Rozmowa z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem
Gazeta Kłobucka”: Również pan obieca wyborcom regionu częstochowskiego, że będą mieli swoje województwo?
Władysław Kosiniak-Kamysz: Nie będę obiecywał powrotu województwa częstochowskiego, jak robił to rząd PiS, zbijając na tym swój kapitał polityczny. Poseł Giżyński podpisywał oświadczenia, mówił wyraźnie, że województwo powstanie. Mając swojego prezydenta, senat, sejm – przez 4 lata PiS nie zgłosił ani jednego projektu w tej sprawie. Nie dajcie się więc zwieść tym bajkom, które są opowiadane przed każdymi wyborami. To, co można realnie zrobić w tej sprawie, to wzmocnić ten subregion poprzez środki europejskie.
Wójtowie, burmistrzowie i starostowie tutejszych powiatów pokazują, że potrafią ze sobą współpracować i dzięki temu właśnie ten region ma najlepszy wynik w kraju, jeśli chodzi o wykorzystanie środków europejskich. Deklaruję również filie kancelarii prezydenta w każdym z byłych i obecnych miast wojewódzkich. To wzmocni pomoc prawną i społeczną dla mieszkańców.
GK: Jeśli zostanie pan prezydentem, podpisze pan ustawę o małżeństwach jednopłciowych?
W.K-K.: Nie, takiej ustawy nie podpiszę. Ustawy o adopcji dzieci przez małżeństwa jednopłciowe również nie podpiszę.
GK: Jak zamierza pan poprawić współpracę rządu z samorządami lokalnymi?
W.K-K.: Obecny rząd stosuje od dawna retorykę „my jesteśmy wspaniali, a wszystko, co złe, to samorządy”. Tak samo zachowuje się pan prezydent. Kiedy rozgoryczony emeryt mówi mu: „Daliście mi 13. emeryturę, która wynosi 900 zł, jak za śmieci po podwyżce musiałem zapłacić 1300 zł” – co odpowiada prezydent? „Emeryturę dał rząd, a za śmieci zabrał samorząd”. Przecież to kompletna bzdura, bo to rozporządzenie ministra środowiska spowodowało wzrost kosztów prowadzenia składowiska odpadów, które spowodowało ogromne podwyżki za odbiór śmieci, bo odbierające je firmy musiały zapłacić dużo więcej za ich wywóz na wysypiska.
GK: Po wyborach parlamentarnych, kiedy ważyły się losy większości rządowej, definitywnie zapewniał pan, że nie wejdzie w koalicję z PiS. Jak wyobraża pan sobie współpracę z rządem jako prezydent?
W.K-K.: Jeśli będzie dobra ustawa skierowana przez premiera Morawieckiego, np. dotycząca wsparcia polskich rodzin, to oczywiście, że ją podpiszę. Jeśli to będzie głupota, jak przekazywanie 2 mld zł na telewizję rządową – to taka ustawa wyląduje w koszu, a pieniądze pójdą na onkologię albo na wsparcie dzieci chore na choroby rzadkie. To jest ta różnica pomiędzy mną a Andrzejem Dudą. Ja będę współpracował, ale i stawiał warunki. I przede wszystkim będę przestrzegał konstytucji, bo do tego jestem zobowiązany.
GK: Jest pan zwolennikiem utrzymania programów społecznych wprowadzonych przez obecnych rząd – 500+, trzynasta emerytura, może niedługo czternasta? Wielu przeciwników uważa, że rządu na to nie stać.
W.K-K.: Moje ugrupowanie jako jedyne w całości poparło program 500+ i gwarantuje jego utrzymanie, bo ciągłość polityki rodzinnej jest bardzo ważna. Sam wprowadzałem takie programy jak 1000 zł na urodzone dziecko, roczny urlop macierzyński. Uważam, że trzeba kolejnych impulsów. Potrzebny jest program mieszkaniowy dla młodych rodzin, bo Mieszkanie+ nie wypaliło. W moim programie jest przyznanie 50 tys. zł do każdego zakupionego mieszkania. Trzeba docenić tych, którzy ciężko pracują, podnieść kwotę wolną od podatku. Wprowadzić emerytury i renty wolne od podatku.
GK: Podczas kampanii Beaty Szydło kłobucki dworzec stał się symbolem na skalę kraju. Jak pan chce reanimować tego typu miejsca, skoro dobrze pan wie, że prezydent nie posiada instrumentów prawnych, aby to zrobić?
W.K-K.: Ruina, w którą popadają obiekty, to symbol niedoinwestowania i zaniedbania przez rząd transportu publicznego. Dworzec kolejowy w Kłobucku, dworzec PKP w Częstochowie – te miejsca muszą istnieć, bo często ludzie w małych miejscowościach nie mają jak dotrzeć do większego miasta, pracy. Uważam, że najpierw w to musimy zainwestować, a nie w Centralny Port Lotniczy.
GK: Panie pośle, ale w każdym powiecie działa obecnie mnóstwo prywatnych przewoźników i tych połączeń jest naprawdę sporo. Czy nie jest trochę tak, że ten transport publiczny stał się grą wyborczą w każdej kampanii?
W.K-K.: To nie zawsze musi być transport, którego właścicielem jest skarb państwa. To może być transport prywatny, samorządowy. Tylko uważam, że on również powinien być dotowany, bo wiele linii jest nierentownych. Ale nie da się sprawić, aby wszystkie kursy były rentowne. Są jednak osoby, dla których te połączenia są niezbędne, aby dojechać np. do pracy czy szkoły. I tu jest rola państwa.
GK: W jakim języku obcym pan mówi?
W.K-K.: W angielskim, a maturę zdawałem z rosyjskiego, choć nie był on językiem obowiązkowym. Co ciekawe, chodziłem do liceum, w którym języka niemieckiego uczyła pani prezydentowa Agata Kornhauser-Duda (uśmiech).
GK: Dziękuję za rozmowę.
Facebook
YouTube
RSS