PROBLEM. Jak daleko zajdzie sprawa biogazowni-tuczarni w Krzepicach i czy rozwiązaniem ostatecznym mają być decyzje personalne i polityczne? Byliśmy na kolejnym spotkaniu przeciwników zakładu generującego smród w Krzepicach
Jarosław Jędrysiak
Spotkanie odbyło się w minioną środę. Wśród około 50 osób nie było przedstawiciela firmy prowadzącej tuczarnię i burmistrza. Imiennych zaproszeń dla nich organizatorzy nie skierowali – wywieszono ogłoszenia do publicznego wglądu.
Gnojowica i znaki zapytania
Spotkanie służyło zaznajomieniu zainteresowanych mieszkańców z ostatnimi danymi na temat funkcjonowania tuczarni, które wcześniej padły na sesji rady miejskiej. Pierwsza z głównych informacji to wpływy podatkowe dla gminy – jak już poinformowaliśmy na naszych łamach, są one nader skromne (wg skarbnika gminy sumują się w 860 zł rocznie). Wobec uciążliwości zakładu – to bardzo mało. Ze strony magistratu podano, że zakład pozyskuje z wodociągów ponad 55 tys. m3 wody. Marek Kajkowski zestawia te dane z informacją o ponad dwukrotnie mniejszej liczbie metrów sześciennych gnojowicy, która ma być wywieziona na pola. Pytanie o to, co dzieje się z resztą wody i czy nie kryje się tu dodatkowa, idąca w tysiące metrów sześciennych objętość gnojowicy, jest w takim zestawieniu zasadne. Kolejne zaś pytanie stawiane przez krytyków biogazowni-tuczarni dotyczy tego, czy ktokolwiek do tej pory tę sporą rozbieżność zauważył i czy podjął dostateczny wysiłek jej wyjaśnienia, skontrolowania zakładu i ewentualnego wyciągnięcia konsekwencji.
Czytaj więcej w najnowszym numerze GK lub na e-wydaniu.
Facebook
YouTube
RSS