Region

Mieszkanka Śląska była w kwarantannie 80 dni, miała wykonane aż 24 testy

Jolanta Widera z Rudy Śląskiej | Fot. Onet.pl
Mieszkanka Śląska była w kwarantannie 80 dni, miała wykonane aż 24 testy

– Gdybym nie zrobiła testu na koronawirusa prywatnie, to pewnie dalej byłabym w kwarantannie. Inaczej nie było szans, żeby się z tego więzienia domowego wydostać – mówi Jolanta Widera z Rudy Śląskiej. Kobieta w izolacji spędziła dokładnie 80 dni, w tym czasie miała wykonane 24 testy. To prawdopodobnie rekord. Jak przyznaje przetrwała dzięki rodzinie i poczuciu humoru. – Córka okrzyknęła mnie „królową COVID-u” – żartuje.

Przymusowy pobyt w czterech ścianach zaczął się dla pani Jolanty 2 czerwca. Wtedy nikt nie przypuszczał, że czeka ją tak długa kwarantanna
– Policjanci odwiedzali mnie z kontrolą dwa razy dziennie. Kiedyś przyszli pieszo i mówią: „pani Jolu samochód się zepsuł, bo jak usłyszał, że ma znowu jechać na Wirek, to odmówił” – opowiada kobieta
Dopiero badanie na własną rękę dało wyczekiwany wynik

– Pyta pan, jak nie dostać do głowy nie wychodząc przez 80 dni z mieszkania? Cóż, dużo piekłam, tak dużo, że mogłabym cukiernie teraz otworzyć. Szydełkowałam, czytałam książki, pięć seriali obejrzałam. Prócz tego mały remont w mieszkaniu zrobiłam. Mam balkon metr na półtora i jak dzwonił ktoś z rodziny, to mówiłam, że jestem w ogródku. Jestem wesołą osobą, więc starałam się to jakoś przeżyć – mówi 60-letnia Jolanta Widera z Rudy Śląskiej.
Przymusowy pobyt w czterech ścianach zaczął się dla pani Jolanty 2 czerwca, gdy z sanepidu otrzymała nakaz kwarantanny. Ale wszystko ma swój początek 26 maja. Dzień Matki rudzianka spędziła z rodziną na działce. Dwa dni później zadzwoniła jej córka i przekazała, że źle się czuje, straciła też węch i smak. Wkrótce te same objawy błyskawicznie dopadły całą rodzinę: zięcia, wnuczka, męża pani Joli i jej 84-letnią mamę. U wszystkich choroba przebiegała na szczęście łagodnie. Po kilku dniach objawy – gorączka, łamanie w kościach – minęły.

– Wszyscy czuliśmy się dobrze. Zadzwoniliśmy jednak do sanepidu i powiadomiliśmy, że mieliśmy kontakt z osobami zakażonymi koronawiursem (zakażenie potwierdzono w pierwszej kolejności u jej córki – przyp. red.). I tak się zaczęło. Wzięli nas na kwarantannę – opowiada nam pani Jolanta.
Wtedy nikt nie przypuszczał się, że izolacja może trwać aż 80 dni. – Pierwsze testy mieliśmy 4 czerwca. Prawie do końca miesiąca mieliśmy dodatnie wyniki. Pierwszy „minus” pojawił się dopiero 29 czerwca. Następny wymaz był 2 lipca. Mama i mąż z drugim „minusem”, a ja znowu „plus” – wspomina kobieta.

W lipcu załoga wymazobusa też była stałym gościem u pani Jolanty. Kolejne testy nie były jednoznaczne – raz minus, raz plus. Raz radość, raz rozczarowanie. – Logicznie myśląc, to grypa trwa góra trzy tygodnie, jak ktoś jest mocno chory. A u mnie wirus wyszedł, poszedł na piwo i wrócił? – ironizuje.

Kwarantanna trwała na tyle długo, że pani Jola zaznajomiła się i z sanitariuszami z wymazobusu i z policjantami, którzy pilnowali izolacji i pracownikami sanepidu.

– Policjanci odwiedzali mnie z kontrolą dwa razy dziennie. Kiedyś przyszli pieszo i mówią: „pani Jolu samochód się zepsuł, bo jak usłyszał, że ma znowu jechać na Wirek, to odmówił”. I tak się śmialiśmy. Benzyny wypalili chyba kilka baków za te 80 dni ze mną – wspomina rudzianka. – Dobrze, że mój mąż nie musiał tyle siedzieć w domu. Jest moim przeciwieństwem, więc był zdenerwowany za siebie i za mnie – dodaje.

Dopiero badanie na własną rękę dało wyczekiwany wynik
Po kilku tygodniach pani Jolanta postanowiła wziąć sprawy we własne ręce. Na początek napisała list z prośbą o interwencję do Ministerstwa Zdrowia, Głównego Inspektoratu Sanitarnego, Rzecznika Praw Pacjenta i do Rzecznika Praw Obywatelskich. Niestety bez efektu.
– I wie pan co zrobili? Ministerstwo napisało do głównego inspektora, że mają to wyjaśnić, GIS przekazał sprawę do sanepidu wojewódzkiego, a z Katowic wróciła do sanepidu w Rudzie Śląskiej. Te biedne panie z naszej stacji mówiły mi, że nie wiedzą, jak mają mi pomóc. Na koniec skierowały mnie do szpitala zakaźnego w Chorzowie. Tam nic nowego nie wykazali oprócz kolejnego „plusa” – rozkłada ręce pani Jolanta.

Ostatecznie za radą znajomej lekarki postanowiła wykonać badania na własną rękę, prywatnie. Zgodę na opuszczenie kwarantanny uzyskała w rudzkim sanepidzie.
– Badania zrobiłam w prywatnym laboratorium i okazało się, że już dawno nie jestem zarażona, że wyszłam z tego i jestem ozdrowieńcem. W końcu 20 sierpnia przyjechałam z moimi „minusami” do sanepidu. Miałam w sumie 24 testy, niemal wszystkie wyszły dodatnie. O czym to świadczy? Gdybym nie zrobiła testu prywatnie, to pewnie dalej byłabym w kwarantannie – ocenia.

I dodaje: – Jak dostałam w końcu moje „minusy”, to córka na poprawę humoru zrobiła mi plakat. Nazwała mnie bezobjawową królową COVID-u. W końcu przeżyłam 80 dni w kwarantannie.

Kliknij aby dodać komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Region

Masz ciekawy temat? Zadzwoń!

Tel. 784 527 273

Więcej w Region

Na autostradzie też łapią

Jarosław Jędrysiak29 marca 2024

Poprawa na drogach – dobry początek roku

Jarosław Jędrysiak13 marca 2024

Wojsko pojedzie po drogach publicznych

Jarosław Jędrysiak1 marca 2024

Na ekspresówce nadal roboty

Jarosław Jędrysiak15 lutego 2024

Uwaga, oszukują „na Tauron”

Jarosław Jędrysiak15 lutego 2024

Ukrywał się 24 lata, ale w końcu go złapali

Jarosław Jędrysiak7 lutego 2024