ŚRODOWISKO. Jojczenia na zmiany klimatu i susze powtarzające się co roku jest sporo. Mniej się mówi o tym, że część winy leży w zaniedbaniach. A jeszcze mniej o tym, żeby czasowi suszy przeciwdziałać aktywnie – nie tylko czekaniem na pokrycie strat pieniędzmi z podatków
Człowiek nieporadny dotknięty przez nieszczęście będzie rozkładał ręce i odpuści sobie próby znajdowania rozwiązań i sposobów wyjścia z trudnego położenia. Przypomina to trochę dominującą w społeczeństwie postawę wobec suszy i jej skutków – bo problem suszy wciąż wydaje się dla większości zaskoczeniem. W efekcie oczekuje się, że wszystko będzie po staremu, a niewiele się w tym kierunku robi, by w nowych warunkach w ogóle było to możliwe.
Jak to się objawia w praktyce? Weźmy jeden przykład – potem się wyjaśni, że wcale nieprzypadkowy. Otóż przychodzi upalne lato po bezśnieżnej zimie i prawie bezdeszczowej wiośnie, więc wielu leje hektolitrami wodę pitną z wodociągu na swe ogródki i trawniki, a potem kategorycznie domaga się od swojej gminy, by w kranach w kuchni i łazience ani przez chwilę nie brakowało wody. A jej brakuje po prostu tam, skąd jest czerpana – bo jest susza. A to, co mogłoby przydać się w kranie w domu, poleciało bez sensu przez wąż ogrodowy.
Okazuje się, że rozwiązania są możliwe. Ba, można nawet do nich zachęcać przez instytucjonalne i finansowe wsparcie prawidłowych decyzji mieszkańców. Przykład płynie z Wrocławia. W mieście wystartował pilotażowy program pod nazwą „Złap deszcz”. O co chodzi? O to, aby nie tracić bezpowrotnie i przypadkowo wody, która jako deszcz przez rynny, rynsztoki i rowy szybko odpływa do rzek lub do przeciwdeszczowej kanalizacji. I o to, by nie wylewać niepotrzebnie na potrzeby gospodarcze wody pitnej z wodociągu, gdy można by do tego użyć właśnie deszczówki. Tylko że tę deszczówkę trzeba najpierw odpowiednio zmagazynować. Trzeba „złapać” deszcz – i tego właśnie dotyczy program. Choć pojawiły się żartobliwe komentarze i nazywanie programu „Złap deszcz” inicjatywą „beczka plus”, to za rozwiązaniem stoją konkretne pieniądze, które mają zachęcić mieszkańców do podejmowania inicjatyw sprzyjających poprawie gospodarowania wodą – tą deszczową i pośrednio tą z wodociągów. O co chodzi? Otóż mieszkańcy, którzy zdecydują się na założenie ogrodu deszczowego, czyli na umieszczenie na swojej działce specjalnego pojemnika lub instalacji dachowej do zbierania deszczówki, mogą uzyskać na ten cel istotne dofinansowanie ze strony miasta. Nawet 5 tysięcy złotych (do 80 procent kosztów zakupu elementów instalacji i ich montażu). To oczywiście początek korzyści, bo takie wsparcie pozwoli zmniejszyć inwestycję w urządzenia do gromadzenia i przechowywania deszczówki, a wkrótce potem da oszczędność na opłatach za wodę z wodociągu – gdy do wszelkiego podlewania czy do czynności gospodarczych niewymagających higienicznie czystej wody pitnej będzie się używać właśnie zgromadzonej deszczówki. Nad korzyściami dla środowiska nie trzeba się chyba rozwodzić: to oszczędność najcenniejszej wody pitnej i szansa na wykorzystanie gospodarcze deszczówki, która dziś zwykle w ciągu sekund spływa z dachu np. do przydrożnego rowu i w praktyce niemal nie nawadnia gruntów użytkowanych do upraw.
Program ma charakter pilotażowy. Niedawno nagłaśniały go także media z regionu, gdzie się na takie rozwiązanie zdecydowano. Kto wie, może z czasem zyska popularność także w innych gminach? W końcu łatwo sobie uświadomić, że w takim Wrocławiu większość mieszkańców nie ma po co wykorzystywać deszczówki. A u nas? Cóż, jest odwrotnie. Większość ma domy jednorodzinne, jakieś ogródki, sady, pola. Ma też dachy, rynny, którymi deszczówka spływa bezproduktywnie gdzieś tam do rowów i dalej do rzek. Czy nie czas by było i u nas aktywnie podejść do takich właśnie rozwiązań na froncie walki z suszą? Czy nie czas szukać praktycznego radzenia sobie z brakiem wody? Wyglądanie wsparcia suszowego od rządu czy jakichkolwiek instytucji opartych o publiczne budżety, a więc zasilanych podatkami, przypomina tu gaszenie pożaru benzyną. Może czas bardziej realnie i praktycznie walczyć z pustynnieniem Polski? Na przykład przez takie programy, jak ten wspomniany pilotażowy program „łapania” deszczu we Wrocławiu? (jar)
Facebook
YouTube
RSS