POŻAR. W Boże Ciało doszło w Miedźnie do pożaru drewnianej stodoły, w którym ucierpiał jeden człowiek
Straż pożarna dostała sygnał o pożarze o godzinie 13.51.
– Paliła się drewniana, przykryta eternitem stodoła przy ulicy Częstochowskiej w Miedźnie. Dostaliśmy też informację, że w środku płonącego budynku może się znajdować człowiek – informuje brygadier Robert Ladra, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Kłobucku.
Powiadomienie trafiło też na policję.
– Mieszkaniec Łobodna, który powiadomił służby ratunkowe, zauważył przy płonącym budynku mężczyznę, którego odciągnął w bezpieczne miejsce – uzupełnia sierż. szt. Kamil Raczyński, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Kłobucku.
42-latek, którego zauważył przypadkowy świadek, zdążył ucierpieć w wyniku pożaru. Z poparzeniami lewej części ciała – m.in. ręki, twarzy – został wstępnie opatrzony, a wkrótce potem przekazany ratownikom medycznym. Trafił do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Tymczasem rozpoczęło się dochodzenie dotyczące przyczyn i okoliczności powstania pożaru. Wiadomo, że 42-latek, mieszkaniec Miedźna, nie był właścicielem stodoły, którą objął pożar, bo budynek należał do mieszkanki Kłobucka. Jako prawdopodobną przyczynę pożaru wymienia się zaprószenie ognia. Szczegóły wyjaśni tu biegły z zakresu pożarnictwa, który miejsce zdarzenia analizował wraz z ekspertem od kryminalistyki. Straty materialne oszacowano na około tysiąc złotych.
Co robił 42-latek w pobliżu cudzej stodoły i dlaczego nie zdołał uniknąć poparzeń spowodowanych przez pożar?
– Być może podpowiedzią będzie tu informacja dotycząca wyniku badań stanu trzeźwości poszkodowanego, który uzyskano w Siemianowicach. Mężczyzna miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie – dodaje w odpowiedzi na nasze dociekania rzecznik Raczyński.
Co do związków 42-latka z powstaniem pożaru policja wypowiada się na razie ostrożnie.
– Na tym etapie nie wykluczamy jeszcze żadnej wersji wydarzeń – mówi Raczyński.
Z nieoficjalnego źródła mamy z kolei przypuszczenie, że zanim doszło do pożaru, mogło tu dojść do alkoholowej libacji, być może nawet z udziałem kilku osób. A 42-latek po prostu był po niej w takim stanie, że nie zdołał już o własnych siłach oddalić się na tyle, by nie ucierpieć od ognia. Są to jednak jak na razie informacje niepotwierdzone. Dochodzenie trwa. (jar)
Facebook
YouTube
RSS