PROBLEM. Radna pojechała sprawdzić, jak przebiega wykaszanie traw na poboczach dróg. Gdy poprosiła osobę, która to koszenie wykonywała, by wykosić też rośliny przy znakach drogowych, usłyszała, że to „za dużo roboty” – i że tego nie zrobi. Tak się pracuje w naszym powiecie?
Skargi na to, że trawy przy drogach powiatowych wykaszane są zbyt rzadko i czasem opieszale, powtarzają się co jakiś czas już od lat. W ostatnim czasie na drogach powiatu można było zauważyć drogowców, którzy tę czynność teraz właśnie prowadzili. Nie jest więc tak, że nikt nic nie robi. Ale kulisy sprawy, które odsłoniła na sesji rady powiatu Teresa Żurawska, mogą bulwersować.
Trudno się doprosić
Radna ma pretensje do drogowców o to, że wykaszanie rowów i poboczy odbywa się zbyt rzadko. W gminie Popów, czyli u siebie, radna zauważyła taką akcję tylko raz. Wiosną. W innych gminach, jak twierdzi Żurawska, było z tym trochę lepiej. A gminie Popów?
– Nie mogłam się doprosić. Tylko Brzózki i Nowa Wieś, kiedy zadzwoniłam, że będzie festyn – mówiła na sesji Żurawska.
Przed festynem wykosili. Żeby było ładnie. Nam to przypomina klasyczne malowanie trawy na zielono w wojsku przed przyjazdem generała. Trochę wstyd. Może nawet więcej niż trochę. Przede wszystkim jednak to obnaża cały mechanizm: koszenie z doskoku, uznaniowo, z powodów niemerytorycznych, a nie dlatego, że gdzieś o potrzebie koszenia przesądza bezpieczeństwo. Tak to wygląda na podstawie relacji radnej.
„Za dużo roboty”, więc zielsko zostaje
Jednym z powodów, dla których się te trawy kosi, jest zapewnienie bezpieczeństwa. Chodzi o widoczność. Nie tylko taką, żeby się kierowcy widzieli i jeden drugiemu nie podjechał – bo nie widział, bo mu widoczność zasłoniło niewykoszone przez leniwych drogowców zielsko na poboczu. Oczywiście kierowca nie powinien wjeżdżać na drogę, gdy nie widzi, że może. Ale każdy kierowca wie, że są takie miejsca, gdzie po prostu nie da się niczego zobaczyć, gdy nie jest wykoszone.
Druga kwestia w zakresie widoczności – to widoczność znaków. Radna wskazała drogowcom miejsca, gdzie roślinność utrudnia widoczność tych znaków. To oczywiste, że jest wtedy niebezpiecznie. Trudno uwierzyć, z jaką reakcją się wówczas radna spotkała.
– Kiedy w Brzózkach pan kosił, pojechałam specjalnie do niego i prosiłam go, żeby wykosił przy tych znakach. Bo to naprawdę brzydko wygląda. Powiedział mi pan, że to jest za dużo roboty, żeby przestawiać tamto urządzenie i że niestety tego nie zrobi – relacjonowała na sesji Żurawska.
Po prostu brak słów. Należy rozumieć, że bardziej się opłaca przyjechać jeszcze raz z odpowiednio ustawionym urządzeniem? Bo to na oko dziwaczna kalkulacja, a koszta spadają przecież na podatników. No a jeśli faktycznie coś jest bezsensownie trudne do wykonania wspomnianą kosiarką, to chyba wypadałoby mieć do dyspozycji choćby jakąś ręczną kosę spalinową i nie zostawiać zarośniętych znaków, bo to ani dobrze nie wygląda, ani – przede wszystkim – nie zapewnia bezpieczeństwa.
Niby zrobią, ale… czy to tak powinno wyglądać?
Radna przyznaje, że obiecano jej doprowadzenie do końca tej „niedoróbki”, tego koszenia z pominięciem fragmentów, przy których jest „za dużo roboty”. Ale nie jest pewna, czy to dojdzie do skutku. Szczerze mówiąc, w to też wątpimy. Skoro w taki sposób, jak podała radna, podchodzi się u drogowców do wykonywania pracy, za którą im przecież płacimy. Jeszcze jedno nas zaniepokoiło. Podczas sesji przewodniczący Zbigniew Pilśniak chciał oddać głos staroście i pytał, czy ten coś odpowie w kwestiach poruszonych przez radną. Okazało się, że nic. A co o tym wszystkim powiedzą mieszkańcy?
Facebook
YouTube
RSS