PROBLEM. Dopiero co przycichł trochę zgiełk bitwy przeciw biogazowni w Krzepicach, a już jej zwycięzcy szykują nową batalię: o tuczarnię. Czy to się uda, skoro ich sukces w sprawie biogazowni, jak się okazuje, niczego nie zmienił?
Jarosław Jędrysiak
„Trzej tenorzy” walki przeciw biogazowni – Kajkowski, Droś i Cieśla – przez ponad trzy godziny przekonywali i dyskutowali z oponentami o problemie sąsiedztwa tuczarni i miasta.
Zlustrowali tuczarnię i mają uwagi
Panowie, którzy wiedli prym w proteście przeciw biogazowni, założyli stowarzyszenie dla usprawnienia własnych działań. Niedawno mieli możliwość przyjrzeć się z bliska podkrzepickiej tuczarni. Wojciech Droś relacjonował, że znajduje się tam 8 chlewni, a w każdej po 1200 tuczników. Poza tym jest jedna laguna na gnojowicę, wyłożona materiałem w rodzaju folii. Doliczył się, że każda z ośmiu chlewni ma 16 kominów wentylacyjnych, a w każdym z nich jest wentylator umożliwiający wywiew 12 tys. metrów sześciennych powietrza na godzinę. To wskazał jako przyczynę, że odór siłą rzeczy musi się wydostawać z terenu tuczarni, niezależnie od wywożenia gnojowicy czy jej przetwarzania w biogazowni. Jak zauważył, w okolicach tuczarni nie wyczuł dużego odoru, natomiast poczuł go w zagłębieniu w rejonie rzeki. Wniosek wyciąga tu jednak dość zdecydowany.
– To normalne, że chlewnie mają nawiewy i wywiewy. Śmierdziało, śmierdzi i będzie śmierdzieć. To jest normalne przy chlewniach. I tego smrodu nigdy się nie pozbędziemy – stwierdził radny Droś.
Czytaj więcej w najnowszym numerze GK lub na e-wydaniu.
Facebook
YouTube
RSS