Opatów

„Decyzję o kandydowaniu zostawiam na przyszły rok”

„Decyzję o kandydowaniu zostawiam na przyszły rok”

Na rok przed wyborami rozmawiamy z Bogdanem Sośniakiem, wójtem gminy Opatów

„Gazeta Kłobucka”: Małe szkoły jednak będą zamykane? Będzie pan do tego dążył?
Bogdan Sośniak:
Na pewno coś trzeba z nimi zrobić. Mamy przynajmniej dwie szkoły, które nie wytrzymują już próby czasu.

GK: Które?
B.S.:
Szkoły w Iwanowicach Dużych i Wilkowiecku, ze względu na małą liczbę uczniów, mają duże koszty ich prowadzenia.

GK: Duże czyli jakie?
B.S.:
Są wysokie. W takich przypadkach ocenia się wielkość dopłaty z budżetu gminy ponad subwencję oświatową, jaką gmina otrzymuje na ucznia szkoły. W tych szkołach koszt kształcenia ucznia osiąga nawet dwukrotność tego, co gmina dostaje.

GK: Był pan raczej optymistą co do przyszłości tych szkół. Co się zmieniło?
B.S.:
Niestety ubywa nam dzieci. I to nie tylko z tego powodu, że mało się ich rodzi. Część odchodzi do innych placówek.

GK: Czy taka inna placówka to szkoła stowarzyszenia w Zwierzyńcu?
B.S.:
To szkoła niepubliczna w Zwierzyńcu Pierwszym, ale też szkoły kłobuckie, szkoły częstochowskie. Z Wilkowiecka czy innych miejscowości gminy są też przemieszczenia dzieci do szkoły do Opatowa. Niestety – demografia jest nieubłagana. Przyszedł więc czas, żeby coś z tym zrobić.

GK: Macie dużo szkół gminnych. W wielu gminach jest ich mniej.
B.S.:
Mamy pięć szkół publicznych, które do czasu pierwszej reformy mieściły się w przedziale średnich pod względem liczby uczniów. Koszt ich prowadzenia był jeszcze akceptowalny. Obecnie przy ocenie tych kosztów trzeba uwzględnić dwa wspomniane zjawiska: uczniów ubywa i jeszcze część z nich odchodzi do innych placówek.

GK: Szkoła, którą kilka lat temu chcieliście zamknąć, bo była najmniejsza, dziś jest większa od kilku szkół gminnych. To jak działa wasza gminna oświata?
B.S.:
Zjawisko jest bardziej złożone. To prawda, że szkoła publiczna w Zwierzyńcu Pierwszym w chwili likwidacji była szkołą małą z trzydziestoma uczniami. Szkoła niepubliczna w tej miejscowości poradziła sobie nie tylko w oparciu o uczniów z dotychczasowego obwodu. Uczęszczają do niej dzieci z szerokiego kręgu wiosek spoza gminy.

GK: To ponowię pytanie: to jak działa wasza gminna oświata, że tam są dzieci nawet spoza gminy, a u was brakuje własnych, bo idą się uczyć gdzie indziej?
B.S.:
Nie tylko w mojej ocenie jest to wynikiem specyfiki działania szkół niepublicznych. Szkoły te funkcjonują w oparciu o inne przepisy i mogą być inaczej zarządzane. Tym samym koszty ich działania są zdecydowanie niższe. Nie będę odkrywczy, kiedy powiem, że nie obowiązują tam przepisy Karty Nauczyciela, co pozwala zdecydowanie obniżyć koszty osobowe. W naszych szkołach ok. 90% kosztów to koszty wynagrodzeń i pochodnych, na które gmina ma bardzo niewielki wpływ. Ponadto w szkołach publicznych migracja uczniów z jednej gminy do szkoły publicznej w innej gminie jest zjawiskiem marginalnym.

GK: Te koszty osobowe to też Gminny Zespół Oświaty. Może jest zbędny?
B.S.:
Nie jest zbędny. Czy w gminie będzie 5 szkół, czy mniej – ich obsługę musi ktoś wykonywać. Powszechnie nadużywa się opinii o tym, że wydzielony zespół do obsługi oświaty to zbędny koszt.

GK: Bo nie wszędzie takie są.
B.S.:
Nie wszędzie są, ale obsługa i tak jest wykonywana np. przez osoby zatrudnione w szkołach. Gdy zsumuje się koszty obsługi takich 4-5 szkół, to są one porównywalne, a może i większe niż koszty wydzielonych komórek. Często obsługa oświaty występuje w strukturze urzędu jako referat bądź wydział. W efekcie obsługa i tak kosztuje, tyle tylko, że obciąża administrację, a nie oświatę.

GK: Mimo że szkoła w Zwierzyńcu działa dobrze, można było odnosić wrażenie, że gmina raczej jej nie sprzyja.
B.S.:
Powiem w skrócie tak: co do działalności szkoły – nie mamy podstaw do kierowania zastrzeżeń. Natomiast zdarzają się problemy we współpracy ze stowarzyszeniem jako organem prowadzącym tę szkołę. One też nie są czymś nadzwyczajnym. Gdy jedna strona daje pieniądze i kontroluje ich wydawanie, a druga te pieniądze konsumuje, zawsze rodzi się pole do sporów, bo to klasyczny przykład konfliktu interesów.

GK: Właśnie, „punktowaliście” stowarzyszenie z powodu złego rozliczenia dotacji. A teraz stowarzyszenie wygrało w sądzie i będziecie płacić.
B.S.:
Co do prawidłowości wydatkowania przekazywanej dotacji, to Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Częstochowie uchyliło naszą decyzję do ponownego rozpatrzenia. Co nie znaczy, że gmina przegrała. SKO zakwalifikowało nasze argumenty w trzech grupach. W pierwszej wyspecyfikowało listę wydatków, w zakresie wydatkowania których gmina nie miała racji. W drugiej – gdzie gmina ma rację i gdzie należy się zwrot środków do budżetu. W trzeciej grupie znalazły się wydatki wymagające dodatkowego wyjaśnienia. Finansowanie szkół niepublicznych jest w przepisach prawa nie do końca jasno uregulowane. Ostatnia nowelizacja tych przepisów poprawiła nieco tę sytuację.

GK: Czyli spieraliście się, by nie nadpłacić?
B.S.:
Spieraliśmy się, żeby zapłacić i potem rozliczyć tyle, ile przewiduje prawo. W tej sprawie będzie wydana nowa decyzja. Być może stowarzyszenie znów skorzysta z instytucji odwoławczej w postaci SKO. Zobaczymy.

GK: Słyszałem, że mimo tych wcześniejszych nieporozumień teraz relacje z prezesem tego stowarzyszenia się poprawiły.
B.S.:
Myślę, że jeżeli obie strony we wzajemnych relacjach kierują się argumentami, to każda z nich musi je analizować i akceptować. Bo z faktami się nie dyskutuje. Nie mam osobistych animozji w stosunku do kogokolwiek ze stowarzyszenia czy ze szkoły. Uważam wręcz, że ta szkoła może i powinna pomóc rozwiązać problemy oświaty w gminie i regionie. A pewne nieporozumienia? Cóż, zawsze będą występować, kiedy się stoi po dwóch stronach gospodarowania środkami finansowymi.

GK: A relacje pana prezesa z panem przewodniczącym rady jak pan ocenia? Na sesjach bywa ostro.
B.S.:
To już pozostawiam innym do oceny. Nie mnie to komentować.


GK: Gmina ma też duże wydatki w pewnym sensie sprowokowane przez oświatę. Chodzi o odszkodowanie dla uczennicy, która uległa wypadkowi. Jak do tego doszło, że to gmina płaci?
B.S.:
To jest niestety konsekwencja całego systemu prawa oświatowego. Sąd I instancji nie wskazał jednoznacznie winnego tego zdarzenia. Jednak to gmina jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo uczniów w szkole.

GK: Czyli nikt nie musiał pomóc tej dziewczynce, gdy straciła przytomność w szkole?
B.S.:
To trudna ocena. Sąd I instancji rozpatrywał sprawę odpowiedzialności nauczyciela, który te zajęcia prowadził. Na podstawie tych materiałów, które miał, sąd uwolnił nauczyciela od zarzutu. Z ludzkiego punktu widzenia ktoś powinien jednak udzielić pomocy. Tylko czy ta pomoc w tamtych warunkach byłaby skuteczna? Tego nawet biegli w opiniach nie byli w stanie stwierdzić. Na podstawie wyroku w procesie cywilnym ustalono odpowiedzialność gminy i zobowiązano do wypłaty poszkodowanej uczennicy zadośćuczynienia i dożywotnej miesięcznej renty. Uznając ten wyrok, wywiązujemy się z nałożonej na gminę odpowiedzialności.

GK: A jak gmina ocenia postawę swojego nauczyciela? Czy życzy sobie, by tacy ludzie pracowali z dziećmi? Ta osoba kilka lat nadal pracowała…
B.S.:
Pracowała i pracuje nadal. Uznajemy wyroki obu sądów, bo żyjemy w państwie prawa. W tej sytuacji nie ma podstaw do ich kwestionowania. Ponieważ nie byłem ani uczestnikiem postępowań wyjaśniających, ani tych toczonych potem przed sądem, nie chcę i nie czuję się upoważniony, aby w jakimkolwiek stopniu oceniać to personalnie.

GK: Szkolenia nauczycieli z udzielania pierwszej pomocy były fikcyjne?
B.S.:
Według mnie nie. Sąd badał okoliczności przeprowadzenia tych szkoleń i uznał je za niewystarczające. Rozszerzając wątpliwości wokół tego tematu, tak samo możemy powiedzieć o szkoleniach chociażby kierowców w zakresie obowiązku udzielania pomocy ofiarom wypadków. Czy jako kierowcy potrafimy fachowo i skutecznie udzielić takiej pomocy? Myślę, że nie jesteśmy w stanie tego ocenić.

GK: Zmieńmy temat. Przyblokował pan swą decyzją budowę kurników w Wilkowiecku. Czy to coś zmieni? Inwestor się odwołał.
B.S.
: Z zaciekawieniem czekamy, co postanowi druga instancja, czyli SKO w Częstochowie. Jestem przekonany, że postąpiliśmy słusznie, bo w interesie mieszkańców Wilkowiecka i całej gminy. W naszej ocenie materiał przedstawiany przez inwestora na etapie wydawania decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych zawierał kilka nieścisłości, które nie zostały wyjaśnione w sposób niebudzący wątpliwości.

GK: Jakich nieścisłości?
B.S.:
Co do danych technicznych, co do rozwiązań…

GK: Liczba kur miała być inna?
B.S.:
Chodziło głównie o wskaźniki wpływające bezpośrednio na środowisko. Czyli np. sposób zagospodarowania pomiotu, sposób wentylacji, co inwestor będzie robił z powstającym naturalnym nawozem. To są czynniki, które wpływają na środowisko w sposób decydujący. Były one niejednoznacznie przedstawiane. Z grubsza można powiedzieć tak, że zamierzenie inwestycyjne przekraczało swoimi możliwościami chowu te wielkości, które podawał inwestor.

GK: Była obawa, że będzie więcej?
B.S.:
Nie wprost. Niespójność danych budziła wątpliwości.

GK: A jak w ogóle do tego doszło, że inwestycja, której mieszkańcy nie chcą, mogła zostać zaplanowana w takiej lokalizacji?
B.S.:
Działalność tego typu wpisuje się w działalność rolniczą. Inwestor swoje przedsięwzięcie planował zlokalizować na zakupionych terenach rolniczych, na których – co oczywiste – produkcja rolnicza jest dopuszczona. Natomiast potem rozmiar tej inwestycji i jej specyficzny charakter skutkował oddziaływaniem na środowisko. Nie można zakładać z góry, że kurniki nie mogą powstać, bo doszlibyśmy do absurdu. Trzeba było przeprowadzić postępowanie administracyjne z analizą wszystkich elementów oddziaływujących w sposób wymierny na środowisko. Decyzja negatywna wynikała tu z rozmiaru przedsięwzięcia i z czynników, które mogą szkodliwie wpływać na stan środowiska.

GK: Rozmiar był kluczowy?
B.S.:
Rozmiar był jednym ze znaczących elementów. Doszła ponadto jeszcze zasada ostrożności, usankcjonowana w środowiskowych dyrektywach unijnych. Mając świadomość, że może dojść do ekspansji czynników negatywnie wpływających na środowisko, wydana została taka, a nie inna decyzja.

GK: Podczas sesji mówił pan o planach kanalizacji na przyszłe lata. Niektórzy pozostaną poza tym programem. To część Waleńczowa, Wilkowiecka. Co z nimi?
B.S.:
Ekonomia i zasady, jakie obowiązują przy budowie sieci kanalizacji sanitarnej, powodują, że dla obszarów o rozproszonej zabudowie prawdopodobnie jedynym rozwiązaniem będą własne przyzagrodowe oczyszczalnie albo małe, komunalne, załatwiające problem danego mikroregionu. Natomiast tam, gdzie zabudowa jest bardziej zwarta, a systemy już funkcjonujące pozwalają odbierać ścieki, chcemy realizować rozwiązania korzystając z tej możliwości. Problemem – jak zawsze – są wysokie koszty budowy tych urządzeń. Trzeba będzie spróbować dopasować możliwości budżetu gminy do dostępnych źródeł zewnętrznego dofinansowania tego przedsięwzięcia. Życzyłbym sobie, aby gminy łatwiej i szybciej mogły pozyskiwać taką pomoc finansową, ku zadowoleniu swoich mieszkańców.

GK: Życzyłby pan sobie – czyli sam pan chce to robić w przyszłej kadencji?
B.S.:
Ja sobie tego życzę jako mieszkaniec. Jestem mieszkańcem Opatowa od zawsze i taki problem jest też problemem moim. Natomiast co do mojego dalszego kandydowania na stanowisko wójta, bo do tego pan zmierza, to naprawdę decyzję zostawiam na przyszły rok. Tym bardziej, że są zapowiedzi zmiany ordynacji wyborczej, dotyczące tych wójtów, którzy do tej pory funkcjonują więcej niż przez dwie kadencje.

GK: Na razie wycofano się z tego. Załóżmy, że nie będzie przeszkody prawnej do kandydowania – to czy boi się pan kontrkandydatów?
B.S.:
Nie znam ich, bo nikt się jeszcze nie ujawnił. Wybory na każde stanowisko są dla kandydatów obarczone sporą dozą niepewności. Z tego względu trzeba doceniać każdego kontrkandydata, a – przede wszystkim – nie wolno żadnego z nich lekceważyć. Powtórzę jednak jeszcze raz – na dziś za wcześnie rozmawiać na ten temat.

GK: A nie wiadomo panu czegoś np. o możliwym kontrkandydacie popieranym przez wpływowe środowisko ze Zwierzyńca?
B.S.:
Nic na ten temat nie wiem.

GK: To może pan będzie miał to poparcie?
B.S.:
(Uśmiech.) Na ten moment nie zabiegam o poparcie u kogokolwiek. Na dziś chcę spokojnie dokończyć kadencję, zgodnie z założonymi planami, które się realizują. A ponieważ ostatnio dużo się zmienia w naszej ojczyźnie, chyba ostatnie miesiące będą decydowały o tym, jak się ukształtuje lista ewentualnych kandydatów.

GK: Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał Jarosław Jędrysiak

Wywiad opublikowany po autoryzacji Bogdana Sośniaka.

Kliknij aby dodać komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Opatów

Masz ciekawy temat? Zadzwoń!

Tel. 514 786 400

Więcej w Opatów

Rozstrzygnięto przetargi na kolejne inwestycje

Jarosław Jędrysiak6 sierpnia 2024

Nie będzie rekonstrukcji historycznej na Górze Opatowskiej

Jarosław Jędrysiak5 sierpnia 2024

Sukces tenisistów z Opatowa

Jarosław Jędrysiak14 kwietnia 2024

Okazja do usunięcia azbestu

Jarosław Jędrysiak4 grudnia 2023

Nie płacą za odpady. Urząd przestrzega spóźnialskich

Jarosław Jędrysiak28 listopada 2023

Boisko już otwarte, pracownia też

Jarosław Jędrysiak24 października 2023