NASZE INTERWENCJE. Mieszkanka Opatowa kupiła płot betonowy i jest przekonana, że sprzedano jej towar celowo gorszej jakości. Złożyła reklamację, ale zakres wymiany uszkodzonych elementów jej nie satysfakcjonuje. Z kolei firma twierdzi, że uszkodzenia powstały przy montażu – i nie da się zastraszyć „antyreklamą” niezadowolonej klientce, bo inni dobrze oceniają jej produkty. Sytuacja bez wyjścia?
Mieszkanka Opatowa postanowiła postawić u siebie dwumetrowy płot betonowy. Dość długi, bo konstrukcja wymagała użycia aż 24 słupków. I, jak słyszymy w rozmowie z kobietą, z tymi słupkami wystąpił problem.
Popękane słupki nie utrzymają płotu
Czytelniczka opisuje nam, że gdy zabrano się za montaż płotu, okazało się, że słupki mają pęknięcia i rysy. Doszła do wniosku, że w takim stanie nie utrzymają one ciężkich płyt betonowych.
– Zażądałam wymiany tych słupków. I właściciel firmy wymienił mi 9 z nich. Kontakt telefoniczny był trudny, jego nie było na miejscu, ale zaproponował mi, że mogę te 9 słupków wymienić, jeśli sobie po nie przyjadę – opisuje mieszkanka Opatowa.
Kobieta najęła własny transport i sprawę załatwiła. Potem jednak zorientowała się, że tych wadliwych słupków jest nie 9, a 11. A poza tym pojawiły się zastrzeżenia do jakości przęseł.
– Chyba źle się stało, że jako kobieta pojechałam po ten płot, bo mam wrażenie, że wciśnięto mi towar drugiej kategorii. Taki, który powinien być sprzedawany po niższej cenie. Później, po tych pękniętych słupkach, zauważyłam też jeszcze, że same przęsła betonowe mają pełno dziur i dziurek. Mam mieć płot jak ser szwajcarski? Nie o to mi chodziło. No a słupki muszą być dobre, bo popękane nie utrzymają płotu i może on się na kogoś zawalić. Będzie tragedia – mówi opatowianka.
Dodajmy jeszcze, że – jak nam to przedstawiono – słupki przywiozła do Opatowa sprzedająca je firma. Czytelniczka uważa więc, że to firma odpowiada za ich stan – niezależnie od tego, czy uszkodzenia wynikają z produkcji, czy już z transportu. Żali się też, że po pierwszych telefonach ze skargami na jakość towaru właściciel firmy w końcu przestał od niej odbierać. A ona ma jeszcze dwa słupki do wymiany. Poza tymi dziewięcioma.
Trudna klientka?
Co na to sprzedawca? – Od 20 lat prowadzę tę firmę i nie spotkałem się jeszcze z taką klientką. Proszę zobaczyć, jakie dobre opinie nam ludzie wystawiają. Ta pani od razu zagroziła, że mi zrobi taką antyreklamę w mediach, że nikt ode mnie płotu nie kupi. W rozmowie od pierwszych słów była bardzo nieprzyjemna, choć ja też, przyznaję, w pewnym momencie nie wytrzymałem. A potem przestałem odbierać. No ale przecież słupki jej wymieniliśmy! Sama zgłosiła 9 uszkodzonych i sama sobie tyle innych wybrała. Teraz mówi o kolejnych do wymiany? – pyta właściciel firmy z Albertowa. Mężczyzna ma też inną ocenę przyczyny uszkodzeń elementów płotu. Kategorycznie przeczy, by firma sprzedawała komukolwiek towar wybrakowany.
– Produkujemy dobrej jakości słupki i przęsła. Skąd tu problem? Mówię to panu, mając wieloletnie doświadczenie. Do uszkodzeń słupków dochodzi często podczas nieumiejętnego montażu. Nasz montażysta nie miał akurat terminu, więc ta pani najęła sobie kogoś innego – przekonuje właściciel firmy.
A co z „płytami z dziurami jak ser”? Mężczyzna jest pewien, że chodzi o zwykłą charakterystykę tego rodzaju materiału, to znaczy o to, że nie jest on stuprocentowo szczelny. A nazywanie tego „dziurami” – to kwestia oceny. Bo, jak przekonuje, dotyczy to każdej takiej płyty. Już samo to, że klientka zgłasza kolejne, nowe zastrzeżenia, uważa za charakterystyczne. I podkreśla, że słupki, które mu klientka sama najpierw zgłosiła – te 9 sztuk – wymienił. Tak jakby dla świętego spokoju. Choć kobieta widzi to zupełnie inaczej. Widzi w tym dowód na przyznanie się firmy do wadliwości towaru.
Kto więc tu zawalił? Sprzedawca zapamiętał, że zgłaszająca wadliwy towar klientka wspomniała, że przed zwrotem słupków musi je „pozbierać” – i uważa to za dowód na to, że już je montowano. A więc, jak sugeruje, uszkodzenie może mieć związek z nieumiejętnym montażem. Klientka mówi, że słupki są czyste, na palecie, że tylko je oglądali, by stwierdzić, ile jest wadliwych. A zapamiętała za to, że szef firmy miał zastanawiać się na głos, czy słupków nie uszkodzono podczas ładowania. Cóż, nie dojedziemy, jak było. I co jest prawdą. W każdym razie obie strony zdążyły się już ostro pospierać i jednocześnie okopać na swoich stanowiskach.
Co dalej?
Nasza czytelniczka twardo domaga się wymiany jeszcze dwóch słupków.
– Nie chodzi mi nawet o poniesiony na nie wydatek, ale o to, że nie mogę darować tych kłamstw, które mi wciskano. Jeśli trzeba będzie, to pójdę ze sprawą nawet do telewizji. Niech ludzie wiedzą, co to za firma – zapowiada.
Właściciel firmy z kolei kilka razy powtarza, że od początku słyszał „straszenie mediami” i antyreklamą jego biznesu. Jest pewien, że po jego stronie wszystko było w porządku.
– Naprawdę proszę sprawdzić, jakie dobre opinie wystawiają nam klienci. No ale cóż, klienci, jak się okazuje, też bywają różni – mówi. Jak w wielu takich sprawach: mamy tylko sprzeczne stanowiska obu stron. W podobnych sytuacjach zwykle nikt rozmów nie nagrywa, nie dokumentuje fotograficznie czego się tylko da. Są więc dziś tylko zdjęcia uszkodzonych słupków. Kto je uszkodził? Wyszły takie z firmy czy tak popękały dopiero u klientki? Każdy niech to sam spróbuje ocenić. I wyciągnąć wnioski.
Facebook
YouTube
RSS