ZDROWIE. Gdy Zbigniew Miśkiewicz dowiedział się, że jest chory na stwardnienie rozsiane, postanowił nie tylko czynnie przeciwstawić się chorobie, ale też pomóc w tym innym, których dotknęło SM. Założył więc fundację o wymownej nazwie: „Walczę z SM”
Często ludzie, których dotyka choroba, poddają się jej, odpuszczają swe dotychczasowe aktywności, pozwalają na to, by ich życie zmieniło się w znacznym stopniu. Zbigniew Miśkiewicz poszedł inną drogą.
– Zawsze byłem człowiekiem bardzo aktywnym. Gdy dowiedziałem się, że mam SM, postanowiłem działać. Szybko pojawił się pomysł, by założyć fundację, która umożliwi mi też pomaganie innym osobom, które zmagają się z tym samym problemem – mówi nam prezes Fundacji „Walczę z SM”.
Pan Zbigniew wykonywał pracę, w której miał mnóstwo kontaktów z ludźmi i firmami. One nie zawsze okazywały się pomocne, gdy zachorował i założył fundację. Ale doświadczenia życiowe na pewno się przydały. Przede wszystkim wola działania i przekonanie, że nie należy pozostawiać spraw własnemu biegowi.
– Wielu ludzi, gdy dowiaduje się, że ma SM, ogranicza się do starań o uzyskanie wsparcia w postaci jednego procenta z PIT. I nawet nie zawsze efektywnie korzysta z tych środków. My w fundacji pokazujemy, że warto pozostać aktywnym. Działają u nas osoby chore na SM. Dają radę. Inni chorzy też nie powinni unikać aktywności – mówi pan Zbigniew.
Choroba ta jest trochę nieprzewidywalna. Jak mówi nasz rozmówca, jednego dnia wszystko może być dobrze, drugiego można mieć nagle problem np. z chodzeniem. Ale mimo pewnych ograniczeń warto i należy starać się funkcjonować normalnie. Nie żyć samą tylko chorobą. Fundacja organizuje koncerty, wspomaga terapię, prowadzi sklep zielarski. Chwali się swą działalnością w internecie (zobacz: walczezsm.pl). W zasadzie niemal wszystko robi siłami chorych na SM. Zbigniew Miśkiewicz sam jest przykładem, że stwardnieniu rozsianemu nie trzeba się poddawać, że warto z nim walczyć.
Facebook
YouTube
RSS