KONTROWERSJE. Dwa razy wzywaliśmy pogotowie do ojca, który uskarżał się na silne bóle w klatce piersiowej – relacjonuje Marzena Pawłowska z Droniowic. – Lekarz po zbadaniu stwierdził, że tacie nic nie dolega, i powiedział, że trzeci raz nie przyjadą. Kazał ojcu iść do przychodni. Tata udał się do lekarza rodzinnego, który zlecił mu podstawowe badania i zaordynował leki przeciwbólowe. Następnego dnia tata zmarł. Mamy żal, że nie został zabrany do szpitala na szczegółowe badania, które mogły uratować mu życie – dodaje nasza czytelniczka. Po naszej interwencji sprawę bada prokuratura
Jak relacjonuje pani Marzena Pawłowska z Droniowic, jej ojciec, będący w wieku senioralnym, w miniony czwartek źle się poczuł – choć wcześniej nigdy nie miał problemów ze zdrowiem, zaczął się uskarżać na silne bóle w klatce piersiowej oraz cieprnącą prawą rękę. Nasza czytelniczka wezwała więc pogotowie.
Niekompetencja dwóch lekarzy?
– Lekarz po zbadaniu stwierdził, że tacie nic nie dolega i nie ma potrzeby zabierać go do szpitala – mówi pani Marzena. – Na drugi dzień sytuacja powtórzyła się, więc ponownie wezwaliśmy pogotowie. Po raz drugi lekarz stwierdził to samo i powiedział, że trzeci raz nie przyjadą, bo jest on jedynym doktorem na cały powiat. Dalsze leczenie zalecił u lekarza rodzinnego – mówi pani Marzena.
Z relacji czytelniczki wynika, że jej ojciec udał się do lekarza rodzinnego. A dzień później już nie żył. – Lekarz rodzinny, zamiast skierować tatę do kardiologa, zlecił mu tylko podstawowe badania krwi i moczu oraz prześwietlenie klatki piersiowej – mówi pani Marzena. – Niestety w nocy z soboty na niedzielę mama usłyszała huk i zobaczyła, że tata leży na podłodze.
Pani Marzena, mieszkająca z mężem obok rodziców, zaalarmowana przez mamę natychmiast ruszyła ojcu na pomoc. Rodzina wezwała też – po raz trzeci już – pogotowie.
– Mąż zaczął reanimować tatę, bo nie dawał oznak życia – mówi pani Marzena. – Po przybyciu pogotowia – a był tylko kierowca i pielę- gniarka – stwierdzili zgon taty, po czym przeprosili, że lekarz nie zabrał taty do szpitala. Bulwersujące jest to, że pielęgniarka wpisała w kartę zgonu, że rodzina nie podjęła żadnej czynności reanimacyjnej, a to nieprawda.
Szybkie działania prokuratury
Pani Marzena wspólnie z mężem powiadomili nas o tragedii w poniedziałek w nocy droga mailową. We wtorek rano, już podczas rozmowy telefonicznej, pani Marzena poinformowała, że w karcie zgonu ojca wpisano, że śmierć nastąpiła z nieznanej przyczyny. Prokuratura nie została powiadomiona o zgonie, nie została również przeprowadzona sekcja zwłok – czas naglił, gdyż w środę miał odbyć się pogrzeb. Informację o zdarzeniu przekazaliśmy więc śledczym, którzy natychmiast zaczęli działać. – Z uwagi na datę pogrzebu natychmiast zleciliśmy sekcję zwłok, obecnie oczekujemy na jej wyniki. Zabezpieczamy również dokumentacje medyczną – informowała nas przed zamknięciem niniejszego wydania prokurator Joanna Masoń z Prokuratury Rejonowej w Lublińcu.
Gdyby tylko trafił do szpitala…
Dlaczego medycy nie zawiadomili śledczych o zgonie? Jak tłumaczono nam w prokuraturze, przepisy w tego rodzaju sytuacjach nie są precyzyjne. Jeśli nie istnieją ślady wskazujące na przyczynienie się osób trzecich do zgonu, nie ma takiego obowiązku.
– Mamy ogromny żal do lekarza pogotowia, że nie zabrał taty do szpitala. Gdyby trafił na oddział, gdzie jest sprzęt potrzebny do szczegółowych badań i podtrzymywania czynności życiowych, może tata by przeżył – podsumowuje z goryczą pani Marzena. Jak się dowiadujemy, po przeprowadzeniu pierwszych czynności sprawa zostanie przekazana do Prokuratury Okręgowej w Częstochowie lub Prokuratury Regionalnej w Katowicach, gdzie funkcjonuje dział powołany specjalnie do badania spraw dotyczących błędów medycznych. Czekamy na ustosunkowanie się do sprawy lublinieckiego pogotowia. O szczegółach będziemy informować.
Facebook
YouTube
RSS