Rozmowa tygodnia

– Antoniny Johnson pan nie zna?
– Nie znam. Znam Antończaków, ale to chyba nie rodzina

– Antoniny Johnson pan nie zna?
– Nie znam. Znam Antończaków, ale to chyba nie rodzina

Z wójtem Bogdanem Praskim, rok po aferze, która się wokół niego rozpętała, rozmawiamy o tym, jak udało mu się wyjść z niej cało, o tym, dlaczego jego zięć już nie chce prowadzić biznesu na gminnej działce, o jego relacjach z urzędnikami i przyszłorocznych wyborach

„Gazeta Kłobucka”: Nie najlepszą pan sobie wystawia wizytówkę jako gospodarz, sądząc po tych schodach wejściowych do pankowskiego urzędu.
Bogdan Praski:
W tym tygodniu będą zrobione. Mamy bardzo ciężki rok, brakuje wykonawców, ponieważ większość z nich pracuje na dużych budowach i autostradach.

GK: Na Bud-Met chyba pan zawsze może liczyć (uśmiech).
B.P.:
Tak. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że mam na swoim terenie też i taką firmę. Wystarczy popytać o opinie sąsiednie gminy, jak solidnie wywiązuje się ona ze swoich umów.

GK: I nie mówi pan tego dlatego, że właściciel to pana znajomy.
B.P.:
My się tutaj wszyscy znamy. To mała gmina, więc trudno kogoś nie znać. Szanuję wszystkich naszych przedsiębiorców i doceniam, że chce im się prowadzić firmy i zarabiać. Niech wszyscy krytycy, którzy tak głośno krzyczą, zanim zaczną kogoś oceniać, pokażą, co udało im się w życiu osiągnąć.

GK: A czy to nie Bud-Met wykonywał drogę w Aleksandrowie, którą teraz zajmuje się prokuratura?
B.P.:
Zgadza się, wykonywał ją Bud-Met. Dziwię się, że ta sprawa jest jeszcze rozpatrywana. Badania wykonano już spory czas temu. Wykazały one, że droga jest zrobiona lepiej niż w projekcie. Od początku byłem pewien, że tak będzie.

GK: Czyli jest pan spokojny o finał tej sprawy.
B.P.:
Tak. I zapewniam panią, że ta droga jest tak dobrze wykonana, że przeżyje nas wszystkich.

GK: To dlaczego prokuratura jeszcze nie zakończyła tej sprawy?
B.P.:
Wszędzie pracują tylko ludzie, którzy bywają na urlopach, zwolnieniach lekarskich. W naszym kraju niestety tak działają organy. Proszę przyjrzeć się sprawie hali sportowej, która toczy się od 2012 roku i końca nie widać.

GK: Ale do przyszłorocznych wyborów z pewnością się zakończy.
B.P.:
Na to właśnie liczę.

GK: Prawdą jest, że chciał pan zamknąć szkołę w Aleksandrowie, żeby sprzedać budynek po niej?
B.P.:
Pojawiały się różne pomysły, gdyż istotny był argument finansowy w kontekście utrzymania placówki. Uważnie wsłuchuję się w każdą opinię. Jednym z pomysłów, jaki się pojawił, było stworzenie w tym miejscu domu opieki społecznej. Brak takiego miejsca w gminie jest też dużym problemem.

GK: Póki co jednak szkoły zamknąć się nie udało i działa.
B.P.:
Działa, przy dwudziestu kilku uczniach, i pewnie po nowych wytycznych rządu, który zakazuje obecnie zamykać szkoły – nawet te małe – działać będzie. Chcieliśmy przekazać ją nauczycielom, zaproponowaliśmy im utworzenie stowarzyszenia, ale nie chcieli. Powód jest prosty – musieliby pracować bez karty nauczyciela, której tak kurczowo się trzymają. A karta ta niestety generuje potężne koszty dla gmin.

GK: Czyli nauczycieli pan nie lubi.
B.P.:
Bardzo lubię, jak wszystkich ludzi. Nawet dzisiaj jest mi żal nauczycieli, ze względu na to, co dzieje się w reformie oświaty. Tak naprawdę to jest wielka niepewna i wyczekiwanie, co jeszcze się zdarzy i czy nie spowoduje to utraty ich pracy. Wraz z rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego każdy nauczyciel obawia się, czy wystarczy dla niego godzin czy nie. Zdaję sobie sprawę, jakie to dla nich stresujące.

GK: A relacje z urzędnikami już się panu poprawiły?
B.P.:
Zawsze miałem dobre relacje z urzędnikami.

GK: Do naszej redakcji docierały inne informacje. Pracownicy oskarżali pana o mobbing.
B.P.:
Proszę wskazać choć jeden przykład wyroku, który zapadł w sprawie domniemanego mobbingu. Posługuje się pani zasłyszanymi informacjami, które nie mają nic wspólnego ze stanem faktycznym. To nie ja stresuję moich pracowników, ale choćby jeden z mieszkańców – pan Czesław M., który przegrał proces i otrzymał wyrok za zakłócanie spokoju w urzędzie, kiedy krzykiem chciał uzyskać informację publiczną.

GK: Nie są zasłyszane, panie wójcie. Grupa skarżących pana osób nie była reprezentowana przez pana Czesław M., tylko przez samych urzędników. Przyzna pan, że to niecodzienna sytuacja w urzędzie gminy.
B.P.:
W sądzie nigdy nie toczyła się żadna sprawa z oskarżenia o mobbing. Czyjeś niezadowolenie to jedynie efekt ukrócenia pewnych złych nawyków, jak na przykład chodzenia do sklepu w godzinach pracy. Zamieszanie nasiliło się, kiedy do urzędu przyszła Sylwia Piątkowska, która zaczęła rozliczać pracowników z czasu ich pracy. Nie wszystkim się to podobało.

GK: Pani Piątkowskiej już nie ma. Jest pan zadowolony z pracy obecnej sekretarz?
B.P.:
Bardzo. To osoba bardzo kompetentna.

GK: Obecnie na policji trwa dochodzenie w sprawie naruszenia nietykalności fizycznej pani Wachowskiej oraz podejrzenia zaistnienia przestępstwa wymuszenia czynności urzędniczych przez jednego z pankowskich dziennikarzy.
B.P.:
Tak, i myślę, że pani Wachowska wygra tę sprawę. Takie sytuacje i zachowania nie mogą mieć miejsca. Uważam, że dziennikarze również powinni respektować pewne zasady, a przede wszystkim prawo, z którego tak rozliczają innych. Bieganie za urzędnikiem i szarpanie drzwiami nie mieści się w żadnych cywilizowanych ramach.


GK: A jak się ma biznes pana zięcia, prowadzi go na gminnej działce?
B.P.:
Po całym zamieszaniu zrezygnował z dzierżawy. Dwa razy ogłaszaliśmy zapytanie i nikt się nie zgłosił. W finale gmina straciła pieniądze, które z dzierżawy działki mogły wpływać do budżetu. Tymczasem zarasta chwastami i tym samym tracą na tym wszyscy mieszkańcy. Staramy się, by gmina była coraz bardziej atrakcyjna dla przedsiębiorców. Pozyskujemy kolejne firmy.

GK: Na przykład jakie?
B.P.:
Z samej gminy Przystajń kilka firm chce się do nas przenieść.

GK: To wójt Mach już pewnie pana nie lubi. Pytanie, czy kiedykolwiek lubił?
B.P.:
To jest pytanie do wójta Macha (uśmiech).

GK: To dość nietypowa sytuacja, bo odkąd pamiętam, gminy Panki i Przystajń zawsze ze sobą mocno współpracowały.
B.P.:
Bo poprzedni wójt to był doświadczony samorządowiec.

GK: Ale pan też nie był doświadczonym samorządowcem.
B.P.:
Zgadza się, ale szybko się uczę. Ważne, by myśleć logicznie zawsze i w każdej sytuacji, a nie uważać, że jest się najmądrzejszym.

GK: A może to pan uważa, że ma zawsze rację, i nie chce pan ustąpić.
B.P.:
Nie. Zawsze starałem się proponować różne rozwiązania, ale druga strona nigdy nie ustępowała. Więc skoro nie – to nie (uśmiech). Potrafię współpracować z każdym i zawsze rozważam propozycje innych.

GK: To pan jako jedyny wyłamał się z porozumienia między samorządami, wystawiając do wiatru pozostałe gminy, które ubiegały się o środki z Regionalnych Inwestycji Terytorialnych.
B.P.:
Tak, zrobiłem to, ale jest to wynik działania tzw. komitetu sterującego i tych ludzi w Częstochowie, którzy są za to odpowiedzialni. Jeżeli nie informuje się nas na bieżąco, tylko stawia przed faktami, to jest właśnie taki efekt.

GK: Pozbawił pan resztę gmin możliwości pozyskania pieniędzy i samodzielnie złożył wniosek.
B.P.:
Mamy najlepszy wniosek, który jest na pierwszym miejscu. Długo go przygotowywaliśmy i nie mam zamiaru teraz się wycofać, bo nagle „za pięć dwunasta”, po złożeniu, dzwoni do mnie człowiek, abym go wycofał, bo – jak ktoś argumentuje – jest za duży. Nie mówi się takich rzeczy tuż przed zamknięciem przyjmowania wniosków, o zasadach powinno się mówić wcześniej. Nikt nas nie informował, żadnych spotkań grupa nie miała. Przypomniano sobie o nas dopiero wtedy, gdy złożyliśmy największy wniosek.

GK: Będzie pan startował w przyszłorocznych wyborach?
B.P.:
Tak. Nie ośmieliłbym się teraz ludziom powiedzieć, że już mi się „wójtowanie” znudziło albo że chciałbym wrócić do firmy. Mam jeszcze dużo do zrobienia. Rozpocząłem kolejne duże inwestycje i mam zamiar je kontynuować. Gdyby zastąpił mnie mój poprzednik, to byłyby to kolejne lata nicnierobienia, bo przecież już tyle jest zrobione. Tak by to mogło wyglądać. Idę do przodu, bo chcę jak najwięcej zrobić. W naszej gminie jest jeszcze wiele do zrobienia.

GK: Miał pan dużo większe możliwości niż pana poprzednik. Trafił pan na środki z Unii Europejskiej.
B.P.:
Mój poprzednik też je miał. Ruszyły od 2007 roku.

GK: Wtedy wystartowały programy, ale realnie środki zaczęły trafiać do gmin rok-dwa lata później.
B.P.:
Byli wójtowie, którzy od samego początku korzystali z unijnych środków, a byli tacy, którzy nie korzystali, bo się bali, bo byli niepewni. Tylko ci odważni i gotowi na ryzyko weszli w programy. Wiele gmin jest o wiele dalej od nas, bo wcześnie zaczęły z tych środków korzystać.

GK: Odnoszę wrażenie, że ma pan bardzo twardy charakter.
B.P.:
Dokładnie.

GK: Seksafera sprzed roku nie przeszkadza panu nadal kierować gminą.
B.P.:
Jeśli jestem pewny tego, co robię, to nikt mnie nie jest w stanie złamać.

GK: Czyli Antoniny Johnson pan nie zna?
B.P.:
Nie znam. Znam Antończaków, ale to chyba nie jest rodzina (uśmiech).

GK: Na fali tej afery mógł pan stracić stanowisko. Część mieszkańców chciała pana odwołać w referendum.
B.P.:
Pytanie, jak głęboko w tym byli. Trudno teraz stwierdzić, kto za tym stał, bo to było wszystko tak grubymi nićmi szyte, że śmiem twierdzić, że to była zorganizowana akcja.

GK: Naprawdę uważa pan, że to był jakiś plan?
B.P.:
Tak. Kłamstwo ma jednak krótkie nogi i zawsze po czasie wyjdzie, kto stał za sprawą. I kiedy się dzisiaj dowiaduję, kto co finansował, to jest mi przykro, że ludzie, którzy z pozoru się uśmiechają, mogą być zdolni do takich rzeczy. Gdybym był słaby psychicznie, mogliby mnie złamać.

GK: Na początku jednak pan się złamał. Na dożynkach gminnych pan się nie pojawił z jakiegoś powodu.
B.P.:
To były inne powody (cisza). Może i dobrze się stało. Ktoś chciał pokazać, jaki jest wielki, i co pokazał? Referendum okazało się wielką przegraną.

GK: Pan wie, że zazwyczaj referenda w małych miejscowościach tak się kończą, bo ci, którzy na nie idą, traktowani są jako przeciwnicy odwoływanej władzy. Myślę więc, że dopiero wybory będą najlepszym świadectwem poparcia pana osoby.

2 komentarze

2 Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Rozmowa tygodnia

Masz ciekawy temat? Zadzwoń!

Tel. 784 527 273

Więcej w Rozmowa tygodnia

Gigantyczne pieniądze na kulturę i sport

Jarosław Jędrysiak10 października 2023

„Nie podpiszę ustawy o małżeństwach jednopłciowych”

Redakcja21 czerwca 2020

Więc czego się pan obawia?
Brudnej kampanii

Magdalena Kurzak6 grudnia 2017

– Jaka była reakcja tych gości z Chin?
– Reakcja była taka, że to są ludzie bardzo małomówni…

Jarosław Jędrysiak19 października 2017

„Myślę, że oczarowała ich nasza praca”

Jarosław Jędrysiak9 sierpnia 2017

Będą rewolucje w stypendiach

Magdalena Kurzak13 czerwca 2017