PROBLEM. Konflikt – taki trochę jakby sąsiedzki – powstał na pograniczu działek prywatnych i działki komunalnej na osiedlu Dąbrowa. Czy uda się go załagodzić w sposób polubowny?
– Tu na osiedlu urządzono plac zabaw, miejsce do rekreacji. Korzystają z tego wszyscy. A jeden pan – nie chcę tu rzucać nazwiskami, ale na miejscu ludzie wiedzą, o kogo chodzi – traktuje ten teren jak własny ogródek. Sadzi tam jakieś drzewka, kosi siano. Jak na swoim. A to działka gminna. I chyba czas, żeby gmina zrobiła z tym porządek – mówi nam krzepiczanin.
Z opisu sytuacji rozumiemy, że to ogrodnicze wykorzystanie kawałka gminnej działki musi mieć dłuższą historię. Dlaczego więc teraz jest konflikt?
– Ten gminny teren do rekreacji jest chętnie odwiedzany przez dzieci. Grają tam też w piłkę. Zdarza się, że im ta piłka wpada tam do ogródka tego pana. I są awantury. On im tej piłki oddać nie chce. A ja uważam, że on nie powinien wcale mieć tam żadnych drzewek. I ta brama, co ją tam ma od dawna, to powinna być zaspawana. Tylko gmina chyba nie chce się tym zająć – mówi dalej nasz rozmówca.
Sytuacja wygląda na konflikt sąsiedzki, choć tu nie o prywatną miedzę chodzi, a o działkę, która jest komunalna. Czy miasto faktycznie nie wie, że ktoś ją sobie uprawia? A może wie, ale przechodzi nad tym do porządku dziennego?
– Znam tę sprawę – zaczyna burmistrz.
– Ten teren, dziś pięknie zagospodarowany z pożytkiem nie tylko zresztą dla dzieci, przez lata był tak nieformalnie użytkowany przez wspomnianego przez pana mieszkańca, który ma tam i dziś jakiś swój ogródek. Ale był też użytkowany przez innych. Na przykład koszono sobie tu trawę. Muszę tu przyznać, że faktycznie ta tam jakaś drobna prywatna uprawa, która chyba trochę z przyzwyczajenia pozostała na gminnej działce, dotąd nikomu nie przeszkadzała, a i o konfliktach wcześniej nic nie słyszałem. Skoro pan ten temat podnosi, to zainteresujemy się tym ponownie – zapowiada Krystian Kotynia.
Burmistrz dopowiada nam, że wedle jego wiedzy ten publiczny teren rekreacyjny i to prywatne uprawianie kawałka tej samej działki nie przeszkadzały sobie wzajemnie. I nie było potrzeby specjalnego ingerowania w stan faktyczny. Uważa też, że najlepszym wyjściem jest zawsze staranie się, aby takie konflikty się nie zaogniały.
– Porozmawiamy tam z mieszkańcami. Mam nadzieję, że sprawę uda się załatwić w taki sposób, żeby nie powstały tam jakieś niepotrzebne złe emocje i żeby przez nieuwagę nie zburzyć trwale dobrej atmosfery na osiedlu – mówi burmistrz.
Faktycznie sąsiedzkie konflikty od błahostki potrafią wyrosnąć do wieloletnich batalii obfitujących w różne sąsiedzkie złośliwości i sądowe procesy. Jeśli magistratowi może udać się sprawę załagodzić tak, że konfliktów nie będzie – to może gra jest warta świeczki. A co, jeśli tam, na osiedlu Dąbrowa, nie dojdą do porozumienia?
– Oczywiście możemy wydać decyzje, które spowodują, że na gminnej działce nie będzie żadnych takich upraw. Mamy takie możliwości. Ale chciałbym to rozwiązanie pozostawić jako ostateczność. Liczę, że tu jednak wystarczy spokojna, rzeczowa rozmowa – mówi nam Kotynia. Czekamy zatem na efekty. I kibicujemy. (jar)
Facebook
YouTube
RSS