Rozmawiamy z Janem Puchałą, który blisko 40 lat temu wyjechał do Syrii i spędził tam kilka miesięcy. Jakie było państwo, na którego terenach dziś toczy się wojna? Jacy wtedy byli jego mieszkańcy, dziś uciekający pontonami do Europy?
„Gazeta Kłobucka”: Syria jest obecnie w stanie wojny. Pan zna ją od zupełnie innej strony…
Jan Puchała: W 1979 r. byłem na praktyce studenckiej z Politechniki Częstochowskiej. Wtedy studenci wybierali na miejsce praktyk zwykle kraje zachodnie. Syria właściwie została wolna. A ja lubiłem zwiedzać świat. Wtedy też zdarzały się tam zamachy, może dlatego inni się bali. A ja się zgłosiłem. Przeszedłem egzamin z języków obcych, musiałem pobrać szczepionki. Dużo też czytałem na temat Syrii, bo jak się jedzie do innego kraju, to trudno nie chcieć się czegoś dowiedzieć.
GK: Ma pan na pewno w pamięci obrazy Syrii z tamtych lat. Dziś w telewizji widzi pan zupełnie inne – i jak pan odbiera to, co tam się stało?
J.P.: To był piękny, rozwinięty kraj z mnóstwem pięknych budowli i wspaniałych ludzi. W Damaszku najciekawszy był dla mnie meczet Omajadów. Tam Arabowie modlili się przed umieszczoną pośrodku oszkloną kapliczką czy katafalkiem. Okazało się, że to grób św. Jana Chrzciciela. Oni czczą go tak, jak i my. Był to dla mnie pewnego rodzaju szok. Zorientowałem się, że stary Koran i nasz Stary Testament są w takich punktach zbież- ne, choć nie znam dokładnie historii, która by to tłumaczyła. Potem był przejazd do Aleppo, gdzie miałem praktykę. Przez całą Pustynię Syryjską. Początkowo zaskoczeniem było, że tam jest tak gorąco, i to już o 6. rano. Potem się okazało, że wiele zależy od psychiki. Dało się przyzwyczaić i nawet w południe chodzić po mieście. Przejeż- dżałem też wtedy przez przepiękne miasto Homs, w połowie drogi do Aleppo. W samym Aleppo – piękne tak zwane Białe Miasto, w którym wszystkie budynki były budowane z białego kamienia w rodzaju wapienia. Prześliczna jest architektura tych domów. Tam „wyżywali się” też polscy architekci, którzy u nas nie mieli takich samych możliwości, bo Syria wtedy dopiero się rozbudowywała. Kultura Syrii, która przed II wojną światową była pod protektoratem francuskim, stoi na wyższym poziomie niż pozostałych krajów arabskich. Po wojnie budowali tu też Rosjanie, m.in. wielką hydroelektrownię na Eufracie, któ- rą miałem okazję zobaczyć. To, co zrobiono z tym państwem… brakuje mi słów.
GK: Przy okazji Aleppo mówimy w zasadzie głównie o tym, co było, co przepadło w wyniku wojny.
J.P.: Tak, widzę nawet te domy zburzone. Tam znajdował się przepiękny, wielki szpital. Dziś już go nie ma, jak większości wspaniałych budynków. Polacy dużo tam budowali. Poza wspomnianą architekturą również np. największa rzeźnia w milionowym mieście to polskie dzieło. W porcie śródziemnomorskim Latakia nasi budowali wielką cementownię.
GK: Jak Syryjczycy obchodzą swoje największe święta?
J.P.: Okres ramadanu to jest święto rodzinne, jak u nas Wigilia. Kolega prosił mnie, bym u niego został, ale nie byłem do tego przekonany. Zajechałem do Damaszku…
GK: A tam wszystko było nieczynne…
J.P.: Tak. Nawet policja.
GK: À propos ramadanu. A czy miał pan okazję zobaczyć tam polskie, chrześcijańskie święta?
J.P.: Nie. W zasadzie miałem tylko okazję zobaczyć cmentarze chrześcijańskie.
GK: Bo mieszkają tam również chrześcijanie?
J.P.: Tak. A jeden z takich chrześcijan z Homsu to mieszka tu u nas, w Kłobucku.
GK: Czym się zajmuje w Polsce?
J.P.: Jest inżynierem, skończył Politechnikę Łódzką. Tam uczyli cudzoziemców z wielu różnych krajów. Gdy pracowałem na politechnice, studiowało dużo studentów z Syrii, z Iraku. Z tymi z Syrii od razu byliśmy jak koledzy, bo ja też prawie że Syryjczyk. Bardzo mili. M.in. ten Jihad Rezek.
GK: Który był potem wójtem w Boronowie?
J.P.: Przez dwie kadencje. Znałem dobrze jego i jego żonę, nawet byłem na ich weselu. Znałem ich rodziców. Jihad, choć muzułmanin, w Polsce zaprojektował kilka kościołów katolickich. Często za darmo. Tak mogą wyglądać relacje z muzułmanami. Lepiej, niż się o tym dziś często mówi.
GK: A czy wie pan, jak świętują tamtejsi chrześcijanie? Bo jesteśmy akurat w okresie przedświątecznym, stąd to pytanie.
J.P.: Pytałem, bo mnie to interesowało. W zasadzie świętują podobnie jak u nas. Mają nawet ozdoby choinkowe na nasz wzór. Ale tak całkiem blisko tych ich obyczajów nie znam. Chciałbym zaznaczyć, że tam zawsze była tak wysoka kultura, że myślałem nawet, że ten kolega, o którym wspominałem, jest chrześcijaninem. A on był muzułmaninem. Nie dawał odczuć tej różnicy. Tam się wszystko przeplata. Niedaleko Damszaku jest taka miejscowość Malula. Kto się tym interesuje, ten wie, że tam ludzie nadal posługują się językiem aramejskim.
GK: Czyli językiem z czasów biblijnych?
J.P.: Tym samym, którym mówił Pan Jezus. Z ambasady w Damaszku widać wzgórze Kasjun. To jest wzgórze trzech proroków. Tam był Mahomet, Pan Jezus i Mojżesz. Interesowałem się, jak to było możliwe, że pojawiali się tam i chrześcijanie, i muzułmanie. Mówili mi, że nie było z tym żadnego problemu. Była godzina, gdy spotykali się chrześcijanie, potem inna, gdy czas mieli muzułmanie.
GK: Dopóki się nie wmieszała polityka.
J.P.: Była inna tolerancja. Ludzie tak żyli. Teraz polityka tak różni ludzi.
GK: Ma pan kontakty z Syryjczykami w Polsce. A z tymi, którzy mieszkają w Syrii podtrzymuje pan więzi?
J.P.: No właśnie teraz ten kontakt się zerwał z powodu wojny. Wybieram się do jednego z syryjskich znajomych z Polski i może od niego się czegoś dowiem. Bo jego rodzina tam została.
GK: Ma pan poczucie, że w sytuacji, która teraz tam jest, trzeba i warto pomagać tym ludziom?
J.P.: Oczywiście, że tak! To są wspaniali ludzie. W czasie wojny Polacy z Kazachstanu też szli przez Syrię. My się za bardzo boimy tego, że to są muzułmanie. Jeśli nie ma tolerancji w stosunku do innych religii, to są wojny religijne. Myślę, że nie ma się co obawiać, że będą tu stawiać meczety. My też przecież emigrowaliśmy do Ameryki.
GK: Można też pomagać im tam, na miejscu, prawda? I pozwolić im być u siebie.
J.P.: Tak, ale najpierw musi tam być spokój. Oni na pewno kochają swój kraj. Przyjadą z powrotem, kiedy nie będzie już wojny.
GK: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Jarosław Jędrysiak
Facebook
YouTube
RSS