PROBLEM. W obecności grupy mieszkańców i po ponadgodzinnej dyskusji rada gminy podjęła uchwały o zamiarze likwidacji szkół podstawowych w Iwanowicach Dużych i w Wilkowiecku
Uchwały wprowadzono do porządku dopiero na sesji. Ale i tak przybyła grupa mieszkańców i pracowników oświaty. Dyskutowano długo – na argumenty, bez nadmiaru emocji.
Za małe, by istnieć
Argumentację za likwidacją obu szkół referował wójt. Gminę przytłaczają kwoty, które dokłada do oświaty. Otrzymuje 7,21 mln zł subwencji i dodatków, ale utrzymanie szkół kosztuje ją 11,76 mln zł. Dokłada ze swoich ponad 4,5 mln zł. Losowi szkół nie sprzyja demografia. Dzieci 40 i trochę to za mało. Trzeba by dwa razy więcej, by szkoła jakoś sensownie się bilansowała. W obu są roczniki bez uczniów. Trzy takie są w Wilkowiecku. Część tutejszych dzieci rodzice posyłają gdzie indziej. To dla placówki wyrok. Koszta kadrowe przy tak niewielu uczniach stanowią absurdalnie wysoki procent wydatków na szkołę. Gdyby dzieci przenieść do Opatowa, miałyby nawet lepsze warunki. A i gmina by zaoszczędziła.
– Wiem, że to dla wszystkich bardzo trudna decyzja – mówił na sesji Bogdan Sośniak. – Ale w sensie ekonomicznym dojedziemy do ściany, jeśli niczego nie zrobimy – dodał.
Obronić cokolwiek
Oczywiście stanowisko rodziców jest odmienne. Szkoła bliska, we własnej wiosce, ma zalety. Dzieci nie trzeba dowozić, nie muszą po lekcjach czekać na bus. Szkół w Wilkowiecku i Iwanowicach Dużych mocno bronili sołtysi obu wsi. Wątpili, czy oszczędności po likwidacji będą duże, skoro część nauczycieli nadal będzie mieć pracę. Podkreślali dobry stan obu budynków. Rodzice dorzucili, że sami wiele włożyli w wygląd i wyposażenie szkół. Ich likwidacja obróci ten społeczny wkład wniwecz.
– Czy jest szansa choć na utrzymanie u nas młodszych klas i przedszkola? Koszty na pewno będą wtedy mniejsze – próbowała targów radna Ksenia Sroka.
Wójt nie podzielił przekonania, że taka częściowa likwidacja dałaby odpowiednie zmniejszenie wydatków na oświatę.
Gdzie te dzieci?
Rodzice w zasadzie wprost wskazali, co uważają za jeden z powodów istnienia pustych roczników w małych szkołach gminnych. Dzieci z ich wsi dziś często chodzą do szkoły w Zwierzyńcu Pierwszym. Tę prowadzi stowarzyszenie, którym kieruje radny Andrzej Zalski. Przypomnijmy tu: w Zwierzyńcu też kiedyś była mała szkoła, którą gmina postanowiła zamknąć. Stowarzyszenie zdecydowało się prowadzić ją nadal. Wtedy miała 28 uczniów, dziś – ponad 200.
– Szkoła publiczna jest bardzo droga. W szkole publicznej nauczyciel zarabia więcej niż w naszej szkole, choć ma tygodniowo 19 godzin, a u nas 35 – zauważył Zalski.
Dorota Knysak, dyrektor szkoły w Iwanowicach, broniła placówek publicznych i ich nauczycieli. Pytała też, dlaczego cięcia w gminnej oświacie robi się „po kawałku”, zamiast za jednym razem zostawić tylko szkołę w Opatowie. Zasugerowała, by nie spieszyć się z decyzją.
– W tym roku są wybory. Może sytuacja się zmieni. Może warto poczekać – mówiła.
Karta Nauczyciela „zamyka” szkoły?
Zalski przekonywał, że likwidacja obu szkół jest rozsądna.
– Jeśli chcecie, to też utwórzcie u siebie szkołę niepubliczną. Spróbujcie tego chleba – dodawał.
Radny uważa, że ma już dość duże doświadczenie w sprawach organizowania oświaty.
– My nikogo nie zmuszamy, by posyłał dzieci do naszej szkoły. Może popełniliście błąd i zamiast wydawać na edukację, poszliście za bardzo w kierunku płac? – sugerował. Zalski uważa, że Karta Nauczyciela, którą wymyślono za komunizmu, dziś z powodu gwarantowanych przywilej¦ generuje problemy oświaty. Sprawia, że w małych szkołach koszta kadrowe przekraczają 90 proc. wydatków. A ile zostaje na wyposażenie? Na remonty? Warunki do nauki?
Radny Paweł Sośniak zauważył, że szkoła stowarzyszeniowa nie ma problemu z pozyskiwaniem uczniów choćby i w Wilkowiecku, gdzie jest szkoła gminna. Może dziecko zabrać sprzed furtki domu i tam odwieźć. Rozmawiano z rodzicami – ale wolą posyłać dzieci do Zwierzyńca, a nie po sąsiedzku. Szkoła niepubliczna wykosiła szkołę z Kartą Nauczyciela. Takie są brutalne realia.
Jeszcze nie koniec
Rodzice, którzy też przytoczyli wiele argumentów, nie przekonali radnych. Czy mieli szansę, skoro skarbnik gminy podsumował, że gmina musi się zdecydować na cięcia? Bo gdy wydatki bieżące przekroczą dochody – a dotacje do oświaty zdolne to niedługo sprawić – do gminy wkroczy komisarz i zacznie realizować program naprawy finansów. A wtedy biada wszystkim. Ucierpią nie tylko małe szkoły… Zamiar likwidacji każdej z dwóch szkół poparło po 9 radnych. Kilku się wstrzymało, radni z obu wsi symbolicznie byli przeciw. Przyjęte uchwały intencyjne to jeszcze nie koniec. Kurator może zablokować likwidację placówek. Ale wójt zapowiedział, że gmina gotowa się odwołać. I są przykłady w kraju, że odwołania takie bywają skuteczne. Po głosowaniu usłyszeliśmy, że rodzice gotowi są prosić o pomoc choćby ogólnopolskie media. Czy mają szansę obronić szkoły? Czy należy ich bronić? Czy dzieciom nie będzie lepiej w Opatowie? Odpowiedzi są niełatwe. I będą różne w zależności od tego, jak bardzo komu ta sprawa jest bliska.
Facebook
YouTube
RSS