylko rolników na część „etatu” – ma w swoich szeregach PSL, a ilu PiS? Która partia jest dziś na naszym terenie bardziej „partią chłopów”? Tego właśnie dotyczy nasz tegoroczny ostatni raport majątkowy – raport specjalny.
W parlamencie nie orzą
Właśnie wybraliśmy do parlamentu dokładnie te same osoby, które reprezentowały nas tam do tej pory. Mamy w tym gronie tylko polityków PiS, nikogo zaś z PSL. Jak wyglądają rolnicze „włości” parlamentarzystów ugrupowania rządzącego, zabiegającego o elektorat wiejski?
Posiadanie gospodarstwa rolnego zadeklarowało dwoje z czworga z nich: Lidia Burzyńska i Mariusz Trepka. Burzyńska ma 2,7546 ha. Trepka trochę więcej – 3,6 ha. Można by powiedzieć, że są „małorolni”, ale… zwraca uwagę, że nie deklarują jednak żadnych dochodów z tytułu posiadania gospodarstwa rolnego.
O wniosek nietrudno. Kto prowadzi działające gospodarstwo rolne, w zasadzie musi mieć z niego jakiś dochód – choćby symboliczny. Trudno nazwać rolnikami osoby, które – jak dziś wielu – posiadają gospodarstwa, ale ich nie uprawiają. Trudno uznać, że takie osoby znają aktualne problemy rolników z własnego doświadczenia. A tylko takich osób tu teraz szukamy.
Wracając do parlamentarzystów – również senator Ryszard Majer podał, że ma działki rolne – ale nie gospodarstwo – o łącznej powierzchni 0,1670 ha i wartości 7,9 tys. zł. Dochodów z rolnictwa – nie ma żadnych.
Sejmikowi urzędnicy od rolnictwa
W sejmiku śląskim mamy radnych z PiS i PSL. Z listy PSL dostał się tam Stanisław Gmitruk. Ten działacz partyjny i długoletni wysoko postawiony pracownik instytucji związanych z rolnictwem sam… nie posiada gospodarstwa rolnego. Oczywiście nie ma też żadnych dochodów z takiego gospodarstwa.
Z dwojga naszych radnych PiS w sejmiku Beata Kocik nie posiada gospodarstwa rolnego, choć pracuje w Agencji Restrukturyzacji i Moder- Reklama nizacji Rolnictwa. Nieduże gospodarstwo ma za to Piotr Bańka. Jego „włości” to 2,81 ha. Radny PiS jest też pierwszą z dotąd wymienionych osób, która ma dochody z tytułu posiadania gospodarstwa rolnego. To 2 578 zł w ciągu roku. Bańka żyje głównie z prywatnej praktyki lekarskiej, ale jakiś osobisty kontakt z gospodarowaniem w rolnictwie musi mieć, skoro wykazuje dochody z tego tytułu.
Powiat prawie bez rolników u steru
Na czele powiatu mamy przedstawicieli ludowców. Starosta Henryk Kiepura z żoną, również radną powiatową, deklarują posiadanie działek – ale nie są one gospodarstwem rolnym. Najważniejsza w naszym regionie postać z szeregów PSL nie ma więc żadnych dochodów z tytułu prowadzenia gospodarstwa rolnego. Czy zna pracę na roli? Z pewnością – bo kto urodzony u nas na wsi kilka dekad temu takiej pracy nie zna? Ale nie o to tu chodzi. Dziś starosta z PSL-u własnego gospodarstwa rolnego nie posiada. Dole i niedole rolników siłą rzeczy może znać jedynie z drugiej ręki.
W składzie zarządu powiatu mamy jeszcze innych ludowców. Maciej Biernacki, mieszkaniec Kłobucka, nie ma gospodarstwa rolnego. Pierwszym z PSL-u – licząc od parlamentu w dół – który u nas ma swoją ziemię, jest członek zarządu powiatu Józef Borecki. Starokrzepiczanin ma 2,4938 ha. Co więcej, ziemia ta nie leży odłogiem. Borecki uzyskał z niej dochód 1 860 zł. Do tego dostał 8 981,63 zł dopłaty do upraw. Widać, że zajmuje się rolnictwem i z pewnością ma jakieś aktualne pojęcie o problemach tej grupy zawodowej. Bo doświadcza ich na własnej skórze.
Patrzmy dalej. Na czele rady powiatu zasiada przewodniczący Zbigniew Pilśniak (PSL). Dziś nie ma żadnego gospodarstwa. Tak, wiemy – jego kariera zawodowa przez lata była blisko z rolnictwem związana. Ale obchodzi nas tutaj stan obecny, najświeższy. Dziś przewodniczący własnego gospodarstwa nie posiada. Podobnie nie ma go też ani drugi ludowiec w prezydium rady powiatu, Mieczysław Szewczyk, ani wiceprzewodniczący rady z PiS, Maciej Mońka.
A inni radni? Poza już wymienionymi PSL ma ich w radzie powiatu jeszcze dwóch. Marek Sawicki posiada gospodarstwo 1,6510 ha, ale nie czerpie z niego żadnego dochodu. Jerzy Kiepura ma 1,87 ha – i również zerowy dochód z tego tytułu. A jak jest z radnymi PiS? Poza Mońką jest ich jeszcze siedmioro. Spośród nich własne gospodarstwa ma czworo: Andrzej Kluczny (3 ha), Renata Tomczyk (3,88 ha) i Teresa Żurawska (1,6522 ha) – którzy nie deklarują z tego tytułu żadnego dochodu – oraz Zbigniew Kulej, który jako pierwszy z dotąd wymienionych ma nieco większe gospodarstwo, bo liczące 11 ha powierzchni i dające mu 20 tys. zł rocznego dochodu.
Gdzie ci rolnicy?
Podsumowanie? Bije po oczach. Od sejmu po powiat mamy 15 wybranych przez nas z list PiS i 9 wybranych z list PSL. Wśród tych z PiS posiadanie gospodarstwa zadeklarowało 7 osób, czyli niespełna połowa. Ale tylko 2 czerpie ze swoich gospodarstw jakiekolwiek dochody – więc, jak wnioskujemy, ma osobiście cokolwiek do czynienia z działalnością rolniczą w jej dzisiejszych warunkach. Wśród przedstawicieli PSL tylko 3, czyli jedna trzecia wszystkich, deklaruje aktualnie posiadanie gospodarstw rolnych. I tylko jeden ma z tego tytułu dochody.
Ilu więc mamy „gospodarzących” rolników wśród przedstawicieli partii chętnie odwołujących się do wiejskiego, rolniczego elektoratu? Ano – niewielu. Żeby podkreślić to dobitnie, podajmy liczby. Wśród naszych przedstawicieli w parlamencie, sejmiku i radzie powiatu tylko 13,3% tych wybranych przez nas z list PiS ma jakieś dochody z gospodarstwa rolnego, więc jakoś się zapewne tym faktycznie zajmuje. Wśród wybranych z list PSL takie dochody ma 11,1%. W obu partiach mamy więc głównie „rolników” sprawdzających się w polityce, ale stroniących od pracy w polu. Warto o tym pamiętać.
Samorządowe doły
Dorzućmy nieco z poziomu gmin. Mamy dziewięcioro wójtów i burmistrzów. Pod szyldem PSL startowało dwoje z nich, pod szyldem PiS – nikt. Tylko Krystian Kotynia wpisał w oświadczenie majątkowe gospodarstwo rolne – 1,688 ha. Ale nie osiąga z niego żadnego dochodu.
W dziewięciu radach gmin obecnej kadencji zasiada 40 radnych wybranych z list PSL i 8 radnych wybranych z list PiS. Posiadanie gospodarstw rolnych zadeklarowało 22 z radnych z list PSL, czyli 55 proc. wszystkich. W PiS to 5 radnych, czyli trochę więcej – bo 62,5 proc. wszystkich. Ilu wśród nich czynnie zajmuje się rolnictwem? Ilu ma dochody z gospodarstwa? Wśród radnych PSL to obecnie 11 osób, wśród radnych PiS – 2 osoby. To odpowiednio 27,5 proc. i 25 proc. spośród radnych obu partii. To trochę lepiej niż na szczeblach od powiatu wzwyż. Nadal jednak zaledwie co czwarty z reprezentantów partii walczących o rolniczy i wiejski elektorat wie z własnego doświadczenia, czym dziś jest rolnictwo i prowadzenie gospodarstwa rolnego.
Wniosek? Działacze obu partii mówiący rolnikom o rolnictwie są więc czasem niczym… księża mówiący parafianom o problemach życia w rodzinie. Niekoniecznie mają własne pojęcie o istocie sprawy.

Kliknij aby dodać komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiat

Masz ciekawy temat? Zadzwoń!

Tel. 514 786 400

Więcej w Powiat

Rozmawiali o regionalnej drodze rowerowej

Jarosław Jędrysiak19 kwietnia 2024

Nie daj się zrobić „na pompę”

Jarosław Jędrysiak15 kwietnia 2024

Jak poprawnie głosować?

Jarosław Jędrysiak7 kwietnia 2024

„Bezpieczny cyklista”

Jarosław Jędrysiak30 marca 2024

Pijany kierowca traci swój pojazd

Jarosław Jędrysiak27 marca 2024

Policjantka pomogła mamie znaleźć dziecko

Jarosław Jędrysiak24 marca 2024