Mieszkańcy już wyrażali swoje obawy, niemniej procedura zakończyła się wydaniem decyzji środowiskowej dla budowy stacji demontażu pojazdów na Dębowej. Czemu – i co dalej?
Tuż przed nowym rokiem wydana została w ratuszu decyzja środowiskowa dla budowy stacji demontażu pojazdów wycofanych z eksploatacji. Jest to przedsięwzięcie – jak to się formalnie ujmuje – mogące zawsze znacząco oddziaływać na środowisko. Chodzi tu o lokalizację przy ulicy Dębowej w Kłobucku. Wcześniej były już obawy zgłaszane przez mieszkańców odnośnie do tej lokalizacji takiego rodzaju działalności. Chodziło im głównie o sąsiedztwo i o to, że to na górce – więc w ich ocenie potencjalnie coś może przedostawać się na tereny niżej położone. No i w rejonie jest ujęcie wody.
– Mamy już doświadczenie co do wydawania takich decyzji. Wiem, że mieszkańcy tam dość mocno protestowali – przypomniał na sesji dzień po wydaniu decyzji radny Bartłomiej Saran.
– Bodaj na ostatniej sesji sygnalizowaliśmy, że wpłynął protest mieszkańców. Poinformowaliśmy Państwa o tym. Odbyło się spotkanie z mieszkańcami, podczas którego całą sytuację omówiliśmy. W tym kwestie procedury i wszystkich spraw związanych z wydawaniem tego rodzaju decyzji. Mieszkańcy mieli świadomość, że jeżeli będą wszystkie dokumenty zgodne, to nie będzie podstaw do odmówienia wydania tej decyzji. W decyzji tej jest uwzględniony protest mieszkańców, czyli stanowisko mieszkańców wyrażone na zebraniu osiedla. To stanowisko jest w tej decyzji podane – informował w odpowiedzi o stanie sprawy burmistrz.
Ratusz nie miał więc formalnych podstaw do odmówienia wydania decyzji, ale mieszkańcy mają prawo złożyć od niej odwołanie.
– Podczas zebrania informowaliśmy mieszkańców, że jedyna droga odwoławcza należy do nich. My mamy obowiązek wydania decyzji, jeżeli Wody Polskie, Sanepid i RDOŚ wydały pozytywną opinię. Nie mamy w takiej sytuacji możliwości odmówienia wydania decyzji bez narażania się na przekroczenie uprawnień. Nie możemy się kierować własną opinią. Mamy postępować zgodnie z literą prawa – dodał Jerzy Zakrzewski.
Burmistrz zdaje sobie sprawę, że w takich okolicznościach pretensje mieszkańców skierowane są często pod jego adresem, choć prawnie nie ma możliwości pójść za ich głosem, nawet jeśli sam podzielałby ich zdanie.
Zwraca uwagę, że w przypadku różnych inwestycji, które z przyczyn środowiskowych budzą obawy mieszkańców, takich obaw nie wyrażają oficjalnie powołane do tego instytucje odpowiedzialne za ochronę środowiska, czystość wód i bezpieczeństwo sanitarne. Tak w praktyce wygląda nadzór tych podmiotów nad różnymi działalnościami wpływającymi na środowisko – zupełnie inaczej, niż by sobie życzyli mający obawy mieszkańcy. Formalnie instytucjom wszystko pasuje, wydają opinie pozytywne – i gminie pozostaje to potwierdzić, bo nie ma narzędzi, by opinie fachowych służb podważyć. W Polsce sytuacja ta wywołuje mnóstwo konfliktów. Tylko w naszym powiecie było ich w ostatnich latach bodaj z kilkanaście. Ale takie mamy prawo. Ktoś to prawo tam wysoko w stolicy ustanawia – więc ewentualnie tam można kierować pretensje, jeśli się uważa, że zagrożenie jest, a odpowiedzialne za to instytucje go nie wykazują.
Nie podejmujemy się merytorycznej oceny tej sytuacji. Przepisy powinny być takie, że w sytuacji realnego zagrożenia, choćby znikomego, biorą stronę mieszkańców i stopują niebezpieczną działalność. Ale i odwrotnie – jeśli obiektywnie powodu do obaw nie ma, to swoboda działalności nie powinna być blokowana. Skoro w tej konkretnej sprawie z Dębowej są jeszcze procedury odwoławcze, może na innym szczeblu zostanie rozstrzygnięte, czy tu są podstawy do obaw, czy też nie ma powodu utrudniać budowania stacji rozbiórki pojazdów. (jar)
Facebook
YouTube
RSS