W jakim kierunku zmierza demokracja w Polsce i jaki ma z tym związek polityka partii rządzącej wobec sądów? Czy polskiemu sądownictwu potrzebna jest reforma? Rozmawiamy na ten temat z częstochowskim adwokatem, Adamem Kasperkiewiczem
„Gazeta Kłobucka”: Czy Polska jest nadal demokratycznym państwem prawa?
Adam Kasperkiewicz: Skoro pani zadaje takie pytanie, to – jak rozumiem – pojawiły się w pani co do tej kwestii wątpliwości? Wcale mnie to nie dziwi. Prawo i Sprawiedliwość, po uzyskaniu w 2015 r. większości parlamentarnej, przystąpiło do metodycznego demontażu państwa prawnego.
Zasada demokratycznego państwa prawnego, która ustanowiona została w art. 2 Konstytucji RP, mówi, że władza publiczna może działać tylko w granicach przyznanych jej kompetencji, czyli musi szanować obowiązujący porządek prawny, w tym oczywiście ład konstytucyjny. Państwo prawne jest tak urządzone, że władza nie może działać w sposób arbitralny. W takim państwie istnieją skuteczne mechanizmy ochrony praw i wolności obywatelskich.
Likwidacja państwa prawa odbywa się w Polsce na dwóch płaszczyznach: w sferze prawa stanowionego i w sferze światopoglądowej.
Demontaż państwa prawa w przestrzeni prawnej wyraża się likwidowaniem instytucjonalnych gwarancji praworządności. Brak lub osłabienie tych gwarancji powoduje, że z jednej strony obywatel jest całkowicie bezbronny przed bezprawną ingerencją władzy publicznej w jego sferę praw i wolności, a z drugiej strony władza publiczna jest całkowicie bezkarna, kiedy narusza obowiązujące prawo.
GK: No ale przecież mamy instytucje, których zadaniem jest stanie na straży praworządności.
A.K.: Owszem, tyle że szeroko zakrojona reforma wymiaru sprawiedliwości ma na celu podporządkowanie władzy publicznej tych instytucji. Trybunał Konstytucyjny został obsadzony sędziami reprezentującymi interesy władzy ustawodawczej i wykonawczej, więc przestał pełnić rolę autentycznego strażnika konstytucji. Dzięki temu rządzący mogą uchwalać prawo sprzeczne z Konstytucją RP. Krajowa Rada Sądownictwa została upolityczniona, ponieważ jej członków wybierają politycy, a to otwiera drogę do obsadzania stanowisk sędziowskich przez osoby powolne władzy publicznej i usuwania ze stanowisk tych sędziów, którzy nie będą dawali gwarancji orzekania zgodnie z aktualną wolą polityczną. Sędziowie Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym zostali powołani przez nową Krajową Radę Sądownictwa, czyli przez sędziów wyznaczonych przez polityków, co od razu rodzi podejrzenie o polityczny charakter tego ciała. Biorąc dodatkowo pod uwagę to, że Izba Dyscyplinarna jest poza kontrolą Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, dostrzegamy realne niebezpieczeństwo wykorzystywania jej do dyscyplinowania sędziów i prokuratorów nie ze względu na ochronę standardów etycznych zawodów prawniczych i zapewnienie odpowiedniego poziomu orzecznictwa, ale w celu ich zastraszania.
GK: Ale może to tylko hipotetyczne zagrożenie?
A.K.: Obawiam się, że niestety całkiem realne i bliskie. Podam konkretny przykład. Ostatnio sąd dyscyplinarny ukarał upomnieniem panią sędzię Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim za odmowę stosowania aresztu tymczasowego wobec podejrzanego. Nie wnikam w okoliczności faktyczne tej sprawy, chciałbym jednak zwrócić uwagę na uzasadnienie werdyktu. Kara upomnienia ma charakter wychowawczy i zapobiegawczy w odniesieniu do środowiska sędziowskiego. Został w ten sposób wysłany do sędziów wyraźny sygnał, że władza dysponuje skutecznym instrumentem wpływania na treść wydawanych przez nich orzeczeń.
Mamy zatem prawo do obaw. Wprowadzana reforma wymiaru sprawiedliwości spowoduje, że obywatel będzie bezbronny wobec państwa, a państwo będzie bezkarne wobec obywatela.
GK: Na czym pana zdaniem polega demontaż państwa prawa w sferze światopoglądowej?
A.K.: Twórcy Konstytucji z 1997 r. nieprzypadkowo zapisali już w artykule pierwszym: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”.
Ta konstytucyjna zasada ma znaczenie fundamentalne. Nie można budować demokratycznego państwa prawnego, jeżeli obywatele nie mają przeświadczenia, że państwo jest dobrem wspólnym. Prawo i Sprawiedliwość niszczy – systematycznie i skutecznie – przeświadczenie o państwie jako dobru wspólnym wszystkich obywateli. Partia rządząca zawłaszczyła sobie państwo po to, by realizować własne, polityczne cele. Jarosław Kaczyński mógłby powiedzieć „państwo to ja” i w tym akurat wypadku byłby naprawdę blisko prawdy, do której tak uparcie zmierza. Zawłaszczenie państwa występuje z reguły na wielu płaszczyznach, w szczególności w sferze politycznej, ekonomicznej, kulturowej.
GK: Pan mówi o zawłaszczaniu, rządzący o reprezentowaniu „suwerena”, który w wyborach właśnie tej partii dał mandat do rządzenia…
A.K.: Partia rządząca reprezentuje interesy tylko wąskiej grupy wyborców, która udziela jej wsparcia i podtrzymuje jej władzę. Mobilizuje swoich wyborców poprzez politykę zagrożenia i wykluczenia. Najpierw partia kreuje zagrożenie, np. ze strony uchodźców czy homoseksualistów, a następnie przedstawia wyborcom „jedynie słuszne” rozwiązanie. Problem zostaje przedstawiony na takim poziomie ogólności i nasycony jest tak silnymi emocjami, że wyborcy łatwo dają się nabrać na te sztucznie wykreowane problemy. Bo kto jest za tym, żeby uchodźcy sprowadzili na Polaków wyniszczające choroby albo kto zgadza się na krzywdzenie dzieci? To zwykła manipulacja, podobna do technik sprzedażowych, którymi posługują się domokrążni sprzedawcy odkurzaczy. Najpierw straszą roztoczami, a potem proponują ratunek przed nimi w postaci odkurzacza za sześć tysięcy złotych. Oczywiście nie chodzi o żadne zagrożenia, a tylko o to, żeby wyciągnąć od ludzi pieniądze. W ten sam sposób demagodzy i populiści kupują głosy wyborcze. Polityce wykluczenia służy sojusz partii z ruchami nacjonalistycznymi, co stanowi poważne zagrożenie dla polskiej demokracji i bezpieczeństwa obywateli. Za ruchami nacjonalistycznymi o proweniencji faszystowskiej, poza tym, że odwołują się do najniższych ludzkich instynktów, stoi brutalna przemoc fizyczna i słowna.
Idea państwa jako dobra wspólnego zakłada, że demokracja utrzyma się dzięki praktykowaniu cnót obywatelskich. Prawo i Sprawiedliwość, zamiast promować postawy obywatelskie, stwarza warunki do zachowań niegodnych i je nagradza. Ludzie, którzy w zwykłych warunkach, uczciwie i rzetelnie wykonują swoje zawody, nagle stają przed pokusą objęcia prestiżowych stanowisk, zapominając o etosie, jakim powinni się kierować. Cena, jaką za to płacą, jest wysoka, bowiem sięga ich sumień i charakterów, nawet jeśli sobie wyraźnie tego nie chcą uświadomić.
GK: Naprawdę nie uważa pan, że w polskim sądownictwie należy coś zmienić? Zmian oczekuje duża część społeczeństwa, więc chyba coś jest na rzeczy.
A.K.: Zmiana jest potrzebna – tu pełna zgoda. Ale reformy wymaga procedura. Należy ją usprawnić i odformalizować. Przykładem tego jest ostatnia sprawa Amber Gold, w której odczytywanie wyroku potrwa kilka miesięcy. Natomiast same zmiany personalne nie zreformują polskiego wymiaru sprawiedliwości.
GK: Jeśli państwo będzie tak omnipotentne i bezkarne, jak pan mówi, to gdzie obywatel może szukać obrony przed władzą publiczną?
A.K.: Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa, to oczywiście instytucje Unii Europejskiej. Polska należy do kręgu cywilizacji zachodniej, która zbudowana została na poszanowaniu ludzkiej godności. Z uznania ludzkiej godności jako wartości najwyższej wypływają wszystkie wolności i prawa obywatelskie, które tworzą ład konstytucyjny. Wspólnota państw europejskich powstała w reakcji na zagrożenia, jakie niosą ze sobą reżimy totalitarne. Cały porządek unijny nakierowany jest na obronę demokracji, praw i wolności obywatelskich oraz pokojowe współżycie państw i narodów.
Naruszanie tych podstawowych wartości to podważanie unijnego porządku. Polska jest obowiązana przestrzegać prawa unijnego, w tym wartości, na jakich został zbudowany porządek prawny Unii. Obywatele, sądy i urzędy mają instrumenty prawne, za których pomocą mogą wymusić na państwie przestrzeganie prawa unijnego.
GK: Na rozstrzygnięcia Trybunału oczekują pytania prejudycjalne o status nowej Krajowej Rady Sądownictwa i Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Jakie znaczenie będzie miało to rozstrzygnięcie?
A.K.: Sąd Najwyższy, rozpoznając indywidualne sprawy sędziów w oparciu o odpowiednie przepisy Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, wystąpił do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu z pytaniami prejudycjalnymi, co oznacza, że swoje rozstrzygniecie w sprawach sędziów uzależnił od wykładni prawa unijnego. Jedna ze spraw, w której złożono pytanie prejudycjalne, dotyczy odwołania sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego od negatywnej dla niego opinii KRS w przedmiocie dalszego zajmowania przez niego stanowiska, tj. po ukończeniu 65. roku życia. Odwołanie zostało złożone bezpośrednio do Sądu Najwyższego. Zgodnie z nowymi przepisami ustawy o Sądzie Najwyższym właściwa do rozpoznania odwołania od decyzji KRS jest Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Najważniejszy problem przedstawiony Trybunałowi przez Sąd Najwyższy sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: czy Izba Dyscyplinarna SN jest sądem niezależnym i niezawisłym od władzy ustawodawczej i wykonawczej? Wątpliwość co do tego, czy Izba Dyscyplinarna SN jest „sądem niezależnym i niezawisłym”, wynika z dwóch powodów, dotyczących powołania i funkcjonowania Krajowej Rady Sądownictwa. Sąd Najwyższy zwrócił uwagę na to, że władza wykonawcza i ustawodawcza zyskały monopolistyczną pozycję w wyłanianiu składu KRS.
Zgodnie z Konstytucją członków KRS wybierają sędziowie. Wybór nowych członków tego ciała przez polityków, a nie sędziów, oznacza, że skład Rady został ukształtowany w sposób niekonstytucyjny. Komisja Wenecka w swej opinii z 2017 r. zwracała uwagę, że takie wyłanianie członków KRS powoduje daleko idące upolitycznienie tego organu. Ponadto skład KRS nie został ukształtowany w sposób transparentny. Utajniono dokumenty związane ze zgłaszaniem kandydatur do KRS. Nie rozwiano wątpliwości, czy zgłoszeń nie udzielali sobie wzajemnie kandydaci do KRS, czy też zgłoszeń kandydatów nie dokonywali sędziowie podlegli ministrowi sprawiedliwości z uwagi na swoje stanowiska funkcyjne. Sąd Najwyższy zwrócił uwagę, że KRS nie reprezentuje całego środowiska sędziowskiego. W skład Rady nie weszli sędziowie Sądu Najwyższego, sądów apelacyjnych i wojskowych, przez co organ ten nie spełnia kryterium reprezentatywności.
Następnie Sąd Najwyższy zwrócił uwagę na działalność KRS – niestety nie daje ona gwarancji tego, że jej członkowie będą stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Jako przykłady wskazuje ignorowanie konstytucyjnej sześcioletniej kadencji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego czy domaganie się wszczynania postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów, którzy występują do sądu unijnego z pytaniami prejudycjalnymi o stan praworządności w Polsce. Procedura wyłaniania sędziów Sądu Najwyższego przez KRS została tak ukształtowana, żeby nie istniała żadna kontrola wyborów dokonywanych na te stanowiska. Wszystkie te okoliczności skłaniają Sąd Najwyższy do wniosku, że KRS nie wykonuje faktycznie konstytucyjnego i unijnego zadania stania na straży niezależności i niezawisłości sędziów. Skoro zatem KRS nie nosi cech sądu niezawisłego i niezależnego, to wyłoniona przez taki organ Izba Dyscyplinarna nie zapewni obywatelowi skutecznej ochrony sądowej. Widzimy więc, że sprawa rozstrzygana przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma znaczenie fundamentalne dla oceny stanu praworządności w Polsce. Gdyby Polska znajdowała się poza strukturami unijnymi, nastąpiłoby szybkie i całkowite upolitycznienie sądów i nie byłoby przed tym stanem skutecznej obrony. Gdy nie ma instytucji chroniących prawa obywatela przed władzą publiczną, pozostaje jedynie pokładać nadzieję w sędziowskim sumieniu.
GK: Czy proces upolitycznienia sądów można odwrócić?
A.K.: W latach 60. pewien amerykański prawnik odwiedził Związek Radziecki, by zapoznać się z realiami pracy radzieckich sędziów. Stwierdził, że w prymitywnej dżungli sowieckiego prawa prawnicy są jedynie narzędziami administracji.
GK: Polskim prawnikom i obywatelom też to grozi?
A.K.: Żyjemy w epoce, w której ścierają się dwie siły: demokratyczna i autorytarna. W zależności od tego, która z tych sił zwycięży, powstanie świat, w jakim będziemy żyli. Albo będzie to świat, w którym nie ma wojen, panuje demokracja, wolności obywatelskie są przestrzegane i skutecznie chronione, albo jakaś wschodnia satrapia, w której panuje prawo dżungli.
Obecnie władza publiczna buduje pastwo na ideach, które skompromitowały się w przeszłości.
Niezależne sądownictwo jest sercem demokracji. Jesteśmy świadkami niebywałego ruchu w obronie wolnych sądów. Jeśli przegrają sędziowie, to przegramy my wszyscy. Proces upolitycznienia sądów można odwrócić poprzez legislację odpowiadającą standardom unijnym i konstytucyjnym oraz poprzez postawę samych sędziów, którzy nie będą swym orzecznictwem afirmowali bezprawnych poczynań władzy.
Prawo i Sprawiedliwość wyznaje utopijną wizję, wedle której wystarczy zlikwidować wszelkie ośrodki oporu wobec poczynań władzy, aby urządzić obywatelom życie w państwie najlepiej, jak tylko można, nawet kosztem demokracji i praworządności. Tylko tzw. kasta sędziowska nie chce jeszcze zrozumieć oświeconego rozumu partii rządzącej, broniąc jedynie „swych przywilejów”.
GK: Wobec tego w którym kierunku, pana zdaniem, idziemy – budujemy państwo prawa czy je rujnujemy?
A.K.: Widać, że władza publiczna jest pilnym budowniczym, ale – parafrazując tytuł znanej książki austriackiego sędziego Herberta Rosendorfera – to są jedynie „budowniczowie ruin”.
GK: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Ewa Chojnacka
Facebook
YouTube
RSS