To drażliwy temat. Poruszamy go na przykładzie Krzepic, gdzie akurat był dyskutowany, ale dotyczy tak samo szeregu innych gmin. W gospodarce ściekowej, okazuje się, są obywatele lepsi i gorsi. Ci lepsi mają kanalizację i ścieki wychodzą im taniej. Ci gorsi mają szamba – bulą sporo. Bo muszą płacić za beczkowóz. Ale przecież nie dlatego mają szamba, że nie chcą kanalizacji. To gmina im kanalizacji nie zbudowała. Płacą więc „karę” za brak inwestycji gminy. Niesprawiedliwe? No cóż – takie bywają realia polskiej wsi. Niedoinwestowani, zapomniani – są dodatkowo zmuszeni ponosić koszty
Trudno uznać za sprawiedliwą sytuację, gdy występują różnice kosztach pozbywania się ścieków w przypadku posiadania i nieposiadania kanalizacji. Tam, gdzie sieć jest, ścieki płyną rurami kanalizacyjnymi. Gdzie są szamba, trzeba je przywozić beczkowozem. Za beczkowóz się płaci. Choć nie ma winy mieszkańców w tym, że im dotąd kanalizacji nie zbudowano. Choć to XXI wiek.
Dopłata sprowokowała dyskusję
Podczas lutowej sesji krzepiccy radni pochylali się nad uchwałą w sprawie dopłat do zaopatrzenia w wodę – w zależności od ustalonych grup taryfowych. Jest to dopłata, którą z kasy miasta przeznacza się jako uzupełnienie do kosztów gminnej gospodarki wodnej i ściekowej. Realnie są to kwoty rzędu 1-2 złote dopłaty do metra sześciennego odebranych ścieków – jak to ujęto w uchwale.
W uzasadnieniu uchwały podano, że tego rodzaju wsparcie jest związane ze wzrostem kosztów gospodarki wodno-ściekowej, jakie ponosi Zakład Działalności Komunalnej i Mieszkaniowej w Krzepicach. Bez dotacji z gminy finanse zakładu przy obecnych cenach energii elektrycznej się nie spinają.
Uchwała w sprawie dotacji do ścieków wywołała na sesji inny istotny temat. Zresztą tak naprawdę istniejący także w innych gminach. Krzepice nie są tu jakimś wyjątkiem.
Ściekowa nierówność mieszkańców
– Od pierwszego stycznia wzrosła opłata za beczkę, którą wywożone są nieczystości. Wzrosła o jedną trzecią dla odbiorców indywidualnych. Do końca ubiegłego roku kosztowała 100 złotych. W tej chwili, w styczniu, płaciłam 134 złote – zwróciła uwagę radna Czesława Dudek.
Chodzi tu oczywiście o wywóz ścieków z szamb – z terenów nieskanalizowanych. Mieszkańcy nie mają tam możliwości wygodnego korzystania z kanalizacji, bo jej po prostu nie mają zbudowanej. Pozostaje im wzywanie „beczki” – i wywóz ścieków do oczyszczalni. W odpowiedzi na uwagę radnej wiceburmistrz Łukasik stwierdził, że wzrost opłaty za usługę wozu asenizacyjnego wynika po prostu ze wzrostu kosztów transportu.
W kontekście uchwały, gdy z kasy miasta dokłada się do zakładu komunalnego, musi się pojawić pytanie: a kto dołoży mieszkańcom, którzy i tak są poszkodowani, bo nie mają jeszcze kanalizacji, a teraz też muszą płacić więcej za beczkowóz? Kogo obchodzi, czy ich domowy budżet się spina?
– Koszt paliwa nie wzrósł o tyle, żeby cena usługi wzrosła tak drastycznie, o jedną trzecią – punktowała Czesława Dudek.
Radna zaznacza, że w niektórych gospodarstwach taki odbiór ścieków odbywa się co dwa miesiące, w niektórych nieco częściej lub rzadziej. Wzrost opłaty za wywóz jest więc odczuwalny.
Jak zaznaczył z kolei burmistrz Krystian Kotynia, nie pobiera się opłaty za odbiór ścieków od mieszkańców, którzy korzystają z beczkowozów. Natomiast – oczywiście – już za sam transport nieczystości trzeba zapłacić.
Porównajmy, żeby pokazać, jak to niesprawiedliwe n
Rozszerzymy i uogólnimy wątek poruszony na sesji. W Krzepicach są dwa wozy asenizacyjne, mające pojemności 6 i 4 metry sześcienne. Jest różnica w taryfie w zależności od tego, czy ścieki wywozi się z terenu krzepickiego starego miasta, czy z innych zakątków gminy. Z uzyskanych informacji wnioskujemy, że radna Dudek zapłaciła 134 złote za usługę wykonaną poza miastem i tą większą beczką. Czyli za pozbycie się 6 metrów ścieków mieszkaniec wiejskiej części gminy, gdzie kanalizacji nie ma, zapłaci 134 złote. To wychodzi 22,33 zł za metr każdy metr sześcienny ścieków, których się pozbywa – licząc realny koszt, który ponosi.
Natomiast mieszkaniec, który kanalizację sanitarną ma podpiętą do domu, płaci za metr sześcienny ścieków… 3,72 zł. Wychodzi sześć razy taniej!
W zakresie gospodarki ściekowej są więc – de facto – równi i równiejsi. Ktoś ma kanalizację, nie musi się martwić wypróżnianiem szamba i do tego ma tanio. Kto inny nie ma kanalizacji – choć może bardzo by chciał – i płaci za to, że mu jej gmina nie wybudowała, aż sześć razy więcej. Nie trochę więcej, nie dwa razy więcej. Ma po prostu wielokrotnie drożej za to, że zmuszony jest mieć szambo.
Problem do rozwiązania
Sytuacja jest fatalna, przy czym tu nie tyle są winni, ile istnieje problem, który trzeba rozwiązywać poprzez usilne budowanie kanalizacji wszędzie, gdzie tylko się da. Niestety nie myślano o tym przez długie dekady i dotąd mamy wiele miejsc, gdzie o kanalizacji można pomarzyć. I poszkodowani, którzy jej nie mają, dodatkowo płacą „karę” za to, że mamy zapóźnienia cywilizacyjne. Ktoś się potem dziwi, że są tacy, którzy zamiast wzywać beczkę, leją ścieki do rowu? To oczywiście skandal i coś niedozwolonego. Absolutnie tak nie wolno. Ale ten proceder ma określone przyczyny. I państwo podchodzi do niego jak żandarm: zaczyna kontrolować, co się dzieje ze ściekami z szamb. Tymczasem przede wszystkim trzeba przyspieszać budowę kanalizacji. Najlepiej pomagając gminom wykonać ją wszędzie, gdzie tylko się da.
Trudno winić gminę czy tym bardziej zakład komunalny za to, że za ścieki z rury każe płacić mniej, a za beczkowóz więcej. Beczkowozem jest po prostu znacznie drożej. Chyba że ktoś zdecydowałby się na dopłacanie właśnie tym poszkodowanym – tym, do których kanalizacja jeszcze nie dotarła, choć na nią czekają? Na dziś trzeba skonstatować, że sprawiedliwości nie ma tu wcale. Są lepsi i gorsi. Są tacy w większości gmin. Zresztą podobne kwestie – ceny wywozu ścieków beczkowozem – były poruszane też w innych samorządach, bo jest to, można powiedzieć, problem ogólnopowiatowy, ogólnopolski. Ile wytrzymają ci, którzy płacą „karę” za to, że jeszcze im kanalizacji nie zbudowano? To wciąż ogromna liczba mieszkańców naszego powiatu. (jar)
Facebook
YouTube
RSS