WYBORY. Wójt przegrał referendum – i rada też przegrała. Większość głosujących opowiedziała się za ich odwołaniem. Ale wójt i rada i tak są w tej sytuacji zwycięzcami. Bo większość mieszkańców „zagłosowała nogami” – nie idąc na referendum i przyczyniając się do tego, że wynik głosowania z powodu niskiej frekwencji nie jest wiążący. Wójt Praski zostaje na stanowisku. Rada gminy – też zostaje. Zostanie też pewnie aż do nowych wyborów atmosfera wojny podjazdowej, choć obie strony składają na razie dość łagodne deklaracje
Jarosław Jędrysiak
Referendum odbyło się w minioną niedzielę, w dniu o sprzyjającej spacerom aurze – więc to nie czynniki niezależne spowodowały, że większość mieszkańców gminy zdecydowała się nie wyrażać swojego zdania i nie poszła do urn. Nie pomogło zaangażowanie jednej z pankowskich gazet mocno angażującej się w odwołanie wójta, posła Tomasz Jaskóły z Kukiz’15, który jeździł z megafonami po ulicach gminy nawołując do udziału w referendum, ani lidera tegoż ugrupowania – Pawła Kukiza, który dla mieszkańców Panek nagrał nawet „orędzie” o tym, że do urn powinni pójść. Mieszkańcy zostali w domu.
Większość głosowała za odwołaniem
Za odwołaniem wójta Bogdana Praskiego przed upływem kadencji zagłosowało w całej gminie 748 mieszkańców, natomiast przeciwko – czyli za jego pozostaniem na urzędzie – tylko 54 osoby. Wśród 802 głosów ważnych przeciw wójtowi wypowiedziało się aż ponad 93% głosujących. Tylko symbolicznie lepiej wypadła w opinii głosujących rada gminy. Za jej odwołaniem było 706 głosów, za pozostawieniem – 98. Czyli niespełna 88% głosujących chciało wymiany radnych. Wyniki są więc miażdżące i wydaje się, że świadomość posiadania wśród mieszkańców kilkusetosobowych grup niezadowolonych ze stanu obecnego powinna na półtora roku przed wyborami skłonić samorządowców przynajmniej do głębokiej refleksji.
Ta klęska wójta i rady w głosowaniu nie zmieni jednak niczego, bo za mało mieszkańców poszło do urn – i wyniki głosowania, jakiekolwiek by były, nie mają w zasadzie znaczenia innego niż może wizerunkowe. Aby referendum odniosło skutek, powinno w nim zagłosować 3/5 liczby osób, która wzięły udział w poprzednich wyborach, czyli tych, w których tę radę i tego wójta wybrano. W zeszłą niedzielę musiałoby więc pójść do urn minimum 1403 mieszkańców gminy Panki. Zagłosowało jednak tylko 812. To niespełna 58% tej liczby, która była wymagana – więc nie zabrakło trochę. Zabrakło dużo.
Kukiz o Pankach
Niedługo przed referendum wójt Praski namawiał poprzez media, by mieszkańcy nie wdawali się w coś, co on uważa za polityczną awanturę – i aby wyrazili swoje zdanie, nie idąc na wybory. To w zasadzie naturalne, bo można zakładać, że zadowolonym z władzy może zwyczajnie się nie chcieć iść do urn w takim lokalnym głosowaniu, a niezadowoleni – mogą pójść chętniej i przeważyć przy bierności milczącej większości. Z tego też powodu swego czasu do pozostania w domu namawiano wyborców podczas referendum w Warszawie. Tamtych polityków za to krytykowano, tu krytycznie oceniano też „namowy” Praskiego. Jako mało demokratyczne. Cóż, wyborców nikt siłą do urn nie zaciągnie. Można by rzec, że każdy sposób jest dobry – i choć niezbyt elegancki, to zgodny z przepisami prawa i skuteczny. Tak się też stało.
Z drugiej strony pojawiły się zachęty do udziału w referendum. W objazd z megafonem po gminie Panki wybrał się poseł Tomasz Jaskóła. Na nagraniu, które udostępnił, słychać zachęty i zaproszenia, by mieszkańcy wzięli udział w referendum. I opinię, że kto do braku udziału namawia, skompromitował się i nie powinien pełnić żadnej funkcji. Szczególnie ciekawe, że głos w sprawie referendum w Pankach zabrał także lider ugrupowania Kukiz’15.
– Nie mnie oceniać waszego wójta, dokładnie nie znam tematu – przyznał na rozpowszechnionym w sieci nagraniu Paweł Kukiz. – Ale jeśli macie jakieś wątpliwości co do jego osoby, skorzystajcie z możliwości wypowiedzenia się w drodze referendum – dodał polityk.
W przeddzień głosowania pojawiły się też doniesienia o tym, że nieznani sprawcy zniszczyli lub pozdejmowali większość plakatów i banerów, którymi inicjatorzy referendum zachęcali do udziału w nim. Rzeczywiście w dniu głosowania trudno było zauważyć, że w gminie odbywa się jakieś głosowanie. Nawet strzałki kierujące do lokali referendalnych były nie wszędzie. Przy czym przy tak dużej różnicy liczby głosujących wobec wymaganej frekwencji – trudno przyjąć, że tego rodzaju fakty miały decydujące znaczenie.
„Nie będzie polowania na czarownice”
Wójt Praski w czasie kampanii przed referendum wypowiadał się z dużą pewnością siebie, na sesjach wobec swoich adwersarzy – wręcz butnie. Teraz, gdy referendum okazało się niewiążące, tak jakby nieco złagodniał. Prosimy go o komentarz do tego, co stało się w niedzielę.
– Dziękuję wszystkim mieszkańcom, którzy nie dali się wplątać w polityczną awanturę i zdecydowali się wyrazić swoje zdanie poprzez pozostanie w domu i niebranie udziału w referendum – mówi Bogdan Praski.
Choć referendum z powodu niskiej frekwencji nie przyniesie zmian w obsadzie głównych stanowisk w samorządzie, zdecydowana większość z głosujących była za odwołaniem wójta i rady gminy. Co wójt ma do zaoferowania dla tej grupy mieszkańców, która straciła do niego zaufanie – i dała temu wyraz?
– Nigdy nie jest tak, że ma się samych zwolenników. Na pewno jednak nie będzie u nas teraz żadnego „polowania na czarownice”. Przeciwnie, nauczony doświadczeniem, poszukam w samym sobie tego, co mogę zmienić. Tak, aby te osoby, które chciały mojego odwołania, jednak spróbować przekonać do siebie. Żeby dostrzegli także te pozytywy. Mam na myśli choćby inwestycje, które robimy dla gminy – mówi wójt.
Czy dla wszystkich oponentów Praski będzie tak wyrozumiały? Jak się dowiadujemy, włodarz gminy, który pozostanie w swoim fotelu, rozpoznał też stanowisko radnych co do przewodniczącej rady, która była zwolenniczką przeprowadzenia referendum.
– Z tego, co mi przekazali radni, oczekują oni, że przewodnicząca wyciągnie wnioski i sama poda się do dymisji. Nie mnie to oceniać, ale skoro chciała odwołania rady, to może faktycznie powinna się zastanowić nad tym rozwiązaniem? Na pewno nie powinno być dalej tak, że sesje znów będą zamieniane w polityczne wiece. Każdy mieszkaniec ma pełne prawo do tego, by pojawić się na sesji i zabrać głos na nurtujący go problem, ale zawsze powinno się to odbywać w sposób cywilizowany i w poszanowaniu powagi rady gminy – uważa wójt Panek.
Będą patrzeć na ręce
Pewne wyciszenie emocji widać teżpo stronie inicjatorów referendum. Jak przyjęli fakt, że głosowanie nie okazało się wiążące?
– Referendum w Pankach nie jest jakimś wyjątkiem w skali kraju, bo w większości podobnych przypadków w Polsce tak właśnie się dzieje, że jest zbyt niska frekwencja i referenda się nie udają – mówi Krzysztof Antończak, przedstawiciel grupy inicjatywnej. – A wyniki są takie, że ponad 90% z tych, którzy głosowali, opowiedziało się przeciwko wójtowi – dodaje.
Choć referendum nie doprowadziło do odwołania wójta i rady gminy, można uznać, że z perspektywy grupy mieszkańców najbardziej aktywnych w krytykowaniu samorządu gminnego powody do tej krytyki nie zniknęły. Co więc dalej?
– Będziemy się nadal przyglądać temu, co robi gmina, co robi wójt. I interweniować w możliwy sposób – zapowiada Antończak. – Bo co innego możemy teraz zrobić? – dodaje. Władzy patrzeć na ręce zawsze warto. Na ile będzie się to odbywać w atmosferze znanej z przedreferendalnej gorączki, a na ile w sposób metodyczny – zobaczymy.
Wiadomo też, że nie została odpuszczona sprawa zniszczonych plakatów referendalnych.
– Sprawa jest na policji. Zgłaszałem ją w sobotę. Ktoś w nocy z piątku na sobotę zerwał niemal wszystkie nasze materiały. Zostało tylko 5 w bocznych miejscowościach. Podejrzewamy pewną grupę osób. Dowodów nie mamy. Pozostaje analiza monitoringu – mówi Antończak.
Z drugiej strony i wójt ma zamiar dochodzić przed sądem swoich praw w związku z przedreferendalnymi publikacjami materiałów w mediach. Krótko mówiąc: polityczna i sądowa walka na noże raczej się po referendum w gminie Panki nie zakończy.
Facebook
YouTube
RSS