Z Małgorzatą Leszczyńską, Agnieszką Roman i Sylwią Piątkowską spotykamy się na kilka dni przed wystawą, która będzie miała miejsce 30 września, w niedzielę, w kłobuckim pałacu na Zagórzu. O tym, ile trwały przygotowania do tego wydarzenia oraz co ciekawego jego inicjatorkom udało się odkryć podczas poszukiwań przodków kłobuckich rodzin, dowiecie się z naszej rozmowy
„Gazeta Kłobucka”: Skąd pomysł na to, aby zorganizować taką wystawę?
Małgorzata Leszczyńska: Z zupełnej spontaniczności, wynikającej z naszych wcześniejszych zainteresowań. Okazuje się, że każda z nas zajmowała się zbieraniem okruchów historii swoich przodków.
Agnieszka Roman: Ja tak naprawdę już jako dziecko miałam swoje pierwsze drzewo genealogiczne, narysowane kredkami, sklejone na dwóch kartach papieru. Już wtedy dręczyłam swoją babcię, aby mi opowiadała jak najwięcej o naszej rodzinie (uśmiech). Później, kiedy wyszłam za mąż i urodziło nam się drugie dziecko, często prosiłam męża, aby wieczorem szedł je uśpić, a sama zajmowałam się „tropieniem” historii naszych przodków. Niejednokrotnie zdarzało mi się wychodzić z domu w poszukiwaniu starych zdjęć naszej rodziny.
GK: W którym momencie poszerzyła pani swoje działania i wyszła poza historię swoich najbliższych?
A.R.: Pewnego razu moja teściowa powiedziała, że z Emiratów Arabskich powrócił jej kuzyn, Jerzy Wierus, który mieszkał tam 30 lat. Okazało się, że on również pasjonuje się przeszłością naszej rodziny. To niezwykła osoba, nie tylko o wielkim intelekcie, ale i sercu. Początkowo wuja interesowała genealogia rodzinna wyłącznie Zagórza, z którego się wywodził. Udało mi się go przekonać do dołączania kolejnych rodów – Wilków, Ligęzów – dzięki czemu nasze drzewo rozrosło się do naprawdę pokaźnych rozmiarów. Mieliśmy ściśle podzielone role i nawzajem się uzupełnialiśmy: on rozszyfrowywał więzy rodzinne, a ja chodziłam po domach w poszukiwaniu starych fotografii i historii. Dziś wuj już nie żyje, ale pozostała po nim strona internetowa wierus. pl, na której wielu kłobucczan może odnaleźć członków swoich rodzin. Wujkowi nie udało się doczekać wystawy, ale będzie ona moim osobistym podziękowaniem dla niego.
M.L.: To był niesamowity zbieg okoliczności, ponieważ byliśmy już na etapie przygotowania zbiorów do wystawy i albumu. W internecie napotykałyśmy wiele ciekawych, dotąd nieznanych zdjęć. Bardzo zaciekawiła nas jedna fotografia właśnie z Zagórza. Napisałam do administratora strony. Był nim właśnie pan Jerzy, którego jeszcze wówczas nie znałam i który okazał się członkiem mojej rodziny. Tak otrzymałyśmy kontakt do Agnieszki, a ponieważ ona już miała „doświadczenie” w bieganiu po domach, wszystko to połączyłyśmy w całość (uśmiech).
Sylwia Piątkowska: Odkąd zostałam prezesem Towarzystwa Miłośników Kłobucka, chciałam kultywować jego tradycje. Zawsze moim marzeniem było, aby nie kończyć monografii na drugiej części, ponieważ obie miały słabej jakości fotografie. Wiele razy występowaliśmy do rady o wsparcie finansowe na wydanie albumu – ale bezskutecznie. Teraz taką pomoc udało się uzyskać dzięki zapałowi trzech dziewczyn. W 1994 roku taka wystawa już się odbyła, jednak nie w takim zakresie, jak to będzie teraz. W tym roku przypada 30-lecie istnienie towarzystwa i będzie to zwieńczenie jego działalności i pracy tych trzech osób.
M.L.: Warto dodać, że połączyły nas przede wszystkim wspólne pasje i dążenia, bo każda z nas zajmuje się fotografią.
S.P.: Każda z nas jest również kłobucczanką i przy bliższej współpracy okazało się, że te rody przeplatają się i wiążą ze sobą.
GK: To które rody dominują w Kłobucku najmocniej?
M.L.: Na pewno nie można powiedzieć, że wszystkie się z sobą łączą. Tak naprawdę najstarsze rody kłobuckie można sprawnie połączyć do II wojny światowej. Dopiero w latach 50. zauważyć można napływ osób spoza tego terenu.
GK: A gdybyśmy mogli wymienić kilka najważniejszych nazwisk?
M.L.: Grzyb i Grzybowski – one pochodzą z jednej gałęzi, podobnie jak Wilk i Wilczyński. Na pewnym etapie, w połowie 1800 roku, zaczęły się przekształcać i bywało tak, że w jednej rodzinie dwóch braci miało na nazwisko Wilk, a dwóch Wilczyński.
A.R.: Tendencję tę nawet można było zauważyć jeszcze w 1950 roku. Część rodzeństwa mojego dziadka nazywało się Wilczyński, a jedno z nich – Wilk.
M.L.: A wracając do pytania, to na pewno Ancińscy, Mięsowscy, Bednarscy, Szymczyńscy, Zawadowie…
S.P.: Drożdżowie, Sękiewiczowie.
A.R.: Gładysz, Wierus, Pyzik.
M.L.: Ale te dwa ostatnie to już zdecydowanie zagórskie nazwiska.
S.P.: Trudno wszystkie wymienić, bo jest ich bardzo dużo.
GK: Ważny, ale i bardzo trudny element kłobuckiej historii stanowi obecność Żydów, którzy tu zamieszkiwali. Udało się dotrzeć do jakichś osób, których rodziny były związane z naszym miastem?
M.L.: Tak. Okazuje się, że ich obecność jest zaznaczona w księgach kościelnych już na początku 1800 roku, a nawet wcześniej.
S.P.: W Kamyku przed I wojną światową 3/4 mieszkańców stanowili Żydzi. To było typowe żydowskie miasto, bo przecież Kamyk był wówczas gminą. Ale wracając do pani pytania, to niedawno, całkiem przypadkiem, w urzędzie doszło do spotkania z przedstawicielami rodzin żydowskich, które były związane z tym miejscem. Przyjechali tu właśnie w poszukiwaniu swoich korzeni. Udało się z nimi nawiązać bliższy kontakt, zaprzyjaźnić się, i dzięki temu również oni będą obecni podczas zbliżającej się wystawy. Oprócz archiwalnych zdjęć na wystawie będzie wyemitowany film, który nakręcił mój mąż, ze wspomnieniami osób, które pamiętają wybuch II wojny światowej. Nie zabraknie wzruszających momentów i wspomnień, również tych związanych z Żydami, których ukrywano na strychach kłobuckich domów.
GK: Wystawa już 30 września w zagórskim pałacu.
M .L .: Zapraszamy wszystkich mieszkańców do przeżycia razem z nami tego pierwszego powojennego spotkania dwóch kultur: polskiej i żydowskiej. To będzie również niezwykła podróż w czasie, która zabierze nas nie tylko do ludzi, ale i miejsc dawno zapomnianych w Kłobucku. Niewykluczone, że dzięki tej wystawie będą tacy, którzy po raz pierwszy zobaczą swojego pradziadka czy swoją prababcię. Liczymy również na nowe odkrycia. Dzięki temu, że fotografie zobaczy wiele osób, być może uda się ustalić tożsamość ludzi, których nie udało nam się dotychczas zidentyfikować.
A.R.: Nam przez ten rok udało się dotrzeć do 130 rodzin, ale wiadomo, że zbiór można by poszerzać nieustannie o kolejne fotografie i ludzkie historie…
GK: Przy okazji tego wydarzenia powstał również album.
M.L.: Tak. Zależało nam przede wszystkim, aby fotografie w nim zamieszczone ożywiały tych, których nie ma już wśród nas. Ludzi, dzięki którym my żyjemy, ludzi, którzy mieli bardzo ciężkie życie, ale tworzyli historię tego miasta. Obecnie nie zdajemy sobie do końca sprawy z tego, że żyje nam się naprawdę dobrze, ponieważ nie mamy odniesienia do tych ciężkich czasów, w którym przyszło walczyć o przetrwanie naszym przodkom. I to jest nasz hołd dla tych właśnie ludzi, którzy przed nami byli i dzięki którym jesteśmy.
GK: Każdy będzie mógł zakupić album?
S.P.: Tak, biblioteka miejska będzie prowadziła jego sprzedaż. Album będzie można również nabyć podczas wystawy.
GK: Ktoś w szczególności zasłużył na wyróżnienie przy organizowaniu tego wydarzenia?
M.L.: Myślę, że przede wszystkim burmistrz Jerzy Zakrzewski, który dofinansował tę inicjatywę. Czuł sens tego projektu i wpierał nas od samego początku w naszych działaniach. Wsparciem artystycznym obdarzyła nas natomiast Elżbieta Siwik – artystka fotograf, grafik, pedagog w częstochowskim liceum plastycznym. Dziękujemy również Kazimierzowi Jagielskiemu, który pomagał przy pracach technicznych.
S.P.: Również lokalne firmy pomogły sfinansować nam to przedsięwzięcie. Honorowy patronat nad wystawą objął natomiast Marszałek Województwa Śląskiego.
GK: Czy na wystawę może przyjść każdy?
M.L.: Oczywiście, pałac będzie otwarty od godz. 15.00 dla wszystkich chętnych mieszkańców. Zapraszamy bardzo serdecznie na to wyjątkowe wydarzenie.
Facebook
YouTube
RSS