EPIDEMIA. Już trochę zapomnieliśmy u nas o koronawirusie. Sytuacja zresztą na długo ustabilizowała się w kierunku powolnej poprawy. Ale teraz znów mamy przyrost zarażonych w powiecie. Czy dojdzie do tego, że i u nas przywrócą uciążliwe na co dzień restrykcje? Czy znów nas zamkną w domach?
Jeszcze niedawno żyliśmy wyborami – i zapewnieniami, że wirus jest w odwrocie, że mamy kontrolę nad epidemią, że można bez obaw iść głosować. A bon turystyczny też jest po to, by go wykorzystać na przykład gdzieś nad morzem, a nie w czterech ścianach domu. Tymczasem od niedawna mamy już na mapie Polski powiaty, gdzie przywrócono obostrzenia, jakie pamiętamy sprzed miesięcy. I wspominamy jako sporą uciążliwość.
Dwa razy gorzej niż w maju
Jeśli w maju mieliśmy szczyt epidemii, największe zagrożenie, wizję śmiercionośnych kopert z pakietami wyborczymi i codzienność zamkniętą w czterech ścianach – to, chce się zapytać, co u licha mamy teraz?
Wtedy rekordowe wyniki nowych dziennych zakażeń czasem sięgały pięciuset przypadków. A my mierzyliśmy się z wieloma ograniczeniami w codziennym życiu. Każdy chyba pamięta, jakie emocje wywoływały wieści o horrendalnych karach finansowych wlepianych za siedzenie w parku, podobno nawet w pojedynkę. Dziś nawet nie wymaga się dystansu dwóch metrów, a w praktyce – każdy to przecież widzi – trudno mówić, że zachowuje się jakikolwiek dystans między spotykającymi się w przestrzeni publicznej osobami. A dzienny przyrost stwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2 z łatwością bije raz za razem tamte majowe rekordy. Od dwóch tygodni tych nowych przypadków jest codziennie więcej niż w rekordowych dniach w maju. Parę dni temu odnotowano blisko 850 nowych przypadków w ciągu doby. Liczba wszystkich zakażeń w kraju wyraźnie przekroczyła już 50 tysięcy. Wiosną takie liczby przerażały – ale wtedy dotyczyły Włoch, Hiszpanii. Teraz w samym naszym województwie łączna liczba zakażonych od początku epidemii wynosi już ponad 18 tysięcy. Liczba zmarłych w kraju przekroczyła 1,8 tysiąca osób. To nie do porównania z sytuacją w maju. A to wtedy walka z epidemią trwała na całego, a na każdym kroku napotykało się na różne wynikające z tego ograniczenia. A teraz? Teraz chce się zadać pytanie: czy ktoś tu postradał rozum?
Czarna lista powiatów
Już chyba wszyscy cokolwiek śledzący aktualności w kraju zetknęli się z informacją, że w nowej odsłonie walki z epidemią przyjęto, że należy ją zwalczać poprzez wprowadzanie większych ograniczeń dla mieszkańców tam, gdzie zakażenia są aktualnie stwierdzane w większej liczbie. Gdy tak się dzieje, „do odstrzału” idą całe powiaty. To „do odstrzału” nie jest chyba przesadzone, jeśli sobie uświadomimy, na jak wiele sfer gospodarki wpływały wiosenne ograniczenia.
Restrykcje przywrócono na początek w 19 powiatach. Część trafiła na listę czerwoną – tam ograniczenia poszły dalej. Część na żółtą – ze stosunkowo mniejszym zaostrzeniem ograniczeń dla mieszkańców. Z naszego punktu widzenia najistotniejsze jest to, że powiaty z tej listy znajdują się w naszej części kraju. Jeden „czerwony” powiat mamy dokładnie po sąsiedzku. To powiat wieluński. Graniczy bezpośrednio z powiatem kłobuckim (u nas gmina Lipie, tam gmina Pątnów).
Ponieważ z naszego powiatu jeździ się czasem do Wielunia, bo to miasto spełnia rolę lokalnego ośrodka, warto wiedzieć, jakie ograniczenia tam, w powiecie z czerwonej listy bardziej zagrożonych, obecnie przywrócono.
Przede wszystkim tam, gdzie wprowadzono strefę czerwoną – czyli tutaj w całym powiecie wieluńskim – obowiązuje nakaz noszenia maseczek wszędzie w przestrzeni publicznej. Czyli także na ulicy, czego u nas się już dziś nie wymaga. Przywrócony jest zakaz organizowania wydarzeń kulturalnych, a wydarzenia sportowe muszą się odbywać bez publiczności. W lokalach gastronomicznych dopuszczalna jest 1 osoba na 4 metry kwadratowe (u nas wystarczy, że używa się maseczek do czasu zajęcia miejsc). Ważne może być i to, że wesela w powiecie wieluńskim, podobnie jak inne tego rodzaju imprezy, mogą się odbywać w gronie do 50 osób (u nas to 150 osób). W kościołach może być zajęta najwyżej połowa miejsc. Tak samo w komunikacji zbiorowej: może być zajęte góra 50 procent miejsc. Warto mieć świadomość tego rodzaju ograniczeń, by nas nie zaskoczyły niechciane nieprzyjemności, kiedy mamy coś do załatwienia w Wieluniu lub okolicach.
Nawiasem mówiąc, w czerwonej lub żółtej strefie znalazły się też między innymi powiaty z południa województwa śląskiego i z Sądecczyzny. Potencjalnie może mieć to wpływ na sprawy zawodowe lub urlopowe plany także mieszkańców powiatu kłobuckiego. Po prostu warto przed wyjazdem sprawdzać, czy nie trafi się do takiej strefy.
Nas też zamkną?
Bo zakażonych przybywa
Restrykcje, które dotknęły powiat wieluński, wprowadzono w ubiegłym tygodniu, a już w tym tygodniu pojawiły się głosy, że lista powiatów z ograniczeniami będzie modyfikowana. Przy czym nie stwierdzono, czy zostanie wydłużona, czy skrócona. Teoretycznie – gdyby u nas odnotowano raptowny wzrost zakażeń – ograniczenia mogą być wprowadzone także i w powiecie kłobuckim. Czy nam to grozi?
Cóż, nie sposób przewidzieć, jak będą się toczyć wypadki. Nieco może niepokoić natomiast fakt, że w powiecie rośnie liczba osób zakażonych. Długo – po wiosennym szczycie – liczba zakażonych u nas malała. Jeszcze na przełomie lipca i sierpnia mieliśmy tylko 11 potwierdzonych zakażeń w powiecie. Potem pojawił się wzrost. We wtorek w tym tygodniu w powiecie kłobuckim były już 23 osoby zakażone koronawirusem. Czyli w ciągu mniej więcej tygodnia liczba takich osób się podwoiła. I zbliża się do wyników z wiosny. Co też wydaje się istotne, wiosenne wzrosty liczby zakażonych – a więc i potencjalnie rosnące ryzyko nowych zakażeń – budziły zainteresowanie i czujność mieszkańców. Dziś chyba mało kto wie, że po okresie stopniowego uspokojenia teraz znów mamy skok liczby zakażeń. Pośrednio taka niewiedza może powodować brak ostrożności i tym większy wzrost nowych przypadków. Czy dojdziemy w ten sposób do momentu, że znów nas zamkną w domach, jak wiosną? Że znów kłobuckie ulice w środku dnia będą puste, jakby z miasta wszyscy gdzieś zniknęli?
Realnie ryzyko wprowadzenia u nas większych restrykcji mogłoby wystąpić, gdyby gdzieś – na przykład w jakimś zakładzie produkcyjnym – wykryto ognisko koronawirusa. To zawsze oznacza raptowny wzrost liczby chorych. I skłonność władz sanitarnych do wprowadzania restrykcji. Miejmy więc nadzieję, że taki przypadek nie wystąpi. A na co dzień? Cóż, skoro liczba zakażeń w Polsce rośnie, może warto po prostu trochę na siebie uważać. Zwłaszcza że zbyt wielu uważać nie zamierza w ogóle. A ryzyko – tak choroby, jak i wprowadzenia nam uciążliwych ograniczeń – jest wspólne.
Facebook
YouTube
RSS