Jeszcze do niedawna polski rząd szczycił się tym, że nasz kraj, jak żaden inny, śpiewająco poradził sobie z pandemią koronawirusa. Premier Morawiecki przekonywał, że zagrożenie jest w odwrocie i nie ma się czego bać. Tymczasem już drugi dzień z rzędu odnotowujemy niechlubny rekord dobowej liczby zakażeń. Jest ich obecnie więcej, niż we Włoszech, który to kraj był przecież symbolem epidemicznej katastrofy! A jak wyglądamy na tle sąsiadów?
Jak wynika z najnowszych informacji udostępnionych przez Ministerstwo Zdrowia, w ciągu ostatniej doby potwierdzono aż 657 przypadków zakażenia koronawirusem. To kolejny niechlubny rekord zakażeń i to drugi dzień z rzędu (w czwartek było ich 615). Bardzo możliwe, że przez wakacyjne rozluźnienie i nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa (maseczki, dystans, częste mycie rąk) czeka nas druga fala zachorowań. Rząd już zaczął to dostrzegać i opracowuje nową strategię na miesiące, w których na epidemię koronawirusa nałoży się sezon grypowy. A to już nastąpi niebawem.
Tymczasem warto sprawdzić, jak Polska wygląda na tle krajów sąsiadujących. Nasz kraj do tej pory oscylował średnio w granicach 200-400 nowych zachorowań dziennie. W ubiegłym tygodniu liczby zaczęły gwałtownie rosnąć, osiągając wartości w okolicach 500 przypadków. W czwartek 30 lipca dobowy wzrost pokonał smutny czerwcowy rekord (599 przypadków) przekraczając liczbę 600 i najwyraźniej nie zamierza na tym poprzestać.
Niemcy najtrudniejszy moment pandemii przechodziły w marcu i kwietniu. Dziennie odnotowywano wtedy nie kilkaset, a po kilka tysięcy nowych zachorowań (maksymalnie 6 933)! Jednak już w maju dobowe liczby nowych przypadków gwałtownie spadły oscylując średnio w okolicach 500-700 dziennie ze sporadycznymi skokami, ale też spadkami zachorowań.
Czechy przechodzą przez pandemię koronawirusa niezwykle dobrze. Sytuacja w tym kraju wygląda jak w Polsce na samym początku. Dzienna liczba nowych zachorowań rzadko przekracza pułap 100-200 przypadków. Niekiedy spada nawet do… kilkudziesięciu lub kilkunastu dziennie. Po okresie wyciszenia od końca kwietnia do początku czerwca, w lipcu Czesi również odnotowują wzrosty zachorowań, ale nadal nie przekraczają one 200-300 dziennie.
Słowacja poradziła sobie z zagrożeniem jeszcze lepiej niż Czechy! Maksymalna liczba nowych zachorowań w tym kraju wyniosła 114 osób w dniu 16 kwietnia. Średnio codziennie odnotowuje się tam od kilku do kilkunastu nowych przypadków, a bywają dni, gdy pojawia się zaledwie jeden nowy pacjent. W lipcu Słowacja również przechodzi wzrost zachorowań, ale sięga on zaledwie 20-40 osób dziennie (przy porównywalnej do polskiej gęstości zaludnienia).
Jeszcze ciekawiej sytuacja wygląda na Litwie. Statystyki pokazują, że najpoważniejsza sytuacja epidemiczna była w tym kraju w marcu i kwietniu, kiedy odnotowywano po kilkadziesiąt nowych zakażeń dziennie (maksymalnie 90). Później sytuacja uległa gwałtownej poprawie. Do tego stopnia, że 28 kwietnia odnotowano -105 przypadków. Ujemna liczba oznacza, że tego dnia wyzdrowiało o wiele więcej osób, niż zachorowało. Obecnie Litwini odnotowują średnio kilkanaście nowych przypadków dziennie.
Zajrzyjmy również do innych wschodnich sąsiadów Polski. Wykres liczby zachorowań na Ukrainie wygląda bardzo podobnie do naszego, z tym, że w lipcu statystyki wzrosły jeszcze gwałtowniej niż u nas. Podczas gdy dotąd dobowe liczby zakażeń utrzymywały się średnio na poziomie 300-400 przypadków, w tym miesiącu dramatycznie skoczyły w górę, aż do poziomu 800-900 dziennie. W czwartek 30 lipca, podobnie jak w Polsce, odnotowano tam rekordową liczbę zachorowań od początku pandemii: 1 197.
Wykres Białorusi przy wszystkich poprzednich wygląda co najmniej niecodziennie. Widzimy stopniowy wzrost do poziomu kilkuset przypadków dziennie, później dramatyczny pik (1 485 w dniu 20 kwietnia) i powrót do 700-900 nowych zakażeń dziennie. Co ciekawe, choć większość krajów w lipcu przeżywa wzrost zachorowań, Białoruś odnotowuje ich spadek. Obecnie dobowe liczby utrzymują się na poziomie 100-200 przypadków.
Rosja przez długi czas utrzymywała się na trzecim światowym miejscu pod względem liczby zachorowań, dopóki nie wyprzedziły jej Indie. Już na początku kwietnia odnotowywano powyżej tysiąca zachorowań dziennie, a w maju było to już 8-10 tysięcy. Rekordowym dniem był 11 maja, gdy w ciągu doby zakaziło się 11 656 nowych osób. Od tego momentu odnotowywane każdego dnia liczby nieco malały, ale nadal sięgały (i sięgają) kilku tysięcy. W lipcu jest to średnio 5-6 tys. nowych zachorowań dziennie.
Włochy, co prawda, nie są naszym sąsiadem, ale warto o nich wspomnieć w tym porównaniu, ponieważ to właśnie one stały się symbolem epidemicznej katastrofy przez to, co działo się m.in. w Bergamo. Kraj ten nie sięgnął rosyjskich rekordów, ale w najgorszych miesiącach (marcu i kwietniu) odnotowywano tam od 3 do 5 tys. nowych zachorowań dziennie. Najgorzej było 21 marca, gdy przybyło 6 554 chorych. Włoski system ochrony zdrowia nie radził sobie z takim obciążeniem. A jednak Włochom udało się wyjść z kryzysu. Dziś jest tam o ponad połowę mniej dziennych zakażeń niż w naszym kraju (200-300, podczas gdy w Polsce 500-600).
Jak widać na powyższych przykładach, sytuacja w Polsce wygląda gorzej niż u naszych sąsiadów. U niektórych – pod względem obiektywnej liczby przypadków, a u innych – pod kątem opanowania pandemii koronawirusa i stałego spadku dobowych liczb nowych chorych. To od nas zależy (i zawsze zależało) jak poradzimy sobie z zagrożeniem w naszym kraju. Mimo przyjemnej, słonecznej, wakacyjnej aury nie rozluźniajmy się za bardzo i pamiętajmy, że odpowiadamy nie tylko za siebie, ale też za zdrowie i życie innych ludzi.
(źródło: worldometers.info, fakt.pl)
Facebook
YouTube
RSS