EPIDEMIA. Jak poinformowało Chińskie Centrum Kontroli Chorób, żywe koronawirusy odnaleziono na opakowaniach niektórych mrożonek. To pierwszy taki przypadek na świecie
O tej epidemii ciągle dowiadujemy się czegoś nowego. Jeśli wspomnieć, to na samym początku uznawano, że wirus prawie nie przenosi się poprzez przedmioty, których możemy dotykać. Szybko okazało się jednak, że owszem, przenosi się. A do tego jest aktywny na ich powierzchni nawet kilka dni. Mówiło się, że dzieci są bezpieczne. Dziś już wiadomo, że nie. Teraz odkrycie Chińczyków pokazuje, że tego niewidocznego wroga można się spodziewać nawet w dość nieoczekiwanych miejscach. Bo w końcu mrożone produkty nie wydają się powierzchnią przyjazną dla wirusa. Tymczasem odkryto go właśnie na opakowaniach mrożonek. Żywego. Czy zdolnego zarażać? Podaje się, że ryzyko jest niewielkie. Ale… już niejedno niewielkie ryzyko potem dementowano.
Jakie są konsekwencje odkrycia w Chinach? Skoro wirus może przetrwać na mrożonkach, może być wraz z nimi także transportowany. Jak podano przy okazji, nie ma w tej chwili dowodów, że za pośrednictwem mrożonek zaraził się ktoś z konsumentów. Podejrzewa się, że mogli się tą drogą zarazić dwaj pracownicy mający do czynienia z takimi produktami – ale i tu stuprocentowej pewności jeszcze nie ma. To dlatego ryzyko ocenia się jako niskie.
Co zrobić, jeśli mimo wszystko, mając informację o wirusie na mrożonkach, chce się uważać? W zasadzie nic, czego się nie robiło wcześniej. Po kontakcie z produktami – zresztą tak samo, jak po kontakcie z czymkolwiek, na czym mogą się znajdować wirusy – trzeba dezynfekować lub myć ręce. I nie dotykać brudnymi rękami ust czy nosa. Nie ma więc miejsca na histerię. Wystarczy zwykła ostrożność niesięgająca dalej od tego, co chyba każdy poważnie traktujący zagrożenie i tak z pewnością robi. (jar)
Facebook
YouTube
RSS