![](https://gazetaklobucka.pl/wp-content/uploads/2020/10/j.jpg)
![punkt-konsultacyjny](https://gazetaklobucka.pl/wp-content/uploads/2024/02/punkt-konsultacyjny.jpg)
Pod oknem, z tyłu przychodni na ul. Sienkiewicza w Tarnobrzegu, o elewację budynku oparty jest długi kij. Ma on swoje konkretne przeznaczenie, jak wynika z informacji które otrzymaliśmy od internautki. Służy bowiem do „kontaktu” z pielęgniarkami, od których chcemy otrzymać skierowanie do specjalisty. „Po uderzeniu kijem w parapet, okienko się otwiera i pani rzuca skierowanie” – relacjonuje portalowi NadWisłą24 internautka.
Sytuacja opisywana przez internautkę, ma miejsce w przychodni lekarza rodzinnego, znajdującej się w Przychodni nr 3.
– To, że dodzwonić się tam nie można, to jest jedna sprawa, ale oni już przeginają całkowicie. Z powodu pandemii koronawirusa, przychodnia ta zamknęła się po prostu dla pacjentów na „cztery spusty” – tłumaczy internautka.
– Jeśli ktoś jest umówiony na konkretną godzinę do specjalisty, to dzwoni dzwonkiem i jest wpuszczany do środka. Natomiast do mojego lekarza rodzinnego dostać się nie mogę, jedyną opcja jest teleporada – dodaje.
ZMORA PACJENTÓW
Teleporada to zmora większości pacjentów, chcących skontaktować się ze swoim lekarzem. W przychodniach linie są często zajęte lub po prostu połączenia nie są odbierane. Jak twierdzi internautka, w przypadku jej lekarza rodzinnego, kontakt jest jeszcze bardziej utrudniony.
– Niektórzy próbują się dodzwonić po trzy dni bo telefon jest cały czas zajęty. Jak się już dodzwonisz, to pielęgniarka rejestruje Cię na teleporadę ale wyznacza godzinę, o której należy dzwonić, np. proszę zadzwonić po pierwszej. I znów sytuacja się powtarza, bo jest cały czas zajęte. Mając wyznaczoną teleporadę, możesz się po prostu nie dodzwonić. Człowiek chory wisi na telefonie – opowiada internautka.
„LAGĄ W PARAPET PO SKIEROWANIE”
Po wysłuchaniu teleporady od swojego lekarza rodzinnego, internautka miała odebrać skierowanie do specjalisty. I w tym momencie do akcji wkracza „drewniana laga”.
– Chcąc odebrać skierowanie, pacjent nie zostaje wpuszczony do środka, tylko idzie na tyły przychodni, przez trawnik, przedziera się między drzewami, aż dochodzi do okna, obok którego stoi taki duży kij. Ponieważ okna od parapetu są na wysokości ok.1.80-1,90 m, to bierze się ten kij i wali się w parapet. I ktoś jak to usłyszy, to otwiera okno i pyta „po co” i po uzyskaniu odpowiedzi, rzuca to skierowanie przez okno. Pomijając fakt, że jest to po prostu upokarzające, to w przypadku deszczu, czy wiatru, skierowanie może się po prostu zniszczyć. Ja jestem młoda i mogę biegać za skierowaniem po osiedlu, a co mają zrobić starsze, schorowane osoby – denerwuje się internautka.
– Przecież te przychodnie są publiczne, i za nasze pieniądze społeczne kiedyś wybudowane i do czego to dochodzi? Żebyśmy w XXI wieku biegali po trawnikach i kijem walili w okno po skierowanie? – dodaje.
Jak się okazuje, nie wszyscy znają przeznaczenie kija.
– Podeszłam pod to okno odebrać skierowanie, niestety parapet był za wysoko dla mnie – opowiada nam o swoim doświadczeniu kolejna mieszkanka Tarnobrzega. – Zadzwoniłam po męża, który na szczęście jest wysoki i mógł postukać w parapet i w ten sposób dać znać o naszej obecności – dodaje.
Czy i dlaczego takie praktyki są stosowane przez jednego z lekarzy rodzinnych w Przychodni nr 3, chcieliśmy dowiedzieć się „u źródła”. Niestety, mimo wielu prób, nie udało nam się dodzwonić do tej konkretnej przychodni.
Jeśli z podobnymi absurdalnymi i szokującymi praktykami spotkaliście się w innych przychodniach, urzędach itp., to zachęcamy do podzielenia się swoimi doświadczeniami w komentarzach.
ps. Wyżej opisana historia nie dotyczy NZOZ „Nasze zdrowie”, również mającego swoją siedzibę w Przychodni nr 3, w Tarnobrzegu.
Facebook
YouTube
RSS