PODPALENIA. Dwa wielkie pożary suchych traw zagroziły w poniedziałek mieszkańcom gminy Kłobuck. Silne podmuchy wiatru łatwo rozprzestrzeniały ogień, także bezpośrednio przy domach mieszkalnych. Wypaliło się kilkadziesiąt hektarów. Co trzeba mieć w głowie, żeby przy takim wietrze podpalić suche trawy?
Podpalanie suchych traw w ogóle jest zakazane, a do tego po prostu niebezpieczne. Na ile trzeba nie mieć rozsądku, by podłożyć ogień gdzieś niedaleko zabudowań w czasie, gdy jest sucho i do tego wieje silny wiatr?
– Ze względu na warunki ogień rozprzestrzeniał się szybko i w różnych kierunkach. Takiego ognia podpalacz nie jest w stanie kontrolować. Aby go opanować, musieliśmy zaangażować setki strażaków – mówi nam brygadier Mariusz Gosławski, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Kłobucku.
Pożar wstrzymał ruch pociągów
Oba poważne pożary miały miejsce w poniedziałek. O 18.48 do straży pożarnej dotarła informacja, że płoną trawy w rejonie ulicy Zakrzewskiej w Kłobucku.
– Palił się duży obszar w pobliżu linii kolejowej. Tu gaszenie ognia Kłobuck, Łobodno Wielki pożar strawił prawie 40 hektarów! bardzo utrudniał trudny dostęp. Strażacy podchodzili od strony ulic Hallera, Słowackiego i Zakrzewskiej. Często trzeba było po prostu przedostawać się przez teren prywatnych posesji. Pożar wymusił czasowe zatrzymanie ruchu na przebiegającej tędy linii kolejowej – podaje Gosławski.
Już samo to zaburzenie ruchu na ważnej magistrali kolejowej to poważne straty finansowe. Oczywiście wielki pożar stanowił też zagrożenie dla mienia ludzi, którzy w tym rejonie mają swoje domy. Ogień, w związku ze zmieniającym się kierunkiem wiatru i jego dużą siłą, w każdej chwili mógł podpalić obiekty znajdujące się na terenie tutejszych posesji. Potencjalnie jest to też zawsze ryzyko dla ludzi. Gdy kierunek wiatru się zmienia, ogień po prostu może kogoś odciąć. Tym razem nie doszło do tragedii, ale łatwo sobie wyobrazić, że przy którymś takim pożarze może się to w końcu stać. I podłożenie zapałki gdzieś tam pod suchą trawę może się skończyć śmiercią ludzi. Skala tego i drugiego z poniedziałkowych pożarów unaocznia, że nie jest to wcale scenariusz niemożliwy.
W akcji gaszenia tego pożaru wzięło udział 91 strażaków, łącznie 24 zastępy. Mamy szczęście, że mamy w powiecie straż zawodową i dużo dobrze wyposażonych jednostek ochotniczych. Na Zakrzewie wypaliło się w sumie 17 hektarów. To spory obszar i byłby na pewno wielokrotnie większy, gdyby nie mocne zaangażowanie strażaków w jego opanowanie i ugaszenie.
Po obu stronach drogi
Ledwie nieco ponad godzinę później równie wielki pożar powstał w Łobodnie. O 20.07 straż otrzymała zawiadomienie, że palą się trawy i trzcinowiska nad Okszą.
– Podmuchy wiatru były tak silne, że kawałki trzcin przeniosły ogień także na drugą stronę drogi wojewódzkiej. Taki pożar to oczywiście też zagrożenie dla ruchu na drodze. W zadymieniu widoczność jest znikoma, może dochodzić do kolizji – mówi rzecznik straży.
Tu potrzeba było zaangażowania aż 117 strażaków z 25 zastępów. Szybko rozprzestrzeniający się ogień, nim został ugaszony, wypalił obszar około 20 hektarów. I tu spowodował zagrożenie dla ludzi, dla ich mienia. W Łobodnie, jak i na Zakrzewskiej, niemal na pewno ogień zaskoczył też wiele dzikich zwierząt. Przy każdym takim podpaleniu suchych traw jest ryzyko, że wśród ofiar w końcu mogą znaleźć się też ludzie. Że może dojść do tragedii.
Mnóstwo pożarów
Wstępne ustalenia przyczyn obu pożarów wskazują na umyślne podpalenie przez nieustalone osoby. Ustaleniem, kto zrobił coś tak nierozsądnego, zajmuje się policja. Przydałoby się, żeby za stworzenie takiego zagrożenia kogoś spotkała kara.
Tym razem dzięki profesjonalizmowi naszych strażaków i przy niezbędnym minimum szczęścia straty udało się ograniczyć do minimum. W pożarze w rejonie ul. Zakrzewskiej spaliła się np. nieduża szopa, zresztą nieużywana, zawalona. Wiadomo, że gdyby nie straż, to ogień miałby szansę dać radę również budynkom mieszkalnym i użytkowym wielu ludzi. W wielu miejscach płomienie wypaliły tereny bezpośrednio przylegające do zamieszkanych posesji.
Bardzo wczesna i bardzo ciepła wiosna sprzyja, niestety, amatorom podpalania traw.
– W tym roku mieliśmy już aż 56 pożarów suchych traw. Zwykle taką liczbę odnotowujemy dopiero w marcu-kwietniu, w tym roku znacznie wcześniej – mówi brygadier Gosławski.
Byłoby dobrze, gdyby sprawcy takich podpaleń byli regularnie chwytani i odpowiednio surowo karani. Na pewno przydałby się jakiś monitoring takich dużych, „kuszących” dla podpalaczy obszarów suchych traw. Z drugiej strony trudno oczekiwać, że jakiekolwiek działania profilaktyczne wyeliminują problem całkowicie. Pozostaje apelować do rozsądku piromanów. O ile jest do czego apelować.
Facebook
YouTube
RSS