Pracownicy zamknięci w zakładzie pracy? To jeden ze scenariuszy kryzysowych w miejscach, które są elementami infrastruktury krytycznej. Przedstawiciele branży energetycznej odganiają czarne chmury, jednocześnie przyznając, że ich zakładów pracy nie można zamknąć na kłódkę i iść do domu na dwutygodniową kwarantannę. – Jeżeli Polska będzie powoli gasić światła w gospodarce, to w energetyce do końca będzie trzymać je zapalone – stwierdza w rozmowie z Onetem Wojciech Jakóbik.
Jak nieoficjalne ustalił Onet, zakłady energetyczne zbroją się na wypadek starcia z koronawirusem. Zamawiane są łóżka polowe i gromadzone racje żywnościowe
Na czym polega praca w izolacji? – Informacje na ten temat są tajne. Firmy, które są elementami infrastruktury krytycznej, zgodnie z zasadami bezpieczeństwa, nie informują szczegółowo o swoich przygotowaniach na wypadek kryzysu – podkreśla Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert
Co z kopalniami? – W Polsce dziennie pod ziemią pracuje ok. 60 tys. ludzi. Jeżeli dotknie ich koronawirus na skutek obcowania ze sobą pod ziemią, tych ludzi trzeba będzie wycofać – mówi Onetowi ekspert górniczy Jerzy Markowski
– Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że zamknięcie kopalni oznacza praktycznie jej likwidację – podkreśla Artur Dyczko, wiceprezes JSW oraz szef powołanego 13 marca sztabu kryzysowego.
Koronawirus sprawił, że pojęcia takie jak „dystans społeczny” nabrały realnego znaczenia i stały się dominującą zasadą organizacji rzeczywistości społecznej. Jednak o ile białe kołnierzyki bez większych problemów przeszły na pracę zdalną i telekonferencje, ci, którzy obsługują sieci przesyłowe, piece hutnicze czy baterie koksownicze nadal muszą stawiać się do pracy w zakładzie.
Niemcy i USA gotowe. A Polska?
Już na początku marca przedsiębiorstwo energetyczne 50Hertz, jeden z czterech operatorów systemu przesyłowego w Niemczech poinformował ustami swojego rzecznika o nadzwyczajnych środkach, wprowadzonych w obliczu pandemii koronawirusa. Wśród nich wymienił te przewidziane na najczarniejszy scenariusz – konieczność izolacji kluczowych z punktu widzenia działania zakładu działów. Zapewnił, że w razie konieczności są one w stanie działać „samowystarczalnie i w dużym stopniu odizolowane od otoczenia przez wiele tygodni”. Dla pracowników przygotowano tam miejsca do spania i zapasy żywności. O podobnych przygotowaniach informowali przedstawiciele przemysłu energetycznego w USA.
Taki scenariusz jest brany pod uwagę również w polskich zakładach energetycznych. Jak nieoficjalne ustalił Onet, zakłady pracy zbroją się na wypadek starcia z koronawirusem. Zamawiane są łóżka polowe i gromadzone racje żywnościowe. O działaniach prewencyjnych w postaci zakupu 7 tys. całodziennych racji poinformował ostatnio TAURON Wytwarzanie.
Przedstawiciele branży, z którymi rozmawiamy, odganiają czarne chmury, jednocześnie przyznając, że ich zakładów pracy nie można zamknąć na kłódkę i iść do domu na dwutygodniową kwarantannę. Trwa więc walka z czasem i kreślenie kolejnych scenariuszy.
Krytyczna infrastruktura zawsze gotowa na kryzys
– Polski sektor energetyczny, jako element infrastruktury krytycznej, jest ustawowo zobowiązany do bycia przygotowanym na pracę w warunkach kryzysowych. Chodzi o kryzysy różnego rodzaju, włącznie z działaniami zbrojnymi. Z tego względu operatorzy infrastruktury przesyłowej, energetycznej, gazowej, naftowej, są z góry przygotowani na kilka miesięcy pracy w izolacji – podkreśla w rozmowie z Onetem Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.
Na czym dokładnie polega praca w izolacji? Jak tłumaczy ekspert, informacje na ten temat są tajne. – Firmy, które są elementami infrastruktury krytycznej, zgodnie z zasadami bezpieczeństwa, nie informują szczegółowo o swoich przygotowaniach na wypadek kryzysu, aby nie ułatwiać działalności terrorystom czy innym podmiotom, które byłyby zainteresowane uszkodzeniem infrastruktury – podkreśla.
– Można domniemywać, że chodzi o specjalne pomieszczenia dla obsługi, które pozwalają pracować przez kilka miesięcy bez kontaktu ze światem zewnętrznym, odpowiednie zapasy żywności, środków medycznych i innych, które są niezbędne do tego, aby grupa kilkudziesięciu – kilkuset osób mogła pracować niezależnie od tego, co dzieje się na zewnątrz – mówi Jakóbik.
Koronawirus na grubie. Co z kopalniami?
Polska energetyka opiera się na węglu i nieprzerwane wydobycie, zwłaszcza w sytuacji międzynarodowego kryzysu, może okazać się sprawą kluczową. W rozmowie z Onetem przedstawiciele zakładów wydobywczych stanowczo wykluczają jednak możliwość, by górnicy zamieszkali w swoich miejscach pracy, aby nie przerywać wydobycia węgla.
– Nikt nie bierze na poważnie takich scenariuszy. Górnicy nie będą skoszarowani. Nie będziemy fedrować za wszelką cenę. Zdrowie i życie jest najważniejsze, nie wydobycie – słyszymy od jednego z dyrektorów w Polskiej Grupy Górniczej, który woli zachować anonimowość.
– W Polsce dziennie pod ziemią pracuje ok. 60 tys. ludzi – w kopalniach węgla kamiennego, miedzi itd. Jeżeli tych ludzi dotknie koronawirus na skutek obcowania ze sobą pod ziemią, tych ludzi trzeba będzie wycofać. Ludzie są ważniejsi od węgla. Co wtedy? Wtedy znowu będziemy uśmiechać się w kierunku węgla z Rosji – mówi Onetowi Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki odpowiedzialny za górnictwo i były dyrektor kopalni Budryk.
Nasz rozmówca podkreśla, że „kopalni nie można zatrzymać”. Zawsze na posterunku zostają osoby, które odpowiadają za utrzymanie infrastruktury. Dlatego prawdopodobne jest, że w sytuacji objęcia kwarantanną wybranej kopalni, taka grupa będzie w niej przez kilka dni spać, mieszkać i pracować.
– Kopalnia może, że tak powiem, bezproduktywnie istnieć, ale nie może to trwać zbyt długo – podkreśla Markowski. – Kopalnia bez wydobycia, bez skutków dla jej majątku, dla wyrobisk podziemnych, może „stać” nie dłużej niż 2-3 tygodnie. Oczywiście przy założeniu, że pewne czynności będą wykonywane, czyli przewietrzanie kopalni, odwadnianie, odmetanowanie. Do tego trzeba jednak ułamka załogi – zaznacza ekspert górniczy związany z branżą przez blisko pół wieku.
Jeszcze dalej idze Artur Dyczko, wiceprezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz szef powołanego w spółce sztabu kryzysowego. – Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że zamknięcie kopalni oznacza praktycznie jej likwidację. Jeżeli nie będziemy fedrować, górotwór zaciśnie większość naszych wyrobisk, w zrobach będą inkubować się pożary endogeniczne, wstrząsy nie ustaną, a metan będzie dalej się wydzielał – podkreśla.
„Musimy liczyć się z czarnymi scenariuszami”
Podobnie jak w przypadku kopalni, również w koksowniach nie można po prostu wyłączyć urządzeń i udać się na domową kwarantannę. Czy możliwy jest scenariusz pracy w warunkach odizolowania zakładu, gdzie pracownicy czasowo musieliby w nim zamieszkać?
– Taką ewentualność również musimy brać pod uwagę – przyznaje w rozmowie z Onetem rzecznik JSW Koks Roman Brańka. Firma posiada w Polsce trzy koksownie, największą z nich jest Koksownia „Przyjaźń” w Dąbrowie Górniczej, która zatrudnia przeszło 1,5 tys. osób. – Badamy wszelkie okoliczności, gdyby rozwój wypadków potoczył się w tym kierunku. Faktem jest, że bateria koksownicza nie może być wyłączona, ona musi działać w sposób ciągły – zaznacza.
– Tym niemniej istnieją pewne sposoby na spowolnienie produkcji i pewnie pójdziemy w tym kierunku. Rozważamy również takie scenariusze, w tej chwili jednak jest za wcześnie by o tym mówić – podkreśla rzecznik. – Mamy pewne normy obsady urządzeń produkcyjnych i istnieją też minima, które musimy zachować, by utrzymać zdolność funkcjonowania zakładu. Musimy liczyć się również z czarnymi scenariuszami, zapewniam jednak, że jesteśmy przygotowani – dodaje.
Jeśli Polska będzie gasić światła w gospodarce, w energetyce będą się palić do końca
Co musiałoby się stać, by w energetyce uruchomiono czarny scenariusz? – Gdybyśmy mieli rozwój pandemii, który powodowałby, że doszłoby do ograniczenia wszelkiej niestrategicznej działalności gospodarczej. Wtedy należy się spodziewać, że duża grupa pracowników zatrudnionych np. przy obsłudze infrastruktury przesyłowej będzie musiała pracować w izolacji, żeby się nie zarazić, żeby kogoś nie zarazić, żeby nie łamać kwarantanny na zewnątrz miejsca ich pracy – mówi Onetowi Wojciech Jakóbik.
Jednak jego zdaniem, jest to po prostu „kolejny standardowy scenariusz, który musi być przewidziany jeszcze przed rozpoczęciem pracy danego elementu infrastruktury krytycznej. – O ile pracownicy w sposób poufny są na pewno informowani o czekającej ich sytuacji, o tyle opinia publiczna może nie być informowana ze względów bezpieczeństwa – zaznacza.
Jak podkreśla, nawet znaczne ograniczenie działalności gospodarczej nie stanowi zagrożenia dla infrastruktury krytycznej. – Jeżeli Polska będzie powoli gasić światła w gospodarce, to w energetyce do końca będzie trzymać je zapalone – stwierdza.
źródło: onet.pl
Facebook
YouTube
RSS