Tytuł mógłby sugerować, że będę pisał o jednym ze sklepów w Kłobucku, ale nic z tych rzeczy. Będzie o elektryku z gminnej rady w Kłobucku. A dokładniej o Aleksandrze Tokarzu. Aby się nie obraził, to mogę napisać nawet o panu Tokarzu.
Do rzeczy. Po radnym Dominiku teraz radny Tokarz złożył do gminy wniosek z zapytaniem, ile to ona wydała na ogłoszenia urzędowe w „Gazecie Kłobuckiej”. Ogłoszenia, których publikację każda gmina zgodnie z ustawą ma obowiązek zlecać lokalnej prasie. Chodzi m.in. o przetargi, konkursy na stanowiska urzędnicze, ogłoszenia o zmianach w planach zagospodarowania, ale i reklamy prasowe. Aby oszczędzić zbędnej pracy pracownikom gminy – którzy już kilka razy informowali o wydatkach na owe ogłoszenia – pozwolę sobie sam poinformować radnego, ile gmina Kłobuck na nie wydała w naszej gazecie. Radny pytał o lata 2014-2018 i w tym okresie gmina wydała na ogłoszenia kwotę średnio 24 tysięcy złotych rocznie. Gdyby radny złożył pismo do nas, to nie musiałby czekać na odpowiedź z gminy.
A teraz kilka słów o tym, dlaczego gmina Kłobuck zleca nam publikację ogłoszeń. W 2015 roku gmina wystosowała w tej sprawie zapytanie do wszystkich gazet działających na terenie powiatu. Jedna z nich odpadła, ponieważ ukazywała się raz na dwa tygodnie i nie było jej w kioskach, a obecnie przestała istnieć, gazety „redaktora” innej z gazet z Panek też w kioskach nie ma, a w dodatku nie potrafił sobie przypomnieć, ile sztuk gazety drukuje, i odmawiał pisemnego oświadczenia w tej sprawie, a jeszcze inna redakcja nie potrafiła określić nakładu konkretnego dodatku w Kłobucku. Tym sposobem gmina i my zostaliśmy skazani na współpracę ze sobą. Zarówno oświadczenie, jak i potwierdzenie nakładu i sieci dystrybucji dostępne są zapewne do wglądu w urzędzie. Wszyscy wiedzą, że burmistrz Zakrzewski ma węża w kieszeni i do hojnych nie należy (no, chyba że ktoś mu ciągle szepcze do ucha, jaki jest wspaniały), więc za każdym razem mocno zagryza zęby z tego powodu, że w ogóle musi wydawać na te ogłoszenia, a my z kolei zagryzamy zęby z tego powodu, że wciąż wydaje na te ogłoszenia tak mało. Ale na szczęście są jeszcze inne gminy, które zlecają ogłoszenia, więc czasami oprócz chleba z cukrem jemy też chleb z wędliną.
Powiem jednak panu szczerze, panie Tokarzu, że z Zakrzewskiego to się nie da redakcji i kilkunastu osób w niej pracujących utrzymać, więc traktujemy jego ogłoszenia w naszej redakcji marginalnie, w co panu jest pewnie trudno uwierzyć. Nie wiem też, czy to pana bardziej zasmuci, czy pocieszy, ale zlecenia ogłoszeń urzędowych stanowią jedynie kilka procent całego przychodu naszego wydawnictwa. My – w przeciwieństwie do naszej niektórej konkurencji – bardziej zabiegamy o utrzymanie poziomu sprzedaży gazet i prywatnych reklamodawców niż o gminy i starostwo powiatowe. Ale mam taką propozycję: skoro panu jest tak bardzo w życiu źle i pana tak bolą te ogłoszenia, to może, zamiast grzebać w gniazdkach, otworzy pan gazetę? Przynajmniej nic pana nie kopnie, a tak zawsze pan żyje na krawędzi. Przypominam sobie, że nawet kiedyś pan chciał założyć jakiś biuletyn. A jak i to nie wyjdzie, to zawsze można np. wchodzić po balkonach do cudzych domów… kwiaty podlewać. Oczywiście pozdrawiam.
FELIETON – OKIEM MARCELA
Elektryk
4 Komentarze
Dodaj komentarz
FELIETON – OKIEM MARCELA
Facebook
YouTube
RSS