ZDROWIE. Jak to jest z dostępnością usług medycznych? Czy w związku z tegorocznymi problemami z wirusem mamy utrzymującą się katastrofę?
Wiele się o tym słyszy. Że niby problem z wirusem zelżał, a z dostępnością lekarza jest nadal problem. Że są różne bariery, być może przesadne, które to utrudniają. A może gdzieś brak dobrej woli. Sytuację wziął pod kontrolę Narodowy Fundusz Zdrowia. Kontrole trwają już od końca lipca.
Problem dostrzegł także Rzecznik Praw Pacjenta. Było zresztą wiele zgłoszeń, skarg. Dotyczyły ograniczonej dostępności do świadczeń. Efektem są właśnie wznowione postępowania kontrolne w placówkach medycznych i aptekach.
Z czym kłopot?
Chwilę uwagi warte jest to, jakie problemy zgłaszali NFZ-owi i rzecznikowi sami pacjenci. Okazuje się, że zdecydowana większość dotyczyła problemów z… dodzwonieniem się do placówki medycznej. Chciałoby się powiedzieć: skąd my to znamy! W sytuacji, gdy zewsząd zalecano właśnie teleporady, problem z dodzwonieniem się stał się nie tylko zwykłą techniczną przeszkodą. System powinien być gotowy na odpowiednią przepustowość, skoro już postawiono na teleporady.
Na co jeszcze skarżyli się pacjenci? Na liście problemów są i trudności z uzyskaniem zlecenia na badania. A nawet z kontynuacją farmakoterapii. Zdarzały się odmowy udzielenia świadczenia. No i doskwierał brak możliwości osobistego kontaktu z lekarzem. Ten, jak każdy wie, czasem jest po prostu niezbędny. A antyepidemiczna praktyka mocno nieraz wynaturzyła działanie znanej nam dotąd służby zdrowia.
Są powody do skarg
Nie jest tak, że ludzie są roszczeniowi (to ulubione słowo wszystkich „państwowych” pracowników, którym da się obronić każde nieróbstwo). Biuro Rzecznika Praw Pacjenta przekazało do NFZ łącznie aż 973 skargi pacjentów. 804 z nich dotyczyło działania medycyny na najbardziej dla pacjenta podstawowym poziomie.
Niewykonywanie zadań polegających na służbie zdrowiu pacjentów miewa oczywiście realne podstawy. Ale skala nieprawidłowości, które spowodowały reakcję rzecznika, każe się zastanawiać, czy niektórzy medycy po prostu nie uznali, że wygodnie jest funkcjonować w epidemicznych okolicznościach. I że można się nie zapracowywać. Skąd takie podejrzenie? Otóż bardzo wzrosła liczba świadczeń podstawowych udzielanych w szpitalnych oddziałach ratunkowych i ambulatoriach. Miejsca te, gdzie powinno się obsługiwać przypadki ciężki i nagłe, trawią czas na obsługę pacjentów, którzy odbili się od podstawowej opieki zdrowotnej, „bo jest wirus” – jak, chyba trafnie, rekonstruujemy główne wyjaśnienie nieprzyjmowania ich na wizyty tam, gdzie należy. Jest nadzieja, że wznowione – po przerwie od marca – kontrole NFZ zrobią z tym wszystkim porządek. Nie każdego pacjenta stać na prywatne wizyty. Bo nie każdy zarabia jak lekarz. (jar)
Facebook
YouTube
RSS