SZCZEPIENIA. Według danych z serwisu rządowego większość mieszkańców powiatu kłobuckiego przyjęła już pełne szczepienie przeciwko COVID-19
W połowie ubiegłego tygodnia liczba osób w pełni zaszczepionych w powiecie kłobuckim wyniosła 42 731. To 50,67 proc. mieszkańców naszego powiatu. W gminach Kłobuck, Przystajń, Miedźno, Panki, Krzepice i Popów to 50 i więcej procent mieszkańców. W gminach Lipie i Wręczyca 49-50 proc. W Opatowie – 45,2 proc. Hałaśliwa i momentami sięgająca po fizyczną agresję akcja „antyszczepionkowców” nie przekonała większości. Większość zawierzyła medycynie i odrzuciła cały ten potok informacji z niewiarygodnych źródeł, pełnych przykładów braku elementarnej logiki i czasem podsyconych absurdalnymi przekonaniami o „światowym spisku”.
To w ogóle jest dziejąca się na naszych oczach historia, o której pewnie przyszłe pokolenia będą myśleć z niedowierzaniem, jak my dziś myślimy o dawnej wierze przodków w czarownice. Mamy dziś dostęp do całej wiedzy świata dosłownie w kieszeni, a najchętniej sięgamy do „rynsztoka” i w dużej części społeczeństwa funkcjonujemy w świecie wyobrażeń bliższych chyba epoce intelektualnych mroków baroku niż czasom przełomu mileniów. Nawet od lekarzy można usłyszeć historie, w których zdarzają się ledwo zipiący chorzy na COVID-19 „antyszczepionkowcy”, którzy nadal twierdzą, że nie ma takiej choroby lub nie ma problemu z epidemią. Kręgi te szermują statystykami np. o podobnej liczbie chorych i umierających dziś i rok temu – i jakoby dowodzi to, że szczepionki nic nie zmieniły. Tylko nie widzą, że i wtedy, i teraz chorują głównie niezaszczepieni. A nikt przecież nie ukrywa, że obecna mutacja wirusa jest bardziej zaraźliwa – stąd i liczby większe, choć grono w pełni zagrożonych zakażeniem się zmniejszyło. Nikt też nigdy nie twierdził, że szczepionki chronią sto procent zaszczepionych, więc żaden to argument, że i szczepieni czasem chorują. Całe szczęście większość w Polsce i nawet u nas w powiecie nie ma problemów z elementarną logiką. I nie musi bać się jak ognia przyznania, że się fatalnie pomyliło – jak przeciwnicy szczepień. To zresztą charakterystyczne i ludzkie: nie być gotowym przyznać się do błędu, sięgać po coraz to nowe argumenty, choćby coraz słabsze, pomijając milczeniem te, które już zostały skutecznie zbite. Ze stratą czasu na dyskusję, której potrzebę w ogóle powinna była gdzieś tam lata wcześniej wyeliminować skuteczna edukacja takiego wątpliwej jakości interlokutora.
Chciałoby się zostawić tak myślących z ich problemami, gdyby nie to, że przez swą postawę mają oni wpływ na swobodny rozwój nowych mutacji wirusa. Kto wie, jak groźne będą kolejne? Oni ryzykują życie innych. Plotą o wolności, ignorując przy tym, że wolność kończy się tam, gdzie cierpi czyjeś bezpieczeństwo. Nie przypadkiem nie ma „wolności” jeżdżenia po pijanemu autem. Bo można komuś krzywdę zrobić. W sytuacji epidemii można ją zrobić tym, którzy się zaszczepić nie mogli lub którzy mają pecha być w tym niedużym i nieukrywanym procencie osób, u których szczepionka nie zadziałała.
Ale to jeszcze drobiazg. Najgorsze, że zabierają miejsce w szpitalach i czas lekarzy. Zabierają tym, którzy chorują na raka czy inne poważne choroby i muszą przekładać terapię, bo ich lekarz akurat został skierowany na oddział covidowy. By ratować jakiegoś „mądrego”, duszącego się na skutek „choroby, której nie ma”. Tym poważnie chorym, zmuszonym czekać na lekarza zajętego duszącym się „antyszczepionkowcem”, może być krewny każdego z nas. Lub każdy z nas.
Dobrze, że okazuje się w końcu, że i u nas w powiecie większość nie wierzy w brednie i spiski – takie dzisiejsze czary i zabobony doby cyfrowej. Szerzące się świetnie dzięki internetowi, w którym z zasady to, co drastyczne, wulgarne lub głupie – szerzy się najbardziej. Znajdując w niektórych głowach świetny nawóz.
Facebook
YouTube
RSS