KONTROWERSJE. Jeden z najważniejszych dokumentów gminnych w Krzepicach, podstawowy dla decyzji o gospodarce gminy, okazał się nieważny. Czy to błąd, którego nie dopatrzono, jak bronią się urzędnicy, czy który celowo ukryto – jak sugerują ich krytycy? Sprawa rozpętała w gminie dyskusję i wzbudza niemałe emocje
Jarosław Jędrysiak
Plan przesądza, co i gdzie można w gminie zbudować. Gdzie są strefy zabudowy mieszkalnej, gdzie rolnictwo, gdzie usługi i przemysł – także gdzie może być prowadzona działalność uciążliwa dla mieszkańców. Na jego podstawie wydaje się decyzje o budowie, o lokalizacji inwestycji. Ludzie i firmy wydają potem swoje pieniądze. Niedopilnowanie zgodności z prawem uchwalenia takiego planu musi budzić kontrowersje. A tymczasem? Sprawa nie była przez lata nagłaśniana.
Informacji na temat miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego poświęcono osobny punkt sesji. Uchwała w sprawie planu została podjęta w czerwcu 2005 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach stwierdził jej nieważność ze względów formalnych – po latach. Bo w momencie opracowania planu gmina miała nie wszystkie wymagane uzgodnienia. Brakowało tego od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Urzędniczka referująca temat na sesji stwierdziła, że konserwatorowi przedkładano projekt kilka razy. Ale zawsze efektem były uzgodnienia negatywne.Co zrobili w tej sytuacji w magistracie?
– Ponieważ chcieliśmy uchwalić ten plan przed przerwą wakacyjną i nasz projektant osobiście w biurze konserwatora uzgodnił wszystkie uwarunkowania, w związku z tym skierowaliśmy ten projekt do uchwalenia przez radę miejską – relacjonowała Krystyna Chęcińska.
W magistracie uznali, że to projektant pouzgadniał wszystko z konserwatorem. Uchwałę rada miejska podjęła. 2 sierpnia konserwator przysłał jej pozytywne uzgodnienie. Wojewoda skierował ją do publikacji w dzienniku urzędowym. Plan stał się prawem miejscowym. Ale po kilku miesiącach „wyszło szydło z worka”. Na przełomie 2005/2006 roku konserwator zabytków pochylił się przy konkretnej już inwestycji nad wypisem z krzepickiego planu zagospodarowania. I się zaczęło.
– Okazało się, że podjęta przez radę uchwała odbiega treścią od tej uzgodnionej – przyznała urzędniczka.
Skąd różnica? W magistracie nie wiedzą. Ale… konserwator miał w posiadaniu kilku projektów udostępnionych przez Krzepice. Jak to się stało, że uzgodnił nie ten, który rada miejska uchwaliła?
Odłożyli na półkę
Odkrywszy rozbieżność konserwator uznał, że Krzepice uchwaliły plan zagospodarowania bez uzgodnienia. Skierował sprawę do wojewody, który oczekiwał od władz miasta wyprostowania sprawy i samą uchwałę zaskarżył. W urzędzie tłumaczą, że byli przekonani,iż uchwalają wersję uzgodnioną. Chęcińska mówi, że ma żal do samej siebie o zaufanie komuś i bez posiadania w ręku pozytywnego uzgodnienia – skierowanie uchwały do rady. Jednak magistrat, wiedząc już o błędzie, nie przeciął sprawy od razu, a podjął korespondencję z wojewodą w sprawie możliwości wycofania jego skargi, trwającą do 2007 roku. A po kolejnych latach – przegraną walkę w sądzie.
Jak wytknął radny Wojciech Droś, mimo wiedzy o zakwestionowaniu planu przez konserwatora kilka lat trwało, aż ostatecznie plan skierowano do unieważnienia. Tymczasem traktując go jako pełnoprawny dokument.O przyczynę kilkuletniej zwłoki w procedurze administracyjnej pytał też Marek Kajkowski. Burmistrz stwierdził, że skoro wnioskowano do wojewody o nieuchylanie planu, a odpowiedzi nie było, to uznano, że wniosek został przyjęty. Kajkowski wskazał jednak pismo, w którym wojewoda odmówił odstąpienia od tej procedury. Burmistrz na to, że w magistracie uznali, że sprawa po prostu jest już w sądzie. Trochę dużo robi się tej „uznaniowości” w sprawie tak istotnego dokumentu.
O wydawanie decyzji w oparciu o ten uchylony w końcu plan pytał też Mateusz Kluba. Chęcińska odparła, że po uprawomocnieniu się wyroku unieważniającego plan już takich decyzji nie wydawano. Przy czym to uprawomocnienie nastąpiło… 8 listopada 2012 roku. Po ponad siedmiu latach od uchwalenia planu. Tymczasem przez kilka lat po wycofaniu uzgodnienia przez konserwatora – decyzje takie wydawano. Urzędniczka przekonuje jednak, że do wyrokuplan był formalnie ważny.
Temat rozpętał długą, blisko godzinną dyskusję. Informację przedstawioną we wstępie krytykowano i uzupełniano o fakty, które szerzej oświetlały istotę zagadnienia. Szersze wypowiedzi cytujemy obok. Dziwi, że podobna sytuacja w ogóle się wydarzyła i przez tyle lat pozostawała bez przesądzającego rozwiązania. I nie przedostawała się do publicznej debaty na forum samorządu.
Facebook
YouTube
RSS